Rozdział 38 "On żyje?"

260 17 2
                                    

Nie powiem wnoszenie skrzyń było katorgą. Najchętniej bym tego nie robiła, ale nie zostawie przecież Rahima samego. Wyglądało to mniej więcej tak, że jedna osoba wspinała się wyżej a druga podawała jej skrzynie. Strasznie się zmęczyłam i przez to wszystko cała byłam zalana potem. Miałam wielką nadzieję, że Troy nie było w środku, nie mam sił z nią się kłócić...

Nareszcie weszliśmy na górę.

Przed wejściem siedział Michel. 
- Co wy tu robicie?- odparł zaskoczony

- A co ty kurwa nie widzisz?!- no naprawdę jakby nie zauważył. Co on ślepy czy co?
- Spike nas przysłał...- Rahim był też zmęczony, ale w porównaniu do mnie nie denerwował się tak bardzo jak ja

- A, więc tak... Wchodźcie.- otworzył nam drzwi do środka

- Savy! Broń przyszła!- krzyknął Michel
Zaraz potem z dołu przyszedł Savy. On także był zdziwiony naszą wizytą. Czuję, że Troy nagadało na nas o swoich chorych domysłach.

- Co wy tu robicie?- odparł chłodnym tonem
- Nie widzisz?!- krzyknęłam, po prostu okulary chyba każdemu po parze kupić

- Nie powinniście tutaj być.

- A czemu by to? Jakoś nie widzę tu Troy?!
- A to, że Ulka nie żyje przez wasz i waszą głupotę. Początkowo myślałem, że był to tylko wypadek, ale nie wiedziałem, że jesteście zdolni do czegoś takiego...
- Do czego zmierzasz?
- Do tego, że zastrzeliliście Matthewa!- czy on właśnie uznał, że my ich zabiliśmy?... nie wierzę... nie mam do nich słów. Oni naprawdę myślą, że mogłam zabić własnych przyjaciół?
- Ale to nie...- Rahim chciał mówić dalej, ale mu przerwałam
- Dobra myślcie jak chcecie, mnie to nie obchodzi...- Rzuciłam skrzynką o podłogę i ruszyłam w stronę linki na, której wcześniej Rahim uczył mnie zjeżdżać. Nie mam zamiaru słuchać ich chorych domysłów
- Mary!- Rahim chciał mnie zatrzymać, ale przez tych niedowiarków pieprzonych nie chciałam więcej tam przebywać

Zjechałam na linie na sam w dół. 

- Czemu Oni myślą, że ja ich zabiłam? To byli moi przyjaciele...- Zaczęłam płakać. Świadomość, że osoby, które niedawno mi pomagały uważają mnie za swojego wroga była przytłaczająca

Zobaczyłam przed sobą ludzi Raisa biesiadujących wokół jakiejś skrzyni. I wtedy zdałam sobie sprawę, że to wszystko jest przez nich... Gdyby nie porwali Jade... Nie poszlibyśmy tam i Matthew i Ulka dalej by żyli. 
Jebane skurwysyn! Pozabijam wasz wszystkich co do jednego! 
Nie zwlekając ani chwili wyjęłam katanę. Raniłam jednego z nich. Oni to widząc zamiast walczyć zaczęli wrzeszczeć:
- Jest tutaj!- Na to dookoła mnie z nikąd pojawiła się setka ludzi Raisa z karabinami

Wiedziałam, że nie opłacało się z nimi walczyć było ich za dużo. A poza tym strzały karabinu przywołały by zarażonych.
- Przepuście mnie!- usłyszałam z tłumu. Głos wydawał mi się dziwnie znajomy

Nagle z tłumu wyłonił  się człowiek. Nie widziałam jego twarzy, bo miał owiniętą twarz hustą, włosów też nie zauważyłam, bo głowę żołnierza zdobił hełm. Jedyne co mogłam dostrzec to śliwkowe oczy.
- Jeżeli grzecznie z nami pójdziesz, to nic ci nie zrobimy a jeżeli nie będziesz posłuszna to będziemy musieli załatwić to w inny sposób.
Stałam w miejscu i zastanawiałam się co powiedzieć, nie było mowy o walce kataną od razu zostałbym podziurawiona... Ale chwila mam karabin... Przywoła zarażonych, ale nie mogę dać się im złapać.

- Wiesz co chyba wybiorę inną opcję.- wyjęłam z plecaka karabin i zaczęłam strzelać. Przez to, że nie miałam wcześniej styczności z karabinem nie szło mi to najlepiej.

Nagle poczułam jak ktoś łapię mnie za szyję i przystawia do niej nóż.

Czuję, że jestem załatwiona...

- Druga opcja chyba cię bardziej interesuje. Jestem ciekaw czy wiesz kim jestem?- co on wygaduje ma znajomy głos, ale... nie to nie możliwe...
Rzucił mnie w stronę jakiegoś żołnierza. Który mnie złapał. I pociągnął za włosy abym się nie ruszała. 

Staną przede mną. I zerwał z twarzy hustę
Nie wierze  to...
- J...Jacob?- patrzyłam na niego jakbym zobaczyła ducha, ale on przecież... nie żyje

***

Czułam się jakbym była w jakimś transie. Nie mogłam ogarnąć co się dzieje. Jedyne co mogłam sobie zadawać pytania:
Co się stało?
To był sen?
Czy naprawdę widziałam złowrogo nastawionego do mnie Jacoba?
Czy on żyję naprawdę?
Zadawałam te same pytania sobie wciąż i wciąż. Nagle oprzytomniałam.
Niech to znów związana... Ale jestem w innym miejscu... Pomieszczenie wygląda na nie dokończone brakowało w nim okien, podłoga nie była wyłożona a ściany niepomalowane. A na około było pełno artykułów remontowych 
Nagle drzwiami wszedł Rais, ale nie było z nim żołnierzy tylko... Jacob... nie wierzę...To naprawdę on, ale przecież zastrzelili go. To niemożliwe...
- J...Jacob? Ty żyjesz?-wydukałam. Naprawdę czułam się jakby przede mną stał duch

- Oczywiście, że żyje. Czemu miałbym nie żyć?

Koniec 38 rozdziału

Dying light : SiostraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz