Rozdział 46 "O co chodzi?"

205 15 1
                                    

Po rzuceniu chyba 10 granatów potwór padł na ziemie.

- Nareszcie.- odparł Rahim siadając na ziemie

- Czyli już raczej wiemy co mogło się stać z biegaczami.- odparłam patrząc w dół

- No... To dziwne nie spodziewałem się, że go tam spotkamy.

*2 tygodnie później*

 Podczas dwóch tygodni wydarzyło się dość dużo rzeczy: tych przykrych, ale też wesołych. Wesołych było... no trochę. A złych... trochę więcej niż trochę.

 Po śmierci Sulejmana slumsy stały się trochę bardziej bezpieczne, ponieważ dochodziło znacznie rzadziej do ataków ludzi Raisa na ludzi z wieży. Dzięki czemu umieralność ludzi z wieży się zmniejszyła. Lecz po tym co wiem od Kyle' a w sektorze 0 wcale tak wesoło nie jest. Był tam aby zanieść badania doktora Zere dla Camdena i... podobno jest jeszcze gorzej. Camden pracuje nad lekiem na wirusa, ale na razie idzie to monotonie. Udało nam się zorganizować skok na garnizon Raisa, lecz nie udało nam się zbyt dużo osiągnąć. Zaskoczyli nas ludzie Raisa. Kiedy znaleźliśmy pomieszczenie z antyzyną udało nam się zabrać jedną skrzynkę następnie... pomieszczenie wybuchło... Nie wiem jak, ale... wybuchło... uciekliśmy z tam tąd, ale dwie osoby zginęły... 

Antyzyna kończy się naprawdę szybko... Już prawie nic nie mamy... Czuje się strasznie nie mogąc nic zrobić jeszcze do tego Kyle  coś przede mną ukrywa... I Kyle z Jade też mają jakąś tajemnice... To zaczyna być irytujące...

Jade zaczepiła mnie na korytarzu kiedy gapiłam się w sufit i dumałam jak zdobyć więcej antyzyny.

- Ej Mary wszystko okej?- zapytała

- Ja... Tak pewnie!-nie umiem kłamać

- Mnie nie okłamiesz.

- Ale ja nie kłamię!

Jade spojrzała na mnie następnie wyciągnęła coś z kieszeni i podłożyła mi to pod nos. To... był... pająk. Taki wielki owłosiony...
- Ja pierdole zabierz tą bestię!- krzyknęłam na całe gardło, moje serce waliło jak szalone

- A powierz...- nie dałam jej dokończyć

- Tak! Tylko zabierz te gówno!- krzyknęłam na co Jade rozgniotła bestię

- No to jak?

- O matko... Antyzyny zaczyna brakować nie wiem co z tym zrobić i jeszcze do tego Kyle i coś przed mną ukrywa i kurwa nie wiem co! Jeszcze do tego ty coś z Kyle' em ukrywacie przede mną i co ja mam o tym myśleć co?!- wyrzuciłam to wreszcie z siebie... Och...

- A, więc tak...

- To powiesz może ty mi chociaż co wy ukrywacie?!

Jade próbowała uciec, ale chwyciłam ją za rękaw i zatrzymałam.

- A więc? Dowiem się prawdy?- zapytałam
- Chciałabym ci powiedzieć o co chodzi, ale...- chciała dokończyć, lecz jej przerwałam

- Nie ma żadnego ale! Chcę wiedzieć o co...- nie dał mi dokończyć krzyk dochodzący z jednego z pokoi Zupełnie zapominając o Jade pobiegłam w tamtą stronę

Zobaczyłam jak biegacze kładą  na łóżko człowieka, który miał na ciele pełno otwartych ran a na dodatek ciągle krzyczał i mówił ciągle coś o magii. Biegacze próbowali go utrzymać na łóżku.

- Mary pomóż nam!- krzyknął Timur a ja od razu podbiegłam aby pomóc im z człowiekiem.

Był strasznie silny w pewnym momencie złapał mnie za nadgarstek i mocno go zcisną, zaczęło mnie strasznie boleć, zaczęłam krzyczeć, ale mnie nie puszczał pozostali próbowali go odciągnąć, ale nie mogli.

- Matka... Nie zbliżaj się do niej... Zarażeni! Oni nie atakują!- zaczął wrzeszczeć jak opętany te wszystkie słowa a i tak cisnął tą rękę moja dłoń zrobiła się cała sina.

Krzyczałam... W pewnym momencie przybiegł Rahim i Kyle, którzy pomogli mi wyrwać rękę z pięści człowieka

Spojrzałam na moją dłoń była cała sina i strasznie bolała, lecz powoli odzyskiwała kolory. Z bólu aż łzy napłynęły mi do oczu.

Rahim widząc moją reakcję na tą sytuacje od razu mnie przytulił i ucałował w czoło... po chwili się uspokoiłam.

Odwróciłam się Lena już się zajmowała chorym a Kyle bacznie się  przyglądał człowiekowi.

*10 minut później*

Kyle powiedział, że musimy gdzieś iść. Nie wiem o co mu chodziło, ale postanowiłam, że mu zaufam i z nim pójdę. Dotarliśmy do jakiegoś budynku do, którego mogliśmy wejść i nie było tam zarażonych.

Gdy byliśmy już w środku poszliśmy trochę po schodach. I zatrzymaliśmy się kiedy byliśmy już prawie na szczycie. Nie wiem czemu, ale Kyle płakał... Czemu?... nie rozumiem tego.

- Kyle...- nie zdążyłam dokończyć gdy brat mnie przytulił

- Mary dbaj o siebie i błagam nie wracaj... NIE WRACAJ!- o co mu chodzi?

- Kyle o co ci chodzi?

Nagle usłyszeliśmy huk ściany się zaczęły zawalać a nad nami słyszałam helikopter. O co tu chodzi? 

- Żegnaj Mary!- odparł i zaczął uciekać
- KYLE!

Ja też chciałam uciec, ale ściana przede mną się zawaliła. Moje serce zaczęło walić jak szalone. Nie chciałam umierać... Do oczu zaczęły mi napływać łzy. 

Lecz zaczęłam biec na górę aby dobiec na dach. 

Biegłam... Biegłam... Nagle poczułam ból w nodze później w głowie. Był tak wielki, że już nie wiedziałam... Nie słyszałam.

Chwile później otworzyłam lekko oczy. Wszystko mnie bolało...  Zobaczyłam, że ktoś mnie niesie, lecz nie była to żadna znana mi osoba...

Koniec 46 rozdziału





Dying light : SiostraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz