to die like a hero

6K 229 31
                                    

TW: blood, death of characters

TW: blood, death of characters

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

~~~

Avengers wszystko co w ich mocy, aby powstrzymać Ultrona. Podzielili się na grupy. Romanoff z Rogersem zajmowali się armią Ultrona, bliźniaki Maximoff wraz z Bartonem zbierali cywilów z niebezpiecznych sfer, a [T.N.] i Stark, mieli zająć się samym Ultronem. Nim wszyscy rozbiegli się na swoje miejsca, Pietro spojrzał ostrzegawczo na Tony'ego.

- Pilnuj jej - rzekł poważnie.

- Ze mną nic jej nie grozi - zapewnił Iron Man, po czym każdy ruszył do swoich zadań.

[T.I.] wsiadła na swój motocykl i ruszyła za Starkiem, który zamierzał rozpracować Ultrona. Kobieta miała odwracać jego uwagę tak długo jak to możliwe. To była misja samobójcza i [T.I.] bardzo dobrze o tym wiedziała. Każda robota mogła być ostatnią, a ona nigdy nie myślała, że kogoś zabolałaby jej strata.

Odwrócenie uwagi Ultrona nie było trudne, dopóki [T.I.] miała swój motocykl, a Stark raz po raz ładował w niego jakieś pociski. Jednak na dłuższą metę, nie przynosiło to większych efektów. W pewnym momencie, kobieta straciła panowanie nad swoją maszyną i w ostatniej chwili zdołała z niej zeskoczyć nim zderzyła się ze ścianą budynku.

- Potrzebuję wsparcia - oznajmiła na ogólnodostępnej częstotliwości, aby wszyscy członkowie grupy ją usłyszeli. - Straciłam sprzęt, a na ogonie mam Ultrona.

- Zajmę się nim - -[T.I.] usłyszała głos Starka. - Dołączysz do Rogersa i Natashy po drugiej stronie miasta.

- A co z tobą? - zapytała zmartwiona. - Dasz radę?

Tony zaśmiał się w typowy dla siebie sposób.

- Jak zawsze, skarbie - odrzekł pełnym pewności siebie tonem. - Teraz idź. Po drodze miniesz Bartona z bliźniakami. Niech Pietro cię osłania dopóki nie dotrzesz do Steve'a.

- Tak bardzo się o mnie martwisz? - kobieta zapytała pół żartem, nim stracili łączność.

- Nie tylko ja - mogłaś niemal wyobrazić sobie jego głupkowaty wyraz twarzy.

[T.I.] uszyła w kierunku drugiego krańca miasta, gdzie miała dołączyć do Rogersa. Mijałaratusz, kiedy coś mignęło jej przed oczami. Zdezorientowana rozejrzała się dookoła, gotowa do ataku. Odetchnęła, kiedy zobaczyła srebrnowłosego chłopaka.

- Nie widziałaś, że nadchodzę? - zapytał z głupim uśmiechem, a [T.I.] wywróciła oczami. - Będę twoim stróżem w tej podr...

- Nie gadaj, tylko prowadź - kobieta przerwała mu niby zirytowana.

Nie chciałaś tego przyznać, ale między nią, a Pietrem coś było. Coś co zrodziło się, kiedy ich oczy po raz pierwszy się spotkały (jakkolwiek oklepanie to brzmi) i ciągle rozkwitało. [T.I.] nie dawała jednak nic po sobie poznać, mimo wyraźnych zalotów Maximoffa. Był częścią jej pracy, a do tego nie można się przywiązywać.

- Jesteś czasem taka nieprzyjemna - mruknął, udając, że się obraża. - Ale chyba to w tobie lubię...

- Skończ, Maximoff - kobieta uderzyła się otwartą dłonią w środek czoła. - Wiesz gdzie jest Steve i Nat? To prowadź.

Pietro uśmiechnął się pod nosem z wyższością.

- Nadążysz, żółwiu? - zapytał, a [T.I.] zmierzyła go morderczym spojrzeniem. - Okej, okej. Bez super-szybkości...

Po tych słowach ruszyli opustoszałymi ulicami Sokovii. Co jakiś czas wpadali na odłamy armii Ultrona, ale z pomocą Maximoffa, łatwo udawało się ich pozbyć. [T.I.] była zadowolona z faktu, że to właśnie Quicksilver miał ją osłaniać. Każda chwila w jego towarzystwie mogła być ostatnią, dlatego cieszyła się każdą minutą.

Byli już niedaleko celu, kiedy Pietro nagle zaciągnął kobietę za rękaw w jakiś zaułek. Zdenerwowana [T.I.] chciała pytać co się dzieje, ale on zakrył jej usta dłonią, wskazując ruchem głowy na dużą grupę robotów Ultrona. Większą niż te, z którymi do tej pory sobie radzili.

