TW: mentions of death, mentions of suicide
Cold bones. Yeah, that's my love
Kamień był zimny i mokry od deszczu pod jego palcami, kiedy przesunął nimi po nagrobku z wygrawerowanymi literami, które tak surrealistycznie układały się w imię. T.I. T.N. zmarła ledwie cztery miesiące wcześniej w wyniku wykrwawienia. Popełniła samobójstwo, ponieważ nie mogła pozbierać się po stracie ukochanego, który zmarł, zeskakując z dachu szpitala. Odebrała sobie życie bez chwili zastanowienia. Tak po prostu, jak gdyby to nic nie znaczyło. A znaczyło wiele dla wszystkich dookoła...
- Nie wiem czy spodobałoby ci się to, ale przyniosłem ci kwiaty... - Sherlock bardzo nie chciał, by jego głos się załamał, nawet jeśli nie mogła go usłyszeć. - Nigdy tego nie robiłem, dlatego nie miałem pojęcia, które lubisz najbardziej. Czy w ogóle lubisz... Dlatego wziąłem kilka rodzai...
Z tymi słowy położył nieco zmarznięty i jakby wypłowiały bukiet w stonowanych kolorach przed samym nagrobkiem. Cicho pociągnął zaczerwienionym od zimna nosem... Albo zaczerwienionym płaczu?
- To jakiś absurd, bo jestem wściekły, że zrobiłaś coś takiego... - zaczął się śmiać przez łzy, zbierające się w kącikach jego oczu. - Ale to ja zrobiłem ci to jako pierwszy... Żyłabyś, gdybym do cholery nie zeskoczył...
Kolejny głęboki oddech. Nie będziesz tu ryczeć, Holmes... Jesteś ponad to.
- Gdybym tylko mógł ci się z tego wytłumaczyć, to bym to zrobił... - Sherlock powoli się wycofał. Nie dałby rady dłużej tam stać. Zimno bijące od grobu go przeszywało... Przerażało. - Kochałem cię zbyt bardzo, by dać cię skrzywdzić z mojego powodu i patrz do czego doprowadziłem.
Kolejny raz jego palce zgrabnie przebiegły po grawerze na marmurze, a smutny uśmiech zabłąkał się na jego ustach.
- Wybacz mi T.I. - szepnął z poczuciem winy ciążącym na jego barkach, przez co jego normalna postura wydawała się nieco drobniejsza. Zaczął się garbić. - Byłem pewien, że robię to, co powinienem... Żegnaj, najdroższa...
Nieco ociężale postawił kołnierz płaszcza do góry, by osłonić twarz przed smagającym ją, lodowatym wiatrem. Spuściwszy głowę, podążył do wyjścia z londyńskiego cmentarza... Zostawił tam swą miłość. Zimną i zakopaną w parę metrów pod brudną ziemią.
She hides away like a ghost
Wyobrażał to sobie inaczej. Zupełnie inaczej. Był pewien, że kiedy wróci, to wszystko jakoś się ułoży... Spodziewał się oczywiście, że nie tak od razu, bo jasne było, że ją skrzywdził. Rozważył nawet kilka opcji na reakcję jego ukochanej, ale tego... Nie mógł przewidzieć...
/Sherlock był już niemal gotowy do powrotu na Baker Street. Niezmiernie z siebie zadowolony, zapinał ostatnie guziki marynarki, już układając w głowie plan swojego powitania z T.I.