Zaskoczyli nas w lesie. To była zasadzka. Zauważyłam ciała moich wojowników leżące kawałek od nas z poderżniętymi gardłami. Reszta grupy miała szczęście, że ich nie złapali. Zaczęli nas atakować. Słychać było tylko szczęk broni uderzającej o broń, od czasu do czasu strzał z pistoletów Bellamy'ego. Robiłam uniki i skutecznie unieszkodliwiałam przeciwników. Widziałam, że nikt z nas nie był poważnie ranny. Cieszyło mnie to, bo może udałoby się nam wszystkim przeżyć. Właśnie udało mi się zabić ostatniego przeciwnika. Oblała mnie fala ulgi. To koniec, udało nam się. Odwróciłam się w stronę Bellamy'ego i uśmiechnęłam się do niego. Na jego twarzy też pojawił się uśmiech, ale zaraz potem było to przerażenie. W tym samym momencie poczułam przeszywający ból w brzuchu. Popatrzyłam na niego i dostrzegłam tylko wystające ostrze miecza. Nie wiem co się ze mną działo. Cały świat zaczął wirować. Słyszałam strzał, upadające ciało i krzyki moich przyjaciół. Tysiące myśli przebiegało przez moją głowę, ale byłam spokojna. Byłam gotowa umrzeć, bo wiedziałam, że Iris się nimi zaopiekuje. Trwałam chwilę w pozycji stojącej, trzymając się za brzuch, ale moje ciało stało się ciężkie i straciłam równowagę lecąc na plecy. W ostatniej chwili przed zetknięciem się z ziemią ktoś mnie złapał. Doskonale znałam te silne ręce. Bellamy ostrożnie ułożył mnie na plecach. Trzymał mnie w swoich ramionach. Jedną rękę zaciskałam na swoim krwawiącym brzuchu. Bellamy popatrzył na mnie smutnym wzrokiem.
- Doczekałam 25 urodzin. - szepnęłam - Zobaczę Finna i Lexę.
- Nadia - powiedział tylko szeptem.
Uśmiechnęłam się słabo i pogłaskałam go po policzku. Miałam łzy w oczach. Wiedziałam, że to już koniec. Clarke kucnęła obok nas. Spojrzała na ranę i po jej policzkach również zaczęły spływać łzy. Wstała i zaczęła odchodzić w stronę pobliskiego drzewa. Była przy śmierci drugiej Hedy i jej też nie mogła uratować.
- CLARKE PROSZĘ POMÓŻ JEJ! - zaczął krzyczeć Bell, ale Clarke tylko pokręciła głową, wiedziała to samo co ja. To koniec.
Czułam metaliczny posmak w ustach, a w rękach i nogach nieprzyjemne mrowienie. Usta miałam już wilgotne i zapewne czarne od krwi. Oczy lekko zaszły mi mgłą, ale wciąż skupiałam swój wzrok na Bellamym. Na jego ciemnych oczach, które teraz błyszczały od łez. Starłam kciukiem te, które spłynęły mu po policzku.
- Bell, jest w porządku, w porządku. - odezwałam się słabym głosem - Jest idealnie. Jestem w ramionach mojej pierwszej miłości. Pierwszej osoby, którą kochałam. Osoby, którą zawsze będę kochać. - kaszlnęłam i odgarnęłam mu włosy z czoła - Kocham cię, Bellamy. Bellamy Blake.
Bell uśmiechnął się, ale łzy wciąż spływały po jego policzkach. Czułam krew w ustach. Obraz stawał się coraz bardziej niewyraźny i czarny, ale w tej chwili nie pragnęłam niczego bardziej niż usłyszeć ostatni raz jego cudowny głos.
- Ja też cię kocham, księżniczko - też miałam łzy w oczach. Nie spodziewałam się, że on też coś do mnie czuje.
Uśmiechnęłam się, ale już prawie nic nie widziałam. Nie czułam już bólu. Ból był przez chwilę, a teraz nie było już nic. Pustka. Czułam jedynie jak łzy spływają po moich policzkach.
- D-dziękuję wam za wszystko. May we meet again. - powiedziałam najgłośniej jak mogłam - P-powiedzcie moim ludziom, że...
Nie dokończyłam, bo przed oczami miałam ciemność, a pustka zawładnęła moim umysłem.
***
- D-dziękuję wam za wszystko. P-powiedzcie moim ludziom, że...
Nie dokończyła. Ręka, którą nie trzymała się za brzuch opadła bezwładnie na ziemię. Wszyscy stali w szoku i wpatrywali się w Bellamy'ego, który tulił bezwładne ciało Nadii.
CZYTASZ
Connected | Bellamy Blake
FanfictionZawsze przedstawiano Ziemian jako bezwzględnych, brutalnych, a niekiedy jako barbarzyńców. Co jeśli tak naprawdę chcieli zbudować silne społeczeństwo, które byłoby wstanie przeżyć każde zagrożenie? Diana wychowała się tylko ze starszą siostrą, która...