- Jeżeli dobrze się podzielimy, damy sobie z nimi radę - [T.I.] rzekła cicho, patrząc w niebieskie, zmartwione oczy srebrnowłosego. - Im więcej ich zniszczymy, tym większe mamy szanse z Ultronem.

Pietro westchnął ciężko, patrząc na nią błagalnie. Jego oddech owiewał twarz, a ciało przypierało jej własne do chłodnego muru. Od dawna nie czuła takiego napięcia.

- To samobójstwo, [T.I.] - [t.k.w.]włosa mogła usłyszeć w jego głosie, jak bardzo się boi.

Spojrzała na niego od dołu, starając się, aby jej spojrzenie było natarczywe i pewne.

- Cała ta misja jest samobójstwem - szepnęła. - Ale wolę zginąć próbując niż siedzieć z założonymi rękoma.

Po tych słowach odsunęła się od Pietra i spojrzała na niego wyczekująco. Wiedziała, że z nią pójdzie, każdego potrafiła przekonać. W końcu Maximoff niechętnie podążył za [T.I.]. Nim jednak ruszyli na armię Ultrona, chłopak przyciągnął ją za ramię do siebie. To były ułamki sekund. Jego miękkie, ciepłe usta na jej, zarost przyjemnie drapiący ją po policzku i silne ramiona, trzymające ją blisko siebie...

- Będę cię osłaniał - rzekł Pietro, kiedy się od niej oderwał. - Spróbuj nie zginąć...

Dziewczyna skinęła jedynie głową i ruszyła do ataku. Walka była nierówna. [T.I] była wyszkolonym Avengerem, oczywistym było, że poradzi sobie z parobkami Ultrona. A przynajmniej w jej mniemaniu. Przez dłuższy czas dawała sobie radę i z tego co słyszała, Pietro również.

Kobieta nie przewidziała jednak tego co stało się potem. Otoczyli ją. Jeden z nich rzucił nią o metalowe ogrodzenie. W efekcie, wystający pręt wbił się w jej ciało. Pietro zamarł, słysząc jej zbolały okrzyk. Nie wiedzieć czemu, blaszaki chwilę później się wycofały, a Maximoff, natychmiast podbiegł do [T.I.]. Zaklął pod nosem, widząc jej ranę.

- Hej, spójrz na mnie - wziął jej twarz w swoje dłonie, a [T.I.] jęknęłaś cicho z bólu. - Wyjdziesz z tego, rozumiesz? Nie dam ci zginąć...

Uśmiechnęła się blado do niego, przyciskając dłoń do rany. Bolało jak cholera, ale starała się tego nie pokazywać. Maximoff nie miał pojęcia co robić, bał się wziąć ją na ręce, aby nie zrobić jej krzywdy.

- Wyciągnę cię z tego - rzekł cicho. - Miałem cię pilnować, [T.I.]... Zawalaliłem to po...

- Shhh - dziewczyna uciszyła go. - Nie możesz być za mnie odpowiedzialny, Pietro.

Srebrnowłosy powoli i delikatnie podniósł ją z ziemii, choć zawahał się, kiedy syknęła z bólu.

- Pietro, to bez sensu - mruknęła. - Nie możesz wszystkich uratować...

Coraz ciężej było jejoddychać. Krwawienie nie ustawało, a świat dookoła coraz bardziej się kręcił. [T.I.] była pewna, że z tej rany się nie wyliże. Nie tym razem.

- [T.I.], obiecywałem, że nic ci się przy mnie nie stanie - Pietro spojrzał w jej oczy z troską wymieszaną ze strachem. - Obiecałem to Starkowi i Rogersowi. Zamierzam dotrzymać słowa.

Kobieta nie dała rady mu odpowiedzieć. Jej ciało odrętwiało, a chwilę później straciła przytomność. Pietro na próżno próbował do niej mówić. Straciła zbyt wiele krwi, aby przeżyć.

- Nie - załkał, przytulając ją do siebie. - [T.I.] przepraszam... Miałem na to nie pozwolić... To było moje jedyne zadanie i mu nie podołałem. Przepraszam...

Patrząc na jej ranę, Pietro czuł się winny za to co się stało. Miał wyrzuty sumienia, bo nie powiedział jej tak wielu rzeczy, których już nigdy nie będzie mógł powiedzieć. I nigdy nie będzie mógł spojrzeć na siebie bez wyrzutów sumienia, palących go od środka.

ⁱᵐᵃᵍⁱⁿʸ ᶜʰᵃʳᵃᶜᵗᵉʳ ˣ ʳᵉᵃᵈᵉʳOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz