32. I jak tu mnie nie kochać?

17.2K 1K 511
                                    

Surprise! Jeśli ktoś, kiedykolwiek wątpił, że rozpieszczam go tą książką to teraz już przestał. Nie będę was przecież torturować! A teraz ładnie proszę o śliczne podziękowania za to, że wam tak bardzo umilam życie częstymi rozdziałami.

**************************

ERIN

Aaron. To jego złote oczy wpatrują się we mnie. To jego kolana dotykają progu mojego mieszkania. To jego usta wypowiadają moje imię.

- Erin.

Jego głos jest tak przepełniony emocjami. Bólem, rozpaczą, strachem.

Słyszę kroki na schodach. Wysokie szpilki i zapach sików wróżek (czyt. perfumy). Typowa zdzira, ale jej matka jest jeszcze gorsza. Ta tylko daje dupę, a jej rodzicielka wymyśla historie z tej dupy wyjęte.

Chwytam Aarona za ramię i wciągam do mieszkania. Zamykam szybko drzwi i opieram o nie czoło. Słyszę jak Moon wstaje. Moja wilczyca błaga mnie bym na niego spojrzała, ale nie potrafię się zmusić do ruchu.

- Erin - głos mojego przeznaczonego sprawia, że jednak się obracam.

Ten zauważa blizny na mojej twarzy i ponownie uderza kolanami o podłogę.

- Co ja zrobiłem - nie wierzę w to, co widzę. Z oczu Aarona Moona, Alfy Watahy Złotego Księżyca popłynęły łzy. On naprawdę żałuje.

Nie zwraca uwagi na mój wygląd. Wpatruje się jedynie w moje oczy, a łzy zaczynają płynąć również po mojej twarzy. Nie jestem w stanie wydusić z siebie choć słowa.

- Przepraszam. Tak bardzo przepraszam - wstaje z kolan.

Czy to aby nie sen? Czy naprawdę on mnie przeprasza?

Wyciągam rękę by dotknąć jego policzka i się upewnić. Muskam jego ciepłą skórę, a wtedy on zakleszcza mój nadgarstek w uścisku i zaczyna obsypywać pocałunkami wnętrze mojej dłoni cały czas patrząc mi w oczy. Gdy jego język prześlizguje mi się miedzy palcami szepcze:

- Kocham cię, Erin - moje serce na chwilę zamiera. Nie mogę mu uwierzyć. Gdyby mnie kochał nie byłoby mnie tu. - Tak strasznie cię kocham - jego dłoń niemal miażdży mi kość. Syczę z bólu, a on szybko puszcza i wytrzeszcza oczy przerażony. - Przepraszam!

- Lexie, kto to?

Głos Holly budzi mnie z transu. Z całej siły uderza mnie fakt, że Aaron mnie znalazł. Nie puści mnie. Widzę to w jego postawie, wyrazie twarzy, oczach. Już nie ucieknę. Wyraźnie czuję też niezręczność i dziwaczność tej sytuacji. Mój przeznaczony, od którego uciekłam stoi w moim mieszkaniu.

- Kto to jest? - Holly powtarza pytanie.

Przełykam ślinę i otaczam się ramionami ciągle patrząc na Moona.

- Aaron - przez te pięć miesięcy nie wypowiedziałam jego imienia. Teraz pali mnie w gardle i szarpie serce. Moja twarz już nigdy nie będzie wzbudzać zainteresowania ze względu na to, że się podoba, ale dlatego, że wygląda jak z jakiegoś słabego filmu fantasy.

Gdy opowiadałam Holly o Moonie napisałam jego imię na kartce, bo nie potrafiło mi przejść przez gardło.

Ale w tej chwili Violetrose przechodzą pod adresem złotookiego słowa, o które nigdy bym jej nie podejrzewała. Gdy szokująca wiązanka się kończy dziewczyna rzuca w niego talerzem i zaczyna się wydzierać.

- Masz czelność się tu pokazywać!? Po tym co jej zrobiłeś!? Po tym jak ją skrzywdziłeś!?

Aaron wygląda na zdezorientowanego, ale nie broni się przed wybuchem mojej współlokatorki.

Nikt nigdy [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz