Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Śnieg pięknie lśnił w delikatnym, porannym, zimowym słońcu, odbijając jego promienie, delikatne rażąc w oczy. Tafla polowego lodowiska była idealnie gładka i wyglądała jak czysty kryształ, kiedy dotarli na miejsce. Mroźne powietrze przyjemnie szczypało ich twarze, przez co rumieńce ukazały się na ich policzkach. Było całkiem pusto, T.I. wiedziała, kiedy przyjść, aby mieć trochę spokoju.
- Chodźcie, chłopcy! - uśmiechnęła się promiennie, poprawiając ciężką torbę na ramieniu.
Była bardzo podekscytowana. W końcu mieli trochę spokoju... W końcu mogła pokazać im swoją ulubioną rozrywkę. Dziewczyna natychmiast dopadła ławkę, która służyła za przebieralnię i zdjęła swoje buty, zmieniając je na parę pięknych, białych łyżew figurowych. Kurtkę zmieniła na ciepłą, polarową bluzę i nie czekając na przyjaciół, wskoczyła na lód. Zaczęła od wolnego okrążenia w rytm powolnej piosenki, która leciała z głośników, ustawionych przy każdym rogu lodowiska. Przymknęła zadowolona oczy, sunąc miękko po idealnej tafli. Zakręt pokonała przekładanką, nawet nie uchylając powiek. Było jej cholernie dobrze.
Wróciła do rzeczywistości, kiedy usłyszał drugą parę łyżew za sobą. Gabriel szybko zrównał się z nią, wykonując zgrabne ruchy, doświadczonego łyżwiarza w swoich czarnych figurówkach.
- Miałaś doskonały pomysł, cukiereczku - wyprzedził ją nieco, po czym odwrócili się do niej przodem i zaczął bez problemu sunąć po lodzie tyłem.
Nie szczędził sobie skomplikowanych przekładanek i innych popisów, w końcu nie zawsze trafiła się okazja, aby Archanioł mógł pochwalić się swoim łyżwiarskim talentem. A był w tym naprawdę dobry.
- Też się cieszę, że mogłam was tu zabrać - T.I. obdarzyła go pięknym uśmiechem, rozkoszując się odgłosem ich łyżew tnącyh lodową taflę.
Podjechali do wejścia na lodowisko. Sam kończył wiązać łyżwy Deanowi, który kompletnie sobie z tym nie radził. Castiel wciąż męczył się ze swoimi. Dziewczyna zeszła z lodowiska i uklękła przed aniołem.
- Pomogę ci, Cassie - zaśmiała się uroczo, zaczynając profesjonalnie wiązać łyżwy na nogach ciemnowłosego.
- Dziękuję, T.I. - Castiel westchnął ciężko, kiedy t.k.o.oka skończyła sznurować jego obuwie.
Dziewczyna ponownie się uśmiechnęła i wstała ze swojego miejsca. Dean i Sam byli już gotowi do wejścia na lód.
- Nie ma za co, aniołku. Chodź - wystawiła do niego dłoń i pociągnęła w stronę tafli.
Razem na nią weszli. Castiel stał niepewnie na swoich czarnych hokejowych łyżwach. Wyglądał jak źrebak, który stawia swoje pierwsze, nieudolne kroki. Kurczowo trzymał się dłoni T.I., która powoli sunęła tyłem, pokazując mu jak ma ustawiać nogi.
- Spokojnie, Cassie - rzekła łagodnie, powoli stawiając nogi na lodzie. - Patrz na mnie i rób to co ja...
Jej uśmiech go uspokajał. Ostrożnie powtarzał jej ruchy, niepewnie odpychając się na lodowej tafli. Na jego twarzy zaczął pojawiać się uśmiech, kiedy powoli zaczęło mu wychodzić. Wciąż bardzo nieudolnie, ale jednak, zaczął jechać po lodzie. Co chwila potykał się o czubki łyżew, ale podobało mu się to. Podobał mu się ten sport...
Triumf anioła nie trwał jednak długo. Zupełnie nagle pod nogami T.I. znalazł się Dean, który wygrzmocił się jak długi, sunąc przez moment na brzuchu jak pingwin. Dziewczyna potknęła się o jego nogi i wylądowała na swoim tyłku, przez co pociągnęła Castiela, który runął na nią. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Wesoła, mokra, ludzka kanapka leżała jeszcze przez chwilę na lodzie, dopóki Sam nie podjechał do nich i po mistrzowsku obsypał ich śniegiem, który wytworzył podczas hamowania. Zaśmiał się uroczo, podając T.I. rękę, aby wstała.
- To była piękna wywrotka - uśmiechnął się pięknie.
Chwilę później nadjechał roześmiany Gabriel, który po wykonaniu piruetu, stanął przed przyjaciółmi i pomógł wstać młodszemu bratu. Dean podniosłem się jako ostatni. Był z całej gromadki najbardziej mokry, co świadczyło o ilości upadków jakie zaliczył. A było ich całkiem sporo. Winchester kompletnie nie miał pojęcia jak jeździć na łyżwach.
- Wy jesteście jacyś nienormalni... Jak w ogóle można... - nie dokończył, ponieważ znów wylądował na lodzie.
Wszyscy skwitowali to śmiechem. Sam pomógł mu pozbierać się z podłoża i od nowa zaczął mówić mu co ma robić z nogami. Jednak zdezorientowana mina starszego z braci tak rozczuliła T.I., że postanowiła wziąć go w swoje ręce.
- Sammy, zajmij się Cassiem - zaśmiała się pięknie, po czym zgrabnie podjechała do Deana.
Chwyciła jego zimną dłoń w swoją, opatuloną puchową rękawiczką i zaczęła delikatnie ciągnąć go za sobą. Dean początkowo potykał się o właśne nogi, próbując stawiać łyżwy na lodzie.
- Nic nie rób, Dean - uśmiechnęła się dziewczyna, kontynuując swoje ruchy. - To w końcu samo przyjdzie...
Tak jak powiedziała, po którymś z kolei okrążeniu, zielonooki załapał. Zaczął równie niezdarnie co Castiel jechać po lśniącej tafli. Wciąż trzymał dłoń T.I., lecz stawiał już coraz pewniejsze kroki.
- Odbijamy! - usłyszeli za sobą głos Sama, który bezceremonialnie podniósł t.k.o.oką z tafli, obkręcił się z nią wokół własnej osi i bezpiecznie odstawił spowrotem.
- Nie wiedziałam, że w Stanford uczą jeździć na łyżwach - zadroczyła się T.I., patrząc z niedowierzaniem na młodszego Winchestera.
- Sam się nauczyłem - Sam uśmiechnął się dumnie i pomknął po tafli, aby podokuczać Deanowi.
T.k.w.włosa natomiast dogoniła Gabriela, który był wniebowzięty. Cas próbował dotrzymać mu kroku, jednak co chwila lądował jak długi na ziemi.
- Cassie, moja mała, słodka, pszczółko - zachichotała dziewczyna, pomagając aniołowi zebrać się z lodu.
Splotła ich dłonie ze sobą, po czym podjechała do Gabriela, którego też chwyciła za rękę. Potem takim samym sposobem zgarnęli Deana i Sama. Wyglądali wprost przeuroczo. Nie groziła im żadna apokalipsa, nikf nie chciał ich zabić... Byli wielką, szczęśliwą rodziną... Taką, jaką zawsze każde z nich chciało mieć.
W końcu śnieg zaczął sypać z nieba. Jego płatki spadały leniwie na lodową taflę, topiąc się na niej. Dla T.I. był to jednak sygnał, aby wracać do domu. Wzięła chłopców z lodowiska i zarządziła powrót do domu.
- Zrobię wam gorącą czekoladę jak wrócimy - zaproponowała z uśmiechem.
Gromadka zgodziła się radośnie, niczym przedszkolaki, a T.I. uśmiechnęła się. Kochała ich. Bardzo ich kochała. Wiedziała, że bez nich jeż życie nie miałoby sensu. W głowie już planował kolejny wypad na łyżwy... Zapowiadała się w końcu piękna zima...