Rozdział 51 "Spotkanie z bratem"

229 15 1
                                    

- A, więc taką bajeczkę wam sprzedał?- odparłam- ...Byłam w Chicago

- Co? Jakim cudem?

Opowiedziałam Rahimowi całą historię widać, że chłopak był bardzo zaskoczony.

- Czemu nie zostałaś w Chicago?- czemu on się mnie o to pyta

- Nie potrafiłam... Kiedy się wybudziłam ze śpiączki nie umiałam myśleć o niczym innym niż o ludziach, którzy zostali w Harranie... To było na prawdę głupie. Ale... nie potrafiłam inaczej... -opuściłam głowę a Rahim chwycił mnie za rękę

- Nie przejmuj się jestem pewny, że ludzie w wieży będą szczęśliwi, że cię widzą.-uśmiechnął się szeroko i spojrzał na moja rękę- O dalej masz tą bransoletkę!
- Była jedną z nielicznych rzeczy, która wtedy mi po tobie została.- powiedziałam i przytuliłam ponownie chłopaka. Naprawdę cieszyłam się, że go widzę

- RAHIM!- usłyszeliśmy z tyłu
Odwróciliśmy się na pięcie. Zobaczyłam ludzi, którzy mnie związali. Biegnących w naszą stronę i przeskakujących przez mur

- Złapałeś ją!?- czy oni mnie na serio nie zauważyli?
- Halo ja tu jestem!- pomachałam mężczyzną ręką przed nosem

- Co?!- powiedzieli chórem

- Ty jesteś...- powiedział jeden z nich

- Mary Crane.- odparłam

- Ty żyjesz!?- odpowiedzieli chórem niezwykle zaskoczeni
3 z nich padło na ziemię i pokłonili się jakbym była jakimś bóstwem.

- Ludzie nam tyle opowiadali o twoich czynach!

- Proszę przestańcie wcale nie jestem taka doskonała!- mówiłam a oni i tak nic chcieli się podnieść z ziemi słyszałam jak Rahim za mną się śmieje- Rahim czy to ty wymyśliłeś i powiedziałeś im jakąś wymyśloną historyjkę o mnie?!

- Może tak.
- To każ im wstać!

- Dobra może chodźmy już do wieży.- zaproponował Rahim na co wszyscy ruszyliśmy w kierunku jak to mówił Jack nowej wieży

Po dojściu na miejsce okazało się, że nową wieżą jest stary garnizon Raisa.

- To na pewno jest ta nowa wieża?!- zapytałam mając nadzieję, że żartuje

- Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale tak... tu teraz jest nasza nowa wieża. Też sobie tego nie wyobrażałem kiedy tu się przenieśliśmy. Ale jak widać zadomowiliśmy się tutaj.

Kiedy tylko przeszliśmy przez płot od razu zauważyłam Jade.

- Jade!- krzyknęłam na co dziewczyna odwróciła się napięcie

Kiedy Jade mnie ujrzała przetarła kilka razy oczy jakby nie wierzyła czy na pewno dobrze widzi.

- Mary?- podchodziła powoli a kiedy podeszła bliżej przytuliła mnie a ja odwzajemniłam uścisk- Gdzie byłaś tyle czasu?

- Długa historia później ci opowiem, ale najpierw muszę spotkać się z Kyle'em.
- Jezu jak on się ucieszy! Chodź szybko do niego!

Weszliśmy do środka i pobiegliśmy do pomieszczenia, w którym najpewniej był Kyle.

Gdy weszliśmy do środka brat odwrócony był do nas tyłem. Przeglądał jakieś mapy czy coś.
- Crane!- powiedział Rahim

- Co znowu!- Jezu jaki agresywny

- Jest tu ktoś kto chcę z tobą pogadać.

- Rahim jeżeli to kolejny żart to naprawdę się zdenerwuję.

- To nie jest żart po prostu się odwróć...

- Za chwilę...- Jezu jaki upierdliwy
- Nic się nie zmieniłeś Kyle.-powiedziałam a on odwrócił się na pięcie i zamarł. Dosłownie... Stał tak przez 2 minut nie mogąc uwierzyć co się właśnie stało.
- Jade, Rahim dajcie nam chwilę. Proszę.- jaki łagodny się zrobił
Rahim i Jade wyszli. No to teraz się zacznie.
- MARY! Czemu nie zostałaś w Chicago czemu znowu wróciłaś do Harranu!?- no zaczyna naprawdę krzyczeć

- Tak jakbyś mnie nie znał!
- No, więc?
- Bo mam tak samo popierdolony charakter jak ty!
- To nie jest wytłumaczenie!
- A wytłumaczeniem jest to, że przez te jebane GRE prawie umarłam!?

