Rozdział 27

676 52 0
                                    

Trinity's POV

 Krew uderzyła do mojej głowy, gdy usłyszałam wielokrotne walenie w drzwi przez Louisa, co rozwalało mi czaszkę. Co się właśnie stało? Dopiero co pogodziliśmy się zeszłej nocy. To nie mogło się wydarzyć. Dlaczego to powiedziałam? Dlaczego nie mogłam powiedzieć: Nie, nie zamierzałam pocałować nikogo innego, bo teraz myśląc o tym, wiedziałam, że nie mogłabym tego zrobić. Chciałabym czuć, że jestem wystarczająco silna, jednak prawda była taka, że nigdy tak nie było.

Moją natychmiastową reakcją było wycofanie się. Zszokował mnie tym gdy powiedział mi, że jedynym powodem, dla którego nie kontaktował się ze mną było to, że myślał, że tak będzie dla mnie najlepiej, uświadomienie sobie tego, że byłam w błędzie uderzyło mnie jak tona cegieł. Moją jedyną obroną, by ukryć moją głupotę, było rzucenie złośliwego komentarza. Niestety, przez wypowiedziany przeze mnie komentarz, posunęłam się za daleko, czego się nawet nie spodziewałam.

Louis nie przestawał walić w drzwi, a moje uszy, czy tego chciały czy nie, musiały to zignorować. Nie mogłam go uciszyć. Cały czas myślałam, że już niedługo się zmęczy, jednak kolejna kolejka walnięć o moje drzwi udowadniała mi, że tak nie było i wydawało mi się, że płyta drzwi robiła się coraz słabsza za każdym z jego rozwścieczonych ruchów.

"Trinity!" usłyszałam jego wołanie pomiędzy uderzeniami, jego przytłumiony głos, mówił mi, że właśnie w tej chwili Louis oparł się o drzwi, prawdopodobnie podparł czoło o chłodną powłokę by złapać oddech.

Obraz jego samego sprawiał, że byłam niewiarygodnie zła na siebie. To była moja wina, ale byłam zbyt tchórzliwa, by się do tego przyznać. Schowałam moją głowę głęboko w moich ramionach i wypuściłam z siebie mój sfrustrowany krzyk, mając nadzieję, że materiał od mojej bluzy stłumi go wystarczająco, tak by Louis go nie usłyszał.

Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, jednak starłam ją i powstrzymałam się, by dalej nie płakać. Choć bardzo chciałam, by było inaczej, mój umysł zaczął odtwarzać w kółko wszystko co się wydarzyło, a serce przypominało mi o moich licznych wadach.

Louisa głos wyrwał mnie z moich przerażających myśli.

"Trinity" krzyknął rozdrażniony. " Nie możesz uciekać od wszystkiego, tylko dlatego, że nic nie idzie po twojej myśli! To jest prawdziwe życie, a nie pieprzona opera mydlana! Zgoda, może to popieprzona sytuacja, ale życie nie jest takie jak zostało ukazane w telewizji! Oddałem ci całego siebie, nigdy nikogo nie miałem, nigdy i ty to wiesz! Mówiłaś, że mnie nie zostawisz!"

Jego głos załamał się ledwo słyszalnie na ostatnim zdaniu, jednak usłyszałam to. Starałam się zatrzymać łkanie i drżenie mojego ciała, ale nici z moich wysiłków. Pozwoliłam im zawładnąć mną. ' To jest właśnie to, na co zasługujesz' powiedziałam do siebie. ' Zapracowałaś sobie na to.'

Miał rację i to było najgorsze. Jeżeli nasze kłótnie nie będą mnie prześladować we śnie przez najbliższe tygodnie, mogłyby to robić jego ostatnie słowa. Będzie tak dopóki tego nie naprawię. Teraz. Miałam wybór. Mogłam pozwolić mu odejść i udawać, że wcale mnie to nie obchodzi, ukryć i zablokować moje emocje, pozwolić mu ruszyć na przód, ponieważ zasłużył na to lub mogłabym otworzyć drzwi i porozmawiać z nim. 

Moja podświadomość mówiła mi, że jeżeli nie byłabym egoistką, pozwoliłabym mu odejść i ruszyć na przód. Zasługiwał na kogoś lepszego niż ja. W ten sposób mógł znaleźć kogoś wartego jego czasu, cierpliwości i zaufania, kogoś kto nie zdradziłby go. Kogoś kto odwzajemni jego uczucie. Kogoś kto nie był mną.

