23. Udowodnij

16.9K 1K 250
                                    

Chcę napisać coś błyskotliwego, ale nie mam czasu ani ochoty.

*******************

AARON

Pocieram powieki. Patrzę na zegar. Od dwudziestu godzin jestem na nogach. Od dwudziestu godzin siedzę nad papierami. Od dwudziestu godzin nie pozwalam sobie myśleć o niczym innym niż najbliższy atak. Co prawda załatwiłem robotę na dwa następne i przejrzałem je po trzy razy, ale nie mogę pozwolić sobie na choć chwilę refleksji.

Wstaję od biurka i podchodzę do malutkiej kuchni w rogu gabinetu. Potrzebuję kolejnej kawy. Nastawiam czajnik i opieram się dłońmi o blat gdy słyszę pukanie do drzwi.

- Wejść. Czego?

- Stary, kiedy ty ostatnio spałeś i ile? - na środku pomieszczenia stoi Scott.

- To nie ważne - odpowiadam nawet na niego nie patrząc.

- Ważne. Jesteś Alfą.

- Radzę sobie, nie musisz się przejmować - odpycham się od blatu i odwracam do mojego Bety. Nie widziałem się z nim prawie trzy tygodnie. Nie miałem siły by widzieć się z kimkolwiek.

- Boże... - Scott wpatruje się w moją twarz - Co jej odejście z tobą zrobiło...

Przenoszę wzrok na ścianę. Równie dobrze mógł mi przyłożyć pięścią.

- Wyjdź - warczę przez zęby.

- Aaron...

- WYJDŹ!

- Tak jest, Alfo - mówi zimno po czym wychodzi.

Odpycham wszystkie bliskie mi osoby. Może bym się tym przejął, ale... nie potrafię. Czuję się pusty. Niepełny. Jakby ktoś mnie wypatroszył, zaszył ranę i kazał mi funkcjonować bez połowy organów. Najgorsze jest to, że tą osobą jestem ja sam.

Gwizd czajnika budzi mnie z tej nostalgii. Robię szybko kawę i wracam na krzesło.

Znów pukanie.

- Wejść - tym razem podnoszę wzrok.

Do pokoju wszedli powoli Delta i Gamma. Gamma na pewno był z mojego stada, ale zapach drugiego wilka był mi obcy. Na oko ma około trzydziestki.

- Alfo Watahy Złotego Księżyca - kłania się - Przenoszę list od mojego przywódcy, Alfy Morskich Wilków.

Wzdycham. Stary Johnson ma słabość do staromodnych metod komunikacji. Nie jestem pewien, czy w ogóle ma telefon.

Biorę kopertę od wilkołaka i ją otwieram.

Szanowny Aaronie!

Przemyślałem sprawę i przyznam, że mimo mojego początkowego sceptyzmu wyrażam aprobatę wobec Twojego plany. Świat się zmienia, ludzie się zmieniają, a stary ład przestaje funkcjonować. Cieszę się, że wyszłeś przed szereg. Śledzę Twoje poczynania odkąd przejąłeś w swoim stadzie pałeczkę, więc jako stary, doświadczony wilk widzę, że jesteś wspaniałym Alfą. Dlatego zdecydowałem się włożyć dumę w kieszeń i Cię poprzeć. Jednak, zanim stanie się to oficjalnie, mam jeden warunek. Udowodnij mi, że potrafisz kochać równie dobrze jak rządzić.

Z poważaniem i radą,
Tyler Richard Johnson
Alfa Morskich Wilków

Wpatruję się tępo w kartkę. Cieszy mnie jego poparcie. Mniej rozlanej krwi, ale...

Udowodnij mi, że potrafisz kochać równie dobrze jak rządzić.

Machnięciem ręki wyganiam mężczyzn z gabinetu.

Udowodnij mi, że potrafisz kochać równie dobrze jak rządzić.

Erin.

Dopiero po jej odejściu zdałem sobie sprawę, że... ją kocham.

Nie wiem kiedy się w niej zakochałem. Może kiedy ją pocałowałem? Kiedy zobaczyłem ją w tym ręczniku? Kiedy ją oznaczyłem? Po prostu nie wiem.

Ale jestem pewien, że ją kocham.

Jej oczy, które mogą w jednym momencie błyszczeć, a w drugim zakryć się mgłą.

Jej uśmiech, zarówno ten szczery jak i ironiczny.

Jej rzęsy, które trzepocą przy każdym mrugnięciu.

Jej brwi, które są chyba jej ulubionym sposobem wyrażania emocji.

Jej śmiech.

Jej ciepło.

Jej styl bycia.

Jej nietypowość.

Smak ust.

Kształty.

Zapach.

Potrzebuję jej.

Potrzebuję jej ciała, jeków, orgazmów by poczuć się ja prawdziwy mężczyzna.

Potrzebuję jej obecności podczas spotkań, planowania i ogłoszeń by poczuć się jak prawdziwy Alfa.

Potrzebuję jej duszy splecionej z moją by poczuć się prawdziwie cały.

Potrzebuję jej miłości by poczuć, że naprawdę jestem coś wart.

Patrzę ponownie na zegar. 3:07.

Erin odwróciła moje życie do góry nogami. Nie dotknąłem żadnej kobiety od jej ucieczki. Przestałem być obecny na wspólnych posiłkach. I boję się zasnąć. Cage śni mi się zawsze. A sen na zawsze taki sam schemat. Najpierw spędzam z nią piękne chwile, ale gdy odwrócę na chwilę wzrok ona znika. Jakby nigdy jej nie było.

Muszę ją znaleźć. Bez niej... Nawet nie jestem w stanie tego sobie wyobrazić.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Powoli wkraczam do łazienki. Zasnąłem nad papierami.

Znowu mi się śniła. Ale teraz było gorzej.

Stałem przed drzwiami do infimerii. Byłem zestresowany, ale nie wiem czym. Po chwili drzwi się uchyliły i pielęgniarka powiedziała, że mogę wejść. W środku, na jednym z łóżek leżała Erin. Trzymała w rękach jakieś zawiniątko. Podniosła na mnie wzrok i w tej samej chwili usłyszałem kwilenie dziecka.

- Przywitaj się z tatusiem - szepnęła moja mate.

Zacząłem gwałtownie mrugać zszokowany. To był błąd. Zniknęła.

Chlapię twarz wodą. Ten sen... Zdałem sobie sprawę, że Erin może być nie tylko moją miłością, ale również żoną i matką moich dzieci.

Nigdy nie zastanawiałem się jaki bym był w roli ojca. Teraz mnie ruszyło.

Znajdę Erin. Znajdę choćbym miał przeszukać całą planetę.

*********************

Spodziewał się ktoś takiego wyznania?

Ciągle nie chce mi się pisać odpowiedzi. Poza tym muszę poprawić dwie jedynki, a nie mam siły nawet otworzyć zeszytu ;_;.

Tulę i do przeczytania!


Nikt nigdy [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz