*trzy dni później*
Sytuacja nie była kolorowa. Rzekłabym nawet, że była fatalna. Musiałam odbyć krótką podróż do Arkadii, aby spotkać się z Marcusem, który razem z ludźmi zajmowali się przebudową tego miejsca. W tym czasie, Bellamy, Clarke i Jaha wyruszyli na poszukiwanie poziomu 12. Nie podobał mi się ten pomysł, ale była to nasza jedyna nadzieja. Weszłam do pomieszczenia, w którym powinien znajdować się Kane. Mężczyzna siedział przy biurku i coś notował, wyraz jego twarzy był zmartwiony. Kiedy mnie zauważył wstał od biurka i uśmiechnął się słabo. Uściskaliśmy się przyjaźnie, a ja gestem dłoni odprawiłam dwóch towarzyszących mi strażników za drzwi.
- Dobrze znowu cię widzieć, Marcusie. Jak idą prace? - zaczęłam rozmowę.
- Jest dobrze, ale... - przerwał na moment - ale miejsc będzie tylko 100.
Wciągnęłam powietrze ze świstem. Jak z ponad 1000 osób można wybrać 100? Wiedziałam jednak, że mnie czekało to samo. Z 12 klanami i 20 000 tysiącami istnień. Podeszłam do biurka i dostrzegłam kartkę wystającą spod innych papierów. Była inna. Wyróżniała się starannym pismem. Wyciągnęłam ją spod sterty i już doskonale wiedziałam co to jest.
- Clarke już zrobiła listę - mruknęłam i przejechałam wzrokiem po nazwiskach.
Abby Griffin, Eric Jackson, Thelonius Jaha, Raven Reyes, Octavia Blake i jeszcze 94 inne nazwiska. Na samym końcu, pod numerem 99 starannym pismem napisane było 'Bellamy Blake'. Ulżyło mi. Cieszyłam się, bo wiedziałam, że jeśli ktoś ma przeżyć i odbudowywać świat to będzie to właśnie on. Pod numerem 100 krzywym pismem, znacznie różniącym się od poprzedniego było napisane 'Clarke Griffin'. Ponownie prześledziłam wszystkie nazwiska i podniosłam wzrok na Kane'a. Miał smutną twarz.
- Nie ma cię na niej - powiedziałam i odłożyłam kartkę na biurko.
- Wiem - odpowiedział tylko.
- Powinieneś tu być. Zrobiłeś dla nich tak wiele, Clarke powinna cię tu umieścić - odpowiedziałam i wyciągnęłam jakiś długopis.
Koślawymi literkami napisałam '101. Marcus Kane'. Mężczyzna patrzył na mnie z swego rodzaju wdzięcznością i podziwem. Uśmiechnęłam się i przysiadłam na biurku.
- Pamiętam cię z Mount Weather. Byłaś wtedy taką młodą dziewczyną - uśmiechnął się na wspomnienia z przed kilku lat - uratowałaś wtedy tylu ludzi. Teraz robisz to samo, ale jesteś inna. Widać w tobie siłę i władzę. Masz dwadzieścia-parę lat, a wzbudzasz ogromny respekt nie tylko we mnie...
Mężczyzna miał coś jeszcze powiedzieć, ale do pokoju wtargnął jeden ze strażników. Wyglądał na przejętego. Wyprostowałam się.
- Co się dzieje? - powiedziałam lekko podniesionym głosem.
- Azgeda są w Polis, heda - odpowiedział.
- Jak to Azgeda są w Polis? - mój głos był już bardzo głośny.
- Tak, heda. Aresztowali kilkoro Skaikru - powiedział.
- Zabiję Echo. - warknęłam i odwróciłam się do Marcus'a - Zajmę się tym.
Chciałam już wychodzić, ale musiałam zapytać Marcusa o jeszcze jedną rzecz.
- Czy wasi ludzie wiedzą?
Mężczyzna znów przybrał poważny wyraz twarzy i pokręcił głową. Oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że na dłuższą metę tak nie pojedziemy. Musiałam ogłosić to moim ludziom, a on swoim.
- Wszyscy muszą się kiedyś dowiedzieć. Zasługują na prawdę, nawet za cenę chaosu.
Poklepałam Kane'a po ramieniu i w pośpiechu opuściłam pokój, a następnie Arkadię. Następnego dnia rano dotarliśmy do Polis. Z impetem wkroczyłam do sali tronowej.
CZYTASZ
Connected | Bellamy Blake
FanfictionZawsze przedstawiano Ziemian jako bezwzględnych, brutalnych, a niekiedy jako barbarzyńców. Co jeśli tak naprawdę chcieli zbudować silne społeczeństwo, które byłoby wstanie przeżyć każde zagrożenie? Diana wychowała się tylko ze starszą siostrą, która...