Rozdