you were gone

3.6K 224 38
                                    

TW: angst


- Naprawdę uważasz, że to dobry pomysł, by wracać na Ziemię? - zapytał spokojnie Loki, wpatrując się na zarys znajomej mu już planety, pojawiający się przed nimi

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Naprawdę uważasz, że to dobry pomysł, by wracać na Ziemię? - zapytał spokojnie Loki, wpatrując się na zarys znajomej mu już planety, pojawiający się przed nimi.

- Oczywiście, że tak - Thor uśmiechnął się pod nosem, spoglądając na młodszego brata. - Ludzie na Ziemi mnie uwielbiają, jestem tam bardzo popularny.

Czarnowłosy wywrócił oczyma, biorąc głęboki oddech.

- Pozwól, że to powtórzę: czy naprawdę uważasz, że to dobry pomysł, by sprowadzać mnie z powrotem na Ziemię? - spojrzał na blondyna nieco błagalnie, z czymś na kształt nadziei w oczach.

- Prawdopodobnie nie, jeśli mam być szczery... - na twarzy Asgardczyka ponownie pojawił się uśmiech. - Ale nie martw się, bracie. Mam przeczucie, że wszystko się ułoży.

Loki pokiwał powoli głową, dalej nie odrywając wzroku od zbliżającej się coraz bardziej Ziemi.

- Myślisz, że mi wybaczy? - zapytał po chwili ciszy.

Nie musiał nawet wypowiadać imienia na głos, Thor doskonale wiedział o kogo chodzi.

- Nie wiem, ale warto spróbować - odparł, kładąc dłoń na ramieniu brata. - Co masz w końcu więcej do stracenia?

~~~

Nowy Jork już dawno pogrążył się w śnie i deszczu. Dochodziła trzecia w nocy, a na dworze, oprócz bezdomnych kotów, które schowały się pod daszkami i w otwartych oknach piwnic, nie było żywej duszy. Czasami słychać było przejeżdżający samochód, a na horyzoncie od czasu do czasu pojawiała się żółta taksówka... Poza tym było naprawdę spokojnie. Jedynie w mieszkaniu na czwartym piętrze brooklyńskiej kamienicy świeciło się blade światełko, pochodzące prawdopodobnie od drobnych lampek lub kuchennej żarówki. Do właścicielki mieszkania sen jeszcze nie dotarł...

[Kolor]włosa kobieta wyszła z ciemnego pokoju i cichutko domknęła za sobą drzwi, jakby nie chciała narobić zbyt wiele hałasu, po czym westchnęła cicho. Nawet w wyblakłym świetle, które z ledwością rozjaśniało mieszkanie, widać było, że jej twarz jest poszarzała... Zmęczona. Przecierając wrażliwe, wręcz same zamykające się oczy, poczłapała leniwie do kuchni, by zrobić sobie herbaty. Po drodze potknęła się o śpiącego na podłodze czarnego kota, którego znalazła tego poranka i przyniosła do domu.

- Przepraszam, kiciu... - wyszeptała, natychmiast biorąc kotka na ręce i delikatnie go przytulając. Był bardzo łagodny, jak na przybłędę.

Kocur cicho zamruczał wyraźnie zadowolony z pieszczoty. Branie go do domu bez zastanowienia było ogromnie nieodpowiedzialne i T/I doskonale o tym wiedziała, ale zrobiła w życiu tyle nieodpowiedzialnych i wołających o pomstę do nieba rzeczy, że kot w porównaniu do tego był zaledwie kroplą w oceanie. Wciąż tuląc zwierzaka do siebie, weszła do kuchni i włączyła czajnik. Kot zgrabnie zeskoczył na blat i zaczął wpatrywać się w kobietę przenikliwymi, zielonymi oczyma.

ⁱᵐᵃᵍⁱⁿʸ ᶜʰᵃʳᵃᶜᵗᵉʳ ˣ ʳᵉᵃᵈᵉʳOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz