Musiałam w jakiś sposób zabić nudę, która mnie dopadła. Bellamy wyjątkowo spał, a reszta gdzieś się zmyła. Wbiłam nóż w ziemię i wyciągnęłam go. I tak w kółko.
- Nie masz się czym bawić?
Zerknęłam na Bellamy'ego, który się obudził, z ukosa i znowu wbiłam nóż w ziemię.
- Powinieneś leżeć i odpoczywać – powiedziałam i schowałam nóż.
- Czuję się dobrze. – mruknął i uśmiechnął się krzywo – Muszę wracać do pracy. Ziemianie nie będą czekać.
Dźwignął się z posłania, a potem skrzywił i znowu usiadł.
- Hola, hola, kolego! – powiedziałam i położyłam mu rękę na ramieniu, żeby uniemożliwić mu kolejne próby wstawania – Zrób sobie jeszcze jeden dzień wolnego.
- Nie ma czasu! Anya może zaatakować w każdej chwili. Musimy iść po paliwo...
Przerwałam mu gestem dłoni.
- Paliwo? Jakie paliwo?
- Środek wybuchowy. Kiedy cię nie było rozbił się statek z Arki, nie wiemy czy ktoś przeżył, bo znaleźliśmy tylko wrak. Raven zrobi dookoła lądownika coś w rodzaju bomby zegarowej i kiedy Ziemianie będą blisko... wybuchną.
Mówił o tym wszystkim w taki sposób jakbym wcale nie była Ziemianką, jakbym wcale nie była Trikru. Nie odezwałam się, bo w sumie nie wiedziałam co mam powiedzieć.
- Anya nie zaatakuje przed pełnią. Dopiero dzień po niej. Według naszych wierzeń pełnia Księżyca sprzyja w walce. – mruknęłam – Macie dwa tygodnie na wybudowanie umocnień. Po wysadzeniu mostu jest rozjuszona i wykorzysta wszystkie swoje siły żeby was zabić i przy okazji mnie.
Zapadło milczenie, ale czułam na sobie wzrok Bellamy'ego.
- Chciałbym cię o coś zapytać – wypalił po kilku minutach.
- Słucham – odpowiedziałam i znowu zaczęłam obracać w palcach nóż.
- Dlaczego twoja krew jest czarna?
Zamarłam w bezruchu. Ostrze noża, który trzymałam na palcu wskazującym wbiło się w niego, a z niewielkiej rany wypłynęła czarna ciecz. Wzrok Bellamy'ego przeszedł na palec, a ja od razu ścisnęłam dłoń w pięść.
- To nic takiego – mruknęłam i schowałam nóż.
- Wydaje mi się, że jednak coś. Na Arce nie było ludzi z czarną krwią, 98 lat temu też nie.
- Powiedziałam, że to nic takiego – warknęłam głośniej niż powinnam.
Nie mogli się dowiedzieć, że jestem Czarnokrwista oraz, że jestem siostrą najwyższego wodza, bo potraktowaliby mnie jak kartę przetargową. Moje życie za ich życie. Nie wiedziałam czy mogę i powinnam mu zaufać. Jednak coś podpowiadało mi, że wiele się zmieniło w Bellamy'm od naszego pierwszego spotkania. Czułam to na moście, czułam to kiedy po mnie przyszedł, czułam to kiedy myślałam, że umarł. Prawdziwy Bellamy Blake doszedł do głosu.
- Jesteś na coś chora? – zapytał.
Zdziwiło mnie, że tak bardzo się mną przejmuje, chociaż po jego zachowaniu mogłam wnioskować, że jestem dla niego równie ważna co Clarke*. Westchnęłam i potarłam skronie.
- Nie jestem chora – wyjaśniłam.
- Więc o co chodzi?
- Czarną krew mają wszyscy, którzy mogą zostać wybrani na Komandora. Mam ją ja, miał ją mój brat i ma ją moja siostra, która jest...która jest Komandorem, czyli głównym dowódcą.
CZYTASZ
Connected | Bellamy Blake
FanficZawsze przedstawiano Ziemian jako bezwzględnych, brutalnych, a niekiedy jako barbarzyńców. Co jeśli tak naprawdę chcieli zbudować silne społeczeństwo, które byłoby wstanie przeżyć każde zagrożenie? Diana wychowała się tylko ze starszą siostrą, która...