Złapałam Blake'a za przedramię.
- Będzie wojna – mruknęłam i w tym momencie jęknęłam z bólu i zachwiałam się na nogach, bo dostałam strzałą w ramię. Wyciągnęłam ją z ręki i razem z Bellamym rzuciliśmy się do ucieczki. Rana była na całe szczęście powierzchowna. Finn był daleko przed nami. Wbiegliśmy na drewniany most, ale równie szybko się zatrzymaliśmy.
Anya stała na drugim końcu mostu, ja byłam na nim, a Bellamy tuż za mną. Pod nami roztaczała się wielka przepaść, a na samym dole płynęła dość głęboka rzeka. Nikt z nas się nie poruszał. Wymieniałam wściekłe spojrzenia z Anyą. Wiem do czego była zdolna. Zabije mnie bez względu na to czy jestem siostrą Lexy czy nie. Nikt jej tego nie udowodni. Zrzuci całą winę na Skaikru i jej uwierzą, bo ma pozycję.
- Bellamy, wycofuj się. TERAZ – warknęłam.
- Nie zostawię cię ani teraz, ani nigdy – powiedział do mnie.
W tym samym momencie Anya przecięła liny, a ja byłam za daleko by uciec. Gdy mentalnie przygotowałam się do upadku on nie nastąpił. Nie czułam, że spadam. Bellamy trzymał mnie za nadgarstek, a ja trzymałam za jego. Spojrzałam mu w oczy i od razu wiedziałam, że mnie nie puści.
- Trzymam cię – powiedział z wysiłkiem.
- Bellamy, nie utrzymasz nas obojga. Spadniesz – powiedziałam, a w moich oczach zaczęły się zbierać łzy.
- Nie puszczę cię Diana – mruknął i nieprzerwanie patrzył mi w oczy, a ja odwróciłam wzrok i spojrzałam w roztaczającą się pode mną przepaść i rzekę, która spokojnie płynęła w dole.
Podniosłam głowę, moje ciało zaczynało się kiwać, ale nie miałam czego się złapać. Jeśli Blake mnie teraz nie puści to rozleci się cały most i spadniemy oboje.
- Bellamy, musisz mnie puścić – powiedziałam, ale zdawałam sobie sprawę, że Bellamy tego nie zrobi.
- Nie opuszczę cię.
Zauważyłam, że liny zaczynają już pękać, a Bellamy traci siły. Ostatni raz spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Może spotkamy się ponownie, Bellamy Blake – i wtedy wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku.
Widziałam w jego oczach głęboki szok, jego usta rozchylone były w krzyku, ale z każdą sekundą jego postać stawała się coraz mniejsza i mniejsza. Zamknęłam oczy i szykowałam się na twarde uderzenie. Byłam spokojna i gotowa na to co miało nadejść. Uderzyłam w taflę wody i wpadłam w lodowate objęcia rzeki. Nurt miotał mną jak szmacianą laleczką. Czułam ogromny ból, ale nie straciłam ani na moment świadomości. Żyłam. Nie walczyłam z prądem rzeki. Woda mnie niosła, życiodajny żywioł, ale równie niebezpieczny. Po jakimś czasie rzeka wyrzuciła mnie na brzeg. Zaczęłam kaszleć wypluwając z siebie całą połkniętą wodę. Wyczołgałam się resztką sił. Oddychałam głęboko, a potem opadłam na kamienie. Leżałam tak kilka minut nabierając sił. Odgarnęłam włosy, które przykleiły mi się do czoła. Próbowałam wstać, ale zdałam sobie sprawę, że mam skręconą kostkę. Przeklęłam głośno i kulejąc doskoczyłam do najbliższego drzewa. Oparłam się o nie i dyszałam. Było mi potwornie zimno, a noga oprócz tego, że była skręcona to obficie krwawiła. Zjechałam plecami po pniu drzewa i syknęłam głośno, kiedy próbowałam ją zgiąć. Musiałam się na coś nabić, ale i tak cudem było to, że przeżyłam. Musiałam się jakoś dostać na górę, ale ze zranioną nogą nie byłam w stanie nic zrobić. Leżałam przy tym drzewie i zbierałam myśli. Bellamy pewnie sądzi, że umarłam. Spadłam do pieprzonego wąwozu z rzeką. Ja POWINNAM być martwa. Zdjęłam z siebie przemokniętą kurtkę i koszulę. Zostałam w samej wełnianej bluzce, która była mokra, ale w jakimś stopniu mnie ogrzewała. Oderwałam rękaw koszuli i obwiązałam go sobie nad raną, która nadal krwawiła. Z drugiego rękawa zrobiłam bandaż i zaczęłam przyciskać go do rany, by przestała z niej lecieć krew.
CZYTASZ
Connected | Bellamy Blake
Fiksi PenggemarZawsze przedstawiano Ziemian jako bezwzględnych, brutalnych, a niekiedy jako barbarzyńców. Co jeśli tak naprawdę chcieli zbudować silne społeczeństwo, które byłoby wstanie przeżyć każde zagrożenie? Diana wychowała się tylko ze starszą siostrą, która...