TW: sickness, character's death
Drużyna Wolnej Woli w ciszy wróciła do bunkra. Nikt nie ważył się powiedzieć nawet słowa od paru godzin. Odkąd wsiedli do samochodu po polowaniu, tak do momentu wejścia do bunkra, panowała między nimi grobowa cisza.
Castiel wszedł pierwszy z wyrazem głębokiego smutku na twarzy, za nim Sam, którego twarz wciąż była wilgotna od łez, a na końcu pochodu, Dean... Z kamienną miną, zaciśniętą szczęka i t.k.w.włosą dziewczyną na rękach. Trzymał ją mocno, aby się nie osunęła i nie spadła na ziemię.
Jej oczy były zamknięte, całe ubranie miała we krwi, a na piersi dziurę po anielskim ostrzu. Gdyby nie to, możnaby pomyśleć, że śpi... Odpoczywa po polowaniu, ponieważ jej twarz była niezwykle spokojna. Nic jednak bardziej mylnego. Dziewczyna nie żyła już od paru godzin. Jej ciało było chłodne i bezwładne, przez co Dean musiał trzymać ją naprawdę mocno.
Bez słowa zaniósł ją do jej pokoju w bunkrze, aby ostrożnie położyć ją na jej łóżku, zanim pomyślą co dalej. Bo musieli zrobić coś dalej. Nie było możliwości, aby ją tak zostawić. Po prostu nie.
Castiel usiadł zmarnowany na krześle i schował twarz w dłoniach, opierając łokcie na stole. Był bliski płaczu. Nie mógł wybaczyć sobie tego, że T.I. przypłaciła życiem jego nieuwagę. Nie zauważył anioła, który chciał się na niego rzucić, a ona... Ona zasłoniła go własnym ciałem. Ostrze przebiło serce, Castiel wciąż miał ten widok przed oczami. Wciąż miał jej krew na swoich dłoniach i jej zbolały krzyk w uszach.