- Jak to prawię  umarłaś?!
- No to przez kogo ten budynek, w którym byliśmy się zawalił?

- No dobra. Wiem popełniłem wielki błąd wtedy, ale to była jedyna szansa aby wysłać cię do domu... Dobra zamknijmy już ten temat, bo się nie dogadamy...- no przynajmniej z tym się zgadzamy

- Dobra co się działo kiedy mnie nie było?
- Na pewno chcesz to wiedzieć?
- Oczywiście, że tak.
- Okej, kiedy powiedziałem w wieży, że nie żyjesz.- ta super wymówka- To musiałem ruszyć na wieś tam podobno ludzie się nie zarażali. Kiedy tam dotarłem dowiedziałem się o jakieś matce... szamance czy czymkolwiek to było... Nie ważne. Ona podobna sprawiała, że się nie zarażali. Musiałem wkupić się w ich łaski aby powiedzieli mi więcej. Kiedy wszyscy na wsi zaczęli mi ufać dowiedziałem się, że to nie wiara czyni ich odpornymi tylko jakieś opary. Przez pewien czas myślałem, że to naprawdę działa, lecz... Kiedy ludzie Raisa znaleźli się na wsi chcieli odebrać lek i zabić Matkę. Ja poleciałem ją ratować. Lecz na miejscu zacząłem mieć omamy widziałem ją jako zombiaka mówiącego jak człowiek.- No to niezłe omamy- Chciałem wszystkich uratować, bo w wieży działo się prawdziwe piekło. Chciałem zabrać fiolki z lekiem i spierdalać, ale ona wlała mi zawartość fiolki do ust. Później musiałem się z nią bić podczas tego czułem się coraz gorzej... nie wiedziałem co się dzieję... Po zabiciu tej suki próbowałem wrócić. Ale wydawało mi się, że się zmieniam, że staję się jednym z nich. Wydawało mi się, że wyszedłem z kanałów do jakiegoś innego miasta jako zombie. Ale później obudziłem się u Camdena strasznie obolały. Dowiedziałem się, że Jade mnie przyniosła i podobno byłem w złym stanie i w każdej chwili mogłem się przemienić. Wtedy Camden miał lek, ale bał się go podawać komukolwiek, lecz postanowił go podać. Kiedy go otrzymałem wszystko przestało mnie boleć jakbym narodził się na nowo.- czyli jednak jest lek- Do Harranu po jakimś czasie od naszego powrotu zaczęli się zjawiać bandyci. Chcieli odebrać nam lek i zabrać dla siebie. Staraliśmy się ich unikać póki...- w tym momencie nie mógł nic powiedzieć

- Co się stało?
- Oni... Zabili Breckena...- Co? Nie... jak to? Myślałam, że się popłaczę... Brecken...jest martwy...- Wtedy naprawdę na poważnie zaczęliśmy się nimi interesować. Ja musiałem przejąć stanowisko Breckena. Okazało się też, że chcą zniszczyć wieżę. Postanowiliśmy się wynieść tu do garnizonu tutaj było bezpiecznie. Po tygodniu jak wiesz wieża została zniszczona.
Jezu nie wiedziałam, że tyle rzeczy się wydarzyło jeszcze do tego mój brat prawię umarł... Ale też Brecken jest martwy... Niech tylko spotkam tych bandytów... To nogi z dupy powyrywam...

- Co teraz zamierzacie?- zapytałam
- Chcemy nadać wiadomość na wieży antenowej przy starym mieście o tym, że mamy lek ich chcielibyśmy prosić o ewakuację. Będzie to trudne, bo pod wieżą siedzą ci bandyci...
- Kiedy macie zamiar wyruszyć?
- Za 2 dni. Brakuję nam jeszcze jednej osoby aby z nami poszła...- nie dałam mu dokończyć
- Ja pójdę!
- Ale wiesz jakie to cholernie trudne? I cholernie niebezpieczne!?- ta typowy Kyle

- Tak i wiem na co się piszę.
- Nigdy nie wiesz kiedy odpuścić?
- Ta... Tak samo jak ty...
Brat podszedł do mnie i mocno mnie przytulił

Koniec 51 rozdziału

Dying light : SiostraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz