you didn't see that coming?

4.3K 147 26
                                        

TW: character's death

- Cudownie - niezadowolony łucznik mruczał pod nosem, przemierzając puste ulice Sokovii

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


- Cudownie - niezadowolony łucznik mruczał pod nosem, przemierzając puste ulice Sokovii. - Walczymy z armią robotów, a ja... Ja mam łuk i strzałę...

Przeklinał swój żywot jeszcze dłuższą chwilę, sprawdzając opuszczone budynki, na wypadek, gdyby został tam jeszcze jakiś mieszkaniec. W promieniu kilku kilometrów zdawało się nie być żywej duszy. Już miał wracać do reszty Avengers, kiedy usłyszał dziwnie znajomy głos. Skręcił w róg ulicy i miał wrażenie, że dostanie zawału, kiedy zobaczył do kogo on należy.

- T.I. T.N.! - zawołał oburzony. - Co ty tu do jasnej anielki robisz?!

Dziewczyna podniosła wzrok znad chłopca, którego chciała przekonać do opuszczenia zaułka i spojrzała na Bartona.

- Mówiłam, że jestem sanitariuszką - rzekła, jak gdyby nigdy nic. - Sam przecież odwoziłeś mnie na lotnisko, kiedy wylatywałam...

W końcu udało się jej wziąć chłopca na ręce i podeszła do zatkanego i wściekłego Clinta.

- Ale jak mogłaś być tak lekkomyślna i pojechać akurat tutaj? - zapytał obruszony. - Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę ze skali zagrożenia?

- A ty sobie zdajesz? - T.I. od razu zaczęła się bronić. - Też tu jesteś, chociaż powinieneś być z Laurą w domu i się nią opiekować!

Clint zmarszczył z niedowierzaniem brwi. Jak ona w ogóle śmiała...

- Nie mów mi co powinienem robić, a co nie - burknął.

Dziewczyna chciała mu jeszcze odpyskować, ale coś uderzyło w budynek na wysokości czwartego piętra. T.I. poprawiła chłopca na swoich rękach i wybiegła z zaułka. Clint zrobił to samo, cały czas ją osłaniając. Chłopiec, którego niosła t.k.w.włosa był przerażony. Szeptała mu do ucha po rosyjsku jakieś słowa uspokojenia, podczas gdy Barton szedł za nimi z łukiem gotowym do strzału.

- Zaprowadzę was do helikariera - mruknął. - I sobie porozmawiamy, T.I.

- Mógłbyś dać spokój, Clint - dziewczyna wywróciła oczami. - Jakby nie patrzeć jestem dorosła i sama mogę o siebie zadbać...

Zanim odpowiedział, zestrzelił dwa roboty, które nadleciały z drugiej części miasta i spojrzał z niedowierzaniem na T.I.

- Dopóki mieszkasz ze mną i Laurą, jesteś pod naszą opieką - zauważył tonem, którego dziewczyna nienawidziła.

- Ale nie muszę się wam ze wszystkiego spowiadać! - zawołała z niedowierzaniem. - Clint, ja mam ponad dwadzieścia lat, nie muszę wam dawać zgody do podpisania za każdym razem, gdy gdzieś jadę!

- Ale nie możesz jeździć na wojny z super mądrymi robotami - zabójcami!

- Oh, a ty możesz?!

"Zabiję ją" pomyślał, przymykając oczy. "Zabiję, nikt nie zauważy. To tylko jedna strzała..."

- Laura mnie wręczy - rzekł w końcu na głos, a dziewczyna spojrzała na niego pytająco. - Z zabijaniem cię... Ja nie będę marnować strzał...

T.I. na te słowa po prostu się obraziła. Przemierzali Sokovię w ciszy. Jedynimi odgłosami był cichutki głos dziewczyny, która śpiewała małemu chłopcu kołysankę. Clint obserwował ją kątem oka. Wydawała się bardzo spokojna, jakby jej życiu wcale nie zagrażało niebezpieczeństwo. T.k.w. kosmyki leniwie opadały na jej twarz, zasłaniając głębokie t.k.o.oczy. Barton widział jej matkę tylko na zdjęciach, ale dostrzegał to niesamowite podobieństwo. Zastanawiał się czy ona też była tak skrajnie nieodpowiedzialna...

Byli już niemal przy samych helikarierach, kiedy usłyszeli serie wystrzałów szybszą niż z karabinu maszynowego. Łucznik uniósł swój wzrok na ogromny statek, który leciał wprost na nich, wysyłając strzał za strzałem kilkadziesiąt razy na sekundę. T.I. zareagowała instynktownie. Zasłoniła chłopca swoim ciałem i odwróciła się tyłem do linii ognia. Clint natomiast stanął za nią i zrobił to samo co ona chłopcu, gotów przyjąć za nią strzał. Sekundy jednak mijały, a cała trójka wciąż stała cała i zdrowa. W końcu Barton odwrócił się w stronę, z której miały nadlecieć pociski i zobaczył podziurawiony samochód. Obok niego, na miękkich nogach stał Pietro Maximoff. Chwilę zajęło Clintowi zauważenie, że chłopak ma krawe śladu po kulach na całym torsie.

- Nie widzieliście, że nadchodzę? - zapytał słabo, po czym osunął się na ziemię.

Hawkeye od razu do niego wyrwał.

- Pietro? Słyszysz mnie? - zapytał przestraszony.

Chłopak go już jednak nie słyszał. W tym czasie T.I. odwróciła się do nich przodem. Jej usta opuścił przestraszony pisk, kiedy zobaczyła Maximoffa i natychmiast zakryła oczy chłopcu, którego mocno trzymał przy sobie. Barton opadł na kolana obok ciała Pietra i przymknął oczy.

- Muszę go stąd zabrać - wyszeptał zbolały. - Nie mogę go tu zostawić...

- Clint... - T.I. podeszła do niego i przytuliła się do jego pleców. Dobrze widziała, że Barton jest załamany.

Łucznik przełknął głośno ślinę, oddychając ciężko. Jak w ogóle mógł do tego dopuścić?

- Obiecałem, że nic im się nie stanie - rzekł bardzo cicho. - Ani jemu... Ani jego siostrze...

- To nie twoja wina, Clint... - wzmocniła uścisk na jego plecach. - Nie możesz być odpowiedzialny za wszystkich...

Barton jedynie w ramach odpowiedzi odwrócił się przodem do młodszej dziewczyny i wtulił twarz w jej ramię. Po chwili poczuła jak łzy spływają z jego twarzy ja jej odkryte ramię. Powstrzymując własne, zaczęła głaskać go czule po plecach.

- Obiecałem - szeptał jak mantrę. - Obiecałem...

- Wiem Clint... - ucałowała czubek jego głowy. - Ale nie mogłeś być za niego odpowiedzialny... Nie mogłeś...

ⁱᵐᵃᵍⁱⁿʸ ᶜʰᵃʳᵃᶜᵗᵉʳ ˣ ʳᵉᵃᵈᵉʳOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz