3.5.Niech walka się rozpocznie!

2.8K 169 30
                                    

Rozmawiałam spokojnie z Lexą, gdy do Sali Tronowej wtargnęła Clarke. Jej twarz umazana była czarną krwią. Była zdenerwowana.

- Nia ma Czarnokrwistą. To Ontari - powiedziała, a ja rzuciłam Lexie krótkie spojrzenie.

- Wiem - powiedziała Lexa.

- Co? - warknęła Clarke.

Wstałam ze schodów i podałam blondynce chusteczkę żeby mogła się wytrzeć.

- Znamy się z Nią i jej synami od dzieciństwa, a Ontari jest narzeczoną jednego z nich. Oczywiście, że o niej wiemy - powiedziałam.

- To dlaczego jesteście takie spokojne? Ona chce przejąć tutaj władzę! - wrzasnęła Clarke.

- To ja was zostawię - mruknęłam i oddaliłam się, bo czułam, że nie chodziło tu tylko o Nię i jej chęć przejęcia władzy w Polis.

***

Lexa była już przygotowana do walki. Wszyscy z niecierpliwością czekali aż pojedynek się rozpocznie. Nia siedziała na specjalnie przygotowanym dla siebie tronie i uśmiechała się pewna swojej wygranej, a raczej jej syna. Zrobiłam ostatnie poprawki przy zbroi Lexy i uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco.

- Jesteś najlepsza, dasz radę - powiedziałam jej.

- Roan jest silnym przeciwnikiem - odrzekła i strzepnęła okruszki ze spodni.

- Tak, ale to ty jesteś Lexa. Jesteś Hedą i nigdy w siebie nie wątp - stuknęłam ją w zbroję.

- Nigdy nie zwątpiłam - puściła mi oko i uśmiechnęła się.

Podszedł do nas Sebastian.

- Już czas - mruknął.

Przytuliłam Lexę i odeszłam zająć swoje miejsce w tłumie. Miałam przygotowane krzesło, ale wolałam obserwować wszystko z wygodniejszej dla mnie pozycji. Roan i Lexa stanęli przed zgromadzonymi Ambasadorami oraz Titusem. Zauważyłam, że nie tylko moje miejsce było puste. Clarke nie przyszła. Dookoła krzyczeli zgromadzeni ludzie. Ktoś wybijał nawet jakieś rytmy na bębenku. Titus wstał, a wszystkie głosy umilkły.

- W dzisiejszej walce jest tylko jedna zasada - zrobił krótką pauzę pełną napięcia - ktoś musi umrzeć!

Lexa i Roan posłali sobie wrogie spojrzenia. Titus machnął ręką.

- Niech walka się rozpocznie! - krzyknął i zasiadł na swoim miejscu.

Lexa podeszła do mnie i podała mi swój płaszcz, zostając w samej zbroi.

Obok mnie pojawiła się zakapturzona postać, ale blond kosmyki wystawały jej spod płaszcza. Lexa zabrała swój miecz, a gdy dostrzegła Clarke uśmiechnęła się lekko.

- Dziękuję, że przyszłaś - powiedziała, a blondynka tylko kiwnęła głową.

Roan również dobył broni i walka się rozpoczęła. Zaciskałam dłonie oglądając jak Roan i Lexa walczą. W miarę trwania pojedynku uśmiech znikał z twarzy Nii. Kiedy Lexa upadła głośno wciągnęłam powietrze i mocniej zacisnęłam dłonie. Na szczęście szybko się podniosła i walczyła dalej. Próbowała zatrzymać miecz Roana tak żeby nie powalił jej na kolana i przy okazji rozcięła sobie dłoń. Czarna krew spadła na ziemię. Lexa wykonała kilka szybkich ruchów, ale Roan kopnął ją tak, że upadła na kolana. Książę wytrącił jej miecz z ręki, ale ona walczyła dalej i kopnęła go w kolano. Roan zgiął się, a ona doskonale to wykorzystała. Zabrała mu jego miecz i podniosła swój. Roan został bez broni. Książę uderzył jednak pilnującego ich strażnika i zabrał mu włócznię. Zagotowało się we mnie. Zerknęłam na swoje dłonie. Całe były umazane czarną cieczą. Wbiłam paznokcie tak mocno, że zaczęłam krwawić.

Lexa zaczęła atakować, nacierając dwoma mieczami, ale Roan się bronił. Wytrącił jej oba miecze z dłoni. Titus wstał z krzesła, Clarke wstrzymała oddech, a w moją bluzkę z każdą minutą wsiąkało coraz więcej krwi. Roan powalił moją siostrę na ziemię. Titus znowu usiadł na krzesło, a Clarke skrzywiła się. Nia siedziała na krześle z aroganckim i pewnym siebie uśmieszkiem. Roan poniósł włócznię w górę i gdy ona prawie wbiła się w ciało Lexy, moja siostra zrobiła unik. Obróciła się na plecach i teraz to Roan wylądował na ziemi. Odetchnęłam z ulgą. Mężczyzna podniósł się i próbował nacierać włócznią na Lexę, ale ona szybko mu ją odebrała. Wykonała kilka ruchów. Uderzyła go trzonem włóczni w twarz, a Roan z rozwalonym nosem wylądował na ziemi. Lexa podeszła do niego i przyłożyła włócznie do gardła.

- Podnieś się! - wrzasnęła Nia i podniosła się z miejsca - Jeśli umrzesz, to nie zginiesz jako książę! Zginiesz jako tchórz!

Lexa nie wahała się długo wbiła włócznię w tors Roana, ale potem zdarzyło się coś czego nawet ja się nie spodziewałam. Wyciągnęła włócznie i rzuciła nią prosto w Nię. Trafiła, a królowa pod wpływem uderzenia upadła przygwożdżona do krzesła, na którym wcześniej zasiadła. Po tłumie rozeszło się zdziwienie.

- Haihefa en kwin laik stedaunon! (Król* i królowa nie żyją!) - wrzasnęła Lexa.

Tłum zaczął wiwatować imię Lexy, ale ja wiedziałam swoje. Jeśli Nia nie żyje i jej najstarszy syn też. To rządy przejmie średni brat. Levi.

Wróciłam do swojego apartamentu i spędziłam w nim resztę dnia. Przeglądając jakieś książki. Jutro miała się odbyć ceremonia przystąpienia Skaikru do Koalicji.

Raven powiedziała mi przez krótkofalówkę, którą dostałam od Marcusa po przybyciu do Polis, że prawdopodobnie będą zabierać zapasy z Mount Weather. Tak zadecydowała Abby. Nie byłam do tego zbytnio przekonana, ale te sprzęty, które tam były mogły im pomóc. Wszystko się zmieniło po tym jak Clarke odeszła. Bellamy był zdruzgotany. Może to za mocne słowo, ale zamknął się na mnie i na innych. Jakby był kimś innym. Zaczął umawiać się z Giną. Nie podobało mi się to za bardzo. Nie byłam oczywiście zazdrosna, bo nie mam o co, prawda? Ona po prostu nie była dla niego odpowiednia. Nie pasowali do siebie. Gina mnie irytowała. Była taka słodka i nieporadna. To go w niej pociągało? Że nie umiała o siebie zadbać? Ciekawe. Jasper się zmienił. Bardzo się zmienił. Ściął włosy. Chodził przybity i zły. Z nikim nie rozmawiał i miał jakieś napady agresji. Starałam się z nim rozmawiać, bo mnie jako jedynej nie odrzucił. To nic nie dawało. Obiektami jego nienawiści stali się Bellamy, Monty i Clarke. Martwiłam się o niego. Podniosłam się z łóżka i oparłam łokcie o kolana. Przetarłam twarz i rozejrzałam się po pokoju. Przez zasłonięte okna wdzierało się trochę światła. Na podłodze i na pułkach rozstawione były świeczki, które paliły się jasnym światłem. Jęknęłam głośno kiedy poczułam tępy ból z tyłu głowy. Uroki mojej wycieczki z Roanem. Rozmasowałam bolące miejsce, ale wciąż czułam tam guza. Westchnęłam głęboko i obróciłam się na bok. Niedługo powinni przybyć Ambasadkrowie Skaikru. Miałam nadzieję, że zobaczę wśród nich Blake'a.

Connected | Bellamy BlakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz