Rozdział 50 "On... żyje"

203 13 1
                                    

Czemu dałam się złapać? Ahh... Teraz ciągną mnie do jakiegoś szefa... Najgorsze, że nie mogę się ruszyć, bo te palanty mnie związały. I jeszcze do tego zabrali mi całą broń "świetnie". Mam nadzieję, że to nie jest żadna grupa podobna do bandy Raisa...
W pewnym momencie kiedy szliśmy omijając zarażonych... Jednego z ludzi ugryzł zarażony. Ja ogromnie się przeraziłam, ale tamten stał nie wzruszony

- Stary żyjesz?- zapytał jeden dobijając zarażonego

- Żyje... Jedna kropla leku i będę jak nowo narodzony.- Leku?! Że powstał już lek na wirusa?!
Co tu się właśnie dzieje?!

Może się  w końcu do nich odezwę i zapytam kim jest ich szef. I tak mi nie odpowiedzą, ale... walić to.

- Kim jest wasz szef?- zapytałam

- Dowiesz się.- czego ja się spodziewałam?
- Chwila.- odparł jeden- ten głos chyba go kojarzę...

- Co sugerujesz Jack?- odparł jeden z nich

- Kojarzycie tą biegaczkę, która zginęła 6 tygodni temu.- jaka biegaczka?

- Ona przecież nie żyje... Jack już ci chyba odbija.

Okej mam chyba plan jak dla nich zwiać. Zawsze kiedy spotykają większą grupę zarażonych to wszyscy ode mnie odchodzą i zostaje tylko z jednym. Lina na nogach nie jest mocno umocowana gdybym raz się przewróciła mogłabym w miarę poluzować linę i później łatwo ją zdjąć. A ręce... Osoba, która mnie prowadzi ma przy pasie jakieś ostrze... Mogłabym spróbować przeciąć linę tak aby się nie skapną... Okej wiem co robić.

Podczas kiedy zarażonych było wokół mało udałam, że nogi mi się podwinęły się przewróciłam. Oni tylko wzdechneli pomogli mi wstać i prowadzili mnie dalej.

Spojrzałam na linę na nogach... Tak, poluzowana wystarczająco aby wyjąć nogi.

Teraz druga część... Człowiek, który mnie trzyma ma przy pasie jakieś ostrze.

Przesunęłam związane ręce do ostrza i zaczęłam delikatnie szorować liną po ostrzu. Ku mojemu zaskoczeniu człowiek nawet się nie skapną.

W pewnym momencie otoczyli nas zarażeni. Była to najlepsza okazja dla mnie aby uciec. Tym razem zarażonych było tak dużo, że zostałam sama w pętli ludzi. Popełnili wielki błąd zostawiając mnie samą... Wyjęłam szybko nogi z pętli i rozerwałam resztki liny na rękach.

Pozostał tylko plecak ma go na sobie jeden z biegaczy. Okej szybki atak i ucieczka.
Zaatakowałam jednego z biegaczy wpychając go w zarażonych i zabrałam plecak. Ludzie to widząc od razu zareagowali chcieli mnie zaatakować, ale byłam szybsza i uciekłam na jeden z dachów. Nie wiem jak? Ale uciekłam... Nawet mnie nie zaatakowali.

Perspektywa Rahima

Chodziłem w pobliżu szkoły. Crane mi zlecił abym czegoś tam poszukał. Ta on to ma pomysły... Nic wokoło tej rudery nie ma!

- Rahim!- usłyszałem głos w radiu

- Halo.
- Rahim gdzie jesteś?!- zapytał zdenerwowany Jack

- Koło szkoły a co się dzieje?!- co oni znów zrobili...

- W starej wieży kręciła się jedna z tych bandytów.- co?- Złapaliśmy ją, ale nam uciekła pobiegła w stronę szkoły! Rahim zatrzymaj ją!

- Ale, z której strony?!
- Z północy!

Rozłączyłem się z Jack'iem i pobiegłem na północną część szkoły stanąłem na dachu i zacząłem wypatrywać

Nagle między zombiakami dostrzegłem biegnącą postać. Była ubrana podobnie to tych bandytów, ale czy to była ona?
 Jak tylko zbliżyła się do ściany. Skoczyłem na nią z góry. Przytwierdziłem ją do ziemi tak, że nie mogła się ruszyć. Lecz przez natłok kurzu nie mogłem dostrzec jej twarzy. Kiedy to wszystko opadło moje serce... zamarło...

Nie nie wierzę... To niemożliwe... Ale jak... Crane on mówił... Jak to możliwe...

Perspektywa Mary

To Rahim... On żyje... Jednak żyje...
Ze szczęścia do oczu zaczęły mi napływać łzy.

- Rahim...- powiedziałam tylko tyle bo więcej nie byłam wstanie

- Mary...- On też zaczął płakać ze szczęścia przynajmniej tak myślę

Chłopak pomógł mi wstać, ale dalej milczał tak samo jak ja...

Nie byłam wstanie nic powiedzieć, ale on zamiast to przytulił mnie i złożył pocałunek na mich ustach.

- Mary co się stało? Crane mówił, że nie żyjesz?- zapytał Rahim

Koniec 50 rozdziału

Dying light : SiostraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz