TW: slight nudity
Sherlock nienawidził, gdy ktoś nieproszony szwędał się po jego mieszkaniu. Poza Johnem, panią Hudson oraz klientami, którzy i tak nie śmieli ruszać się z przygotowanego dla nich krzesełka, nikt nie miał prawa chociażby próbować chodzić po wnętrzu wynajmowanej przez niego przestrzeni. Niezbyt ciężko więc wyobrazić sobie jak wściekły był, gdy właścicielka oznajmiła mu, że do wolnego pokoju, na końcu korytarza wprowadzi się lokator, a konkretniej... Lokatorka.
Na samą myśl o tym, że ktoś jeszcze będzie dzielił z nim mieszkanie, doprowadzała go do obłędu. W dodatku, o zgrozo, miała to być kobieta! Nie mógł wręcz znieść myśli o tym jak trudne musi być mieszkanie z przedstawicielką płci przeciwnej, wiedział jakie kobiety są: spędzają wręcz godziny w łazience, większość z nich ma manię na temat czystości, są wścibskie, wszędzie chcę dodawać "kobiecego dotyku", a co najgorsze - człowiek nie zdąży nawet zauważyć, kiedy taka zapanuje nad jego życiem codziennym i zdominuje wszystko, co do niego należy. Nie omieszkał oczywiście podzielić się swoimi argumentami z panią Hudson, ale ta stanowczo odparła, że decyzja została już podjęta czy mu się to podoba czy nie.
- Musisz być nieco bardziej otwarty Sherlocku, to dobra dziewczyna - dodała jeszcze, kiedy detektyw spojrzał na nią obrażony jej odpowiedzią. - Jest dla mnie prawie jak rodzina, nie mogę jej tak zostawić, musisz to zrozumieć...
Ale on nie zamierzał. Kiedy tydzień później niechciany lokator miał zacząć się wprowadzać, naburmuszony siedział w swoim fotelu. John, który podchodził do całej sytuacji znacznie bardziej neutralnie, posłał przyjacielowi błagalne spojrzenie.
- Zamierzasz tu tak siedzieć? - zapytał z niedowierzaniem. - Mógłbyś chociaż wykazać cień entuzjazmu i pomóc jej coś wnieść, to nic cię nie kosztuje...
- Nie będę pomagać żadnemu gówniarzowi, który ma tu mieszkać, niech radzi sobie sama - odparł podirytowany detektyw i gwałtownie wstając z fotela, sięgnął po swoje skrzypce, by choć odrobinę rozładować emocje. Jakiż on był wściekły.
- Jak chcesz, zrobię to sam - Watson wzruszył ramionami i zszedł na dół, by zaczekać na "intruza" razem z Hudson.
Jakież było jego zdziwienie, gdy tym "gówniarzem", jak stwierdził Sherlock , okazała się dość młoda, ale dojrzała kobieta o pięknym, miłym uśmiechu i rozwianych [kolor] włosach. Martha zdecydowanie przesadziła, nazywając ją "dziewczyną".
- [Imię]! - starsza pani wykrzyknęła zachwycona, zamykając swoją nową lokatorkę w szczelnym uścisku.
- Dzień dobry, Martho - wdzięczny śmiech kobiety rozbrzmiał na ulicy, kiedy ta objęła drugą ramionami. - Niesamowicie się cieszę, że cię widzę...
- Wszystko jest już gotowe, pokój jest czysty i czeka na ciebie -odparła Hudson, odsuwając się od [kolor]włosej. - Chodź, John pomoże ci z bagażami...