TW: mentions of violence (?)
To się nazywa pech. Najprościej w świecie, zwykły pech. Cholerne fatum, karma i Bóg jeden wie jak to jeszcze nazwać. Bo jak inaczej nazwać tak pechowy ciąg zdarzeń? I to przez cały tydzień! Ale od początku...
Wszystko zaczęło się feralnym poniedziałkiem. Na lekcji wf-u [T.I.] skręciła nadgarstek, co wykluczyło ją z zawodów siatkarskich. Przez to całe zamieszanie nie nauczyła się na najważniejszy sprawdzian z matematyki, który w efekcie we wtorek zawaliła. W środę, idąc przekazać nauczycielce zwolnienie z wf-u, dostała piłką do zbijaka w twarz. Złamała nos. W czwartek natomiast jej największy crush, Peter Parker usiadł z nią na chemii. Nie dość, że wyglądała w ten dzień, jakby wypadła z kombajnu, to nauczyciel prowadzący lekcję otworzył fiolkę z jakimś śmierdzącym gównem, w efekcie czego dziewczyna zwymiotowała. Ale piątek... Piątek to było apogeum. Na sam początek, nie zadzwonił jej budzik, nie zdążyła na trzy autobusy, kot nasikał jej do ulubionych butów i zapomniała wypracowania na angielski. W szkole okazało się, że ma na sobie dwie inne skarpetki, a na głowie ma stos siana. Mimo wszystko przetrwała ten dzień. Peter podszedł do niej ba korytarzu i zapytał czy czuję się dobrze po wcześniejszym dniu. Paląc buraka, odburknęła, że dobrze i przeprasza za sytuację z chemii. On odpowiedział, że nie szkodzi i poszedł.
Tak skończył się dzień. [T.I.] była szczęśliwa, że to już koniec. Lekkim krokiem wracała przez miasto, mając nadzieję, że nic złego już jej nie spotka. Oczywiście, myliła się. Przez kompletny przypadek znalazła się w samym środku rozróby wywołanej przez Shockera. Czy mogła mieć bardziej przerąbane?
Strach ją sparaliżował. Nie mogła się ruszyć. Patrzyła jak wszystko wokół się wali. W momencie, w którym myślała, że spadający słup wysokiego napięcia na nią spadnie, poczuła jak coś lub ktoś odciąga ją z jej miejsca. Na początku wydawało jej się, że to funkcjonariusz policji, ale spojrzawszy na swojego wybawcę, oniemiała. To był Peter Parker we własnej osobie.
- Jesteś cała, [T.I.]? - zapytał, a ona zastanowiła się jakim cudem zna jej imię.
Dziewczyna skinęła głową. Nie zemdlej. Nie zemdlej. Nie zemdlej teraz.
- Peter, jak ty się tu tak szybko znalazłeś? - zdziwiła się. - Byłeś...
- Przechodziłem - wyjaśnił pośpiesznie, po czym badawczo rozejrzał się dookoła. - Słuchaj, zabiorę cię stąd, okej?
[T.I.] spojrzała na niego zaskoczona. Jak, do cholery Parker chciał ją stamtąd zabrać. Sam?
- Jak chcesz to zrobić w środku tego bajzlu? - zapytała bez ogródek.
Adrenalina wciąż płynąca w żyłach dziewczyny, sprawiała, że jej wrodzona nieśmiałość zanikała. To było na plus.
- Zaufaj mi - poprosił Peter, łapiąc ją za rękę.
Dziewczyna była gotowa z nim iść, ale czerwona lampka w jej głowie nie pozwoliła na to. Zdrowy rozsądek przede wszystkim.
- Powinniśmy zaczekać na policję albo... No nie wiem, Peter - westchnęła, kiedy pociągnął ją za sobą. - Nie możesz tam tak po prostu wyjść, on nas pozabija!
Parker zatrzymał się. Popatrzył na [t.k.w.]wlosą i westchnął. Nie miał pojęcia jak przekonać ją do wyjścia stamtąd. Nie mógł przecież powiedzieć: "Zaufaj mi! Jestem Spidermanem, wyciągnę Cię stąd!".
- Zrobimy inaczej - ponownie wszedł z dziewczyną w głąb ich kryjówki. - Pod żadnym pozorem stąd nie wychodź, okej? Wezwę pomoc, ale masz się stąd nie ruszać.
[T.I.] zastanowiła się na moment. Nie chciała zostawać sama, ale zatrzymując Petera, ściągała na nich obydwoje niebezpieczeństwo. Postanowiła pozwolić mu iść.
- Peter, uważaj na siebie - poprosiła, patrząc na niego.
Gdyby nie sytuacja, która wymagała trzeźwości umysłu i opanowania, pewnie nie byłaby w stanie w ogóle odezwać. W końcu Peter był jej crushem!
Parker uśmiechnął się do niej i miał już iść, ale w ostatniej chwili odwrócił się do niej.
- Jak przeżyjemy, to umówisz się ze mną? - zapytał z uśmiechem.
Serce [T.I.] zatrzymało się na chwilę. Parker chciał się z nią umówić. Parker. Randka z Parkerem!
- Najpierw chcę przeżyć - mruknęła jedynie, choć w środku szalała.
- Masz to jak w banku - po tych słowach zniknął.
[T.k.w.]włosa usiadła na krawężniku i westchnęła. Miała nadzieję, że Peter się pospieszy. Nie minęło dużo czasu, kiedy w zaułku obok dziewczyny wylądował znany wszystkim bohater a czerwonym kostiumie.
[T.I.] zmarszczyła brwi na jego widok. Peter go wezwał? Jak...
- Hej - przywitał się Spiderman. - Zabieram cię stąd.
Podszedł do wciąż zbyt zaskoczonej, aby się odezwać dziewczyny i chwycił ją za rękę. Poszedł z nią do końca alejki i rozejrzał się uważnie, obmyślając jak najbezpieczniejszy plan ucieczki.
- Będziesz się mnie musiała mocno trzymać - rzekł w końcu, chwytając ją za talię. - Dasz radę, prawda?
Dziewczyna zamarła. Czy on do cholery był nienormalny?
- M-mam lęk wysokości - mruknęła. - To nie jest dobry pomysł...
- Zaufaj mi - odwrócił się do niej przodem.
Jego głos był lekko zniekształcony przez maskę, ale mimo wszystko zabrzmiał dziwnie znajomo. Bardzo znajomo. Peter?
Nim zdążyła odpowiedzieć, chłopak mocniej złapał ją w pasie i odwrócił się w stronę otwartej przestrzeni ulicy, gdzie Shocker wciąż siał chaos.
- Trzymaj się - po tych słowach znaleźli się w powietrzu.
[T.I.] mocniej wtuliła się w jego ciało. Uderzył ją znajomy zapach perfum i wtedy to do niej dotarło. To był Peter. To zawsze był Peter. Zaśmiała się pod nosem. Jak mogła się nie domyśleć?
- Hej Parker - zawołała do jego ucha. - Umówię się z tobą, jeśli mi to wyjaśnisz!