Lecz ja jestem egoistką.

Niezdarnie walczyłam z moimi stopami, biegłam próbując oczyścić ręką moją twarz nim stanę na przeciw Louis'a. Szarpnięciem otworzyłam drzwi, spotkałam się jedynie z falą zimnego powietrza i trudną prawdą, że mnie zostawił.

Miał ze mnie nie zrezygnować.

Nie. Nie. Nie, coś we mnie krzyczało. To nie jest miejsce, gdzie nasza historia miała się zakończyć. Nie skończyłam z moją bajką, i będę przeklęta, jeśli pozwolę jej skończyć się zbyt szybko. Zdecydowałam, jestem gotowa.

Chwyciłam moje kluczyki, pociągnęłam za sobą drzwi by się zamknęły, pobiegłam do samochodu. I nawet nie pomyślałam by je zamknąć. Nic w graniach tego domu nie było bardziej wartościowe, do teraz. Miałam misję, jedno wyzwanie.

Moje oczy obserwowały nerwowo całą drogę, obliczałam obrażenia, które nieumyślnie spowodował. Licznik powiedział mi, że jadę szybciej niż powinnam, ale to była ostatnia rzecz w mojej głowie.

Moje ciało skierowało samochód w stronę jedynego miejsca, w którym miałam nadzieję, że Louis jest. Wiedziałam, że jego pobyt w swoim domu wydawał się rażąco nie rzeczywisty, ale nie miałam innego racjonalnego pomysłu, na pewno warto spróbować.

Mój samochód wpadł w lekki poślizg, opony zjechały na żwir prowadzący do jego domu. Pchnęłam się samochodem aż  nagle zatrzymałam się przed kratą, pobiegłam w kierunku klawiatury z brzęczykiem. Moje palce pastwiły się nad przyciskami, mózg zapomniał kodu, owładnęła mnie ślepa panika.

Podziękowałam niebiosom kiedy mój mózg oprzytomniał i moje palce pospiesznie uderzały w liczby. W pośpiechu ślizgałam nimi po plastiku. Bramy zaczęły otwierać się skrzypiąc, ale nie miałam czasu by czekać. Ciągnęłam za nie pomagając sobie palcami i próbowałam przecisnąć się przez wąską szczelinę, która utworzyła się w kilka krótkich sekund, czułam się jakby ta emocjonalnie-destrukcyjna chwila trwała tysiąc lat.

Moje stopy znalazły drogę do samych drzwi, potykając się co kilka kroków, ramiona wymachiwały przede mną w desperackiej próbie odzyskania równowagi. Kiedyś, dawno, każdą funcję miałam wypełnianą spokojem, trzeba jednak naprawić rzeczy większe niż pragnienie normalności.

Niestrudzenie zastukałam kołatką do drzwi, mój szloch odbijał się od nich echem z powrotem do moich uszu. Dźwięk ten tylko wywoływał samo-wstręt, który obecnie się ze mnie wydobywał. Byłam tak zagubiona w moim bezradnym koszmarze, że nie zauważyłam, że ktoś otwiera drzwi. 

Zatoczyłam się do tyłu na moich stopach i odgarnęłam włosy z twarzy, natychmiast błagając Louisa by zachował otwarte drzwi wystarczająco długo bym mogła mu wytłumaczyć. 

To, co zobaczyłam kiedy w końcu  zwróciłam uwagę na to co było przede mną, odepchnęło mnie na bok. Stał tam Louis, na jego zniszczonej twarzy wyraźnie było widać rozpacz, oczy czerwone i spuchnięte od płaczu, łzy biegnące wzdłuż bladej twarzy, wydrążone policzki i jego nos pochyły od łez, był wyraźnie zagubiony. 

Widziałam jak otwiera usta żeby coś powiedzieć, ale coraz większe łzy spływały mu po twarzy, sięgnęłam i położyłam palec na jego ustach. 

To, co powiedziałam potem, ledwie byłam w stanie wykrztusić szeptem pomiędzy rozpaczliwym płaczem.

"Nie, " Płakałam, " Teraz moja kolej  by coś powiedzieć. "

******

Rozdział przetłumaczony przez zouwix3 :)

Letters (Dark Louis Tomlinson ||translated PL )Where stories live. Discover now