43. Uroczy Aaron? Świąteczny cud!

15.1K 931 316
                                    

ERIN

Ciche chrapanie Aarona miesza się z sapnięciami bliźniąt. Przed chwilą się obudziły głodne i zaczęły płakać, więc kazałam Moonowi spać dalej, a sama się nimi zajęłam. Przyssały się do moich piersi wręcz zachłannie. W końcu do Mooniątka. Po nakarmieniu Avy i Evana wróciłam do łóżka i patrzę na nie z miłością przez pręty łóżeczka. Są takie cudowne.

Evan urodził się pierwszy. Aaron skwitował to lekkim westchnieniem ulgi, za co dostał później kuśtańca. Ava pięć minut i osiemnaście sekund po braciszku.

Odwracam się na drugi bok i patrzę na mojego mate, który mimo jego obaw wspaniale się sprawdza w roli ojca. Sama zaś nie mam większych problemów z macierzyństwem. Jest to dla mnie coś tak naturalnego jakbym właśnie po to się urodziła. By sama założyć rodzinę. Wstawianie w środku nocy i ciągłe zajmowanie się maluchami ma w sobie coś bardzo satysfakcjonującego.

Nie mogę się powstrzymać i wyciągam Avę z łóżeczka. Tulę ją do siebie i delikatnie kołyszę. Jest cieplutka i miękka. Jasny kolor włosków zapowiada, że są po Aaronie. Ale Evan ma raczej po mnie. Gdy już chwilowo nacieszyłam się malutką, odkładam ją do łóżeczka i biorę Evana. Mojego małego, przyszłego Alfę. Będę musiała pilnować, by nie uderzyło mu to do głowy jak jego ojcu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Czemu ja wszystko targam? - narzeka Aaron.

- Ponieważ to ty jesteś facetem. Ty wykonujesz pracę fizyczną, a ja ci na to pozwalam - odpowiadam z uśmiechem wchodząc do klatki schodowej.

- Jesteś wilczycą! Możesz wziąć przynajmniej swoją torbę, a nie tylko wózek z dziećmi!

Ignoruję go i wchodzę po schodach na piętro. Dziś Boże Narodzenie, więc ja i Aaron przyjechaliśmy na rodzinną kolację Wigilijną u mojej babci. Cała rodzina jest strasznie nakręcona by w końcu zobaczyć moje szkraby na żywo, a nie tylko na filmikach i zdjęciach.

Nim w ogóle udaje mi się wejść na parter podbiega do mnie Olivia.

- Pokaż je! Pokaż je!

Przewracam oczami i stawiam wózek, by zebrać okrzyki zachwytu.

Kiedy w końcu udaje mi się dojść do mieszkania cała rodzina zbiera się wokół wózka. Każdy chce wziąć moje skarby na ręce, co Aaron śledzi cały spięty. Nie podoba mu się, że ktoś prócz nas dotyka jego dzieci. Ja aż tak bardzo się tym nie przejmuję bo zapach barszczu z uszkami skutecznie odciąga moje myśli od wszystkiego niezwiązanego z jedzeniem.

Paręnaście minut później dzieci wracają do nas. Aaron dumnie trzyma Avę, a ja Evana. Musimy wyczerpująco odpowiadać na najróżniejsze pytania i sami słuchać równie długich opowieści, co się działo tutaj. W KOŃCU zaczynamy dzielić się opłatkiem. Moon jest w tym ciut zagubiony, więc trzyma się blisko mnie szukając wsparcia i pomysłów na życzenia. Zaś gdy są one składane bliźniakom to ja je zjadam.

- Przekażę je w mleku.

Na stole pojawia się barszcz. Po pierwszej łyżce mojemu mate świecą się oczy. Dobrze, że powiadomiłam wcześniej moją babcię iż będzie potrzebne znacznie więcej zupy i uszek. W ogóle wszystkiego. Sama też dużo jem. Kiedy postawiono pierogi moje maluszki też głodnieją. Bez większej krępacji zaczynam karmić piersią Avę, a sama pcham sobie te pyszności do ust. Rodzina patrzy się na mnie z uśmiechem, a Moon z lekką irytacją. Posłałabym mu całusa, ale ruskie pierogi same się nie zjedzą. Gdy maleńka (po trzech miesiącach nabieram pewności, że jak dorośnie to będzie z wyglądu żeńską wersją Aarona, a Evan - moją, ale męską oczywiście) się już najadła, daję ją jej tacie, biorę Evana i przysuwam jego główkę do drugiej piersi.

Nikt nigdy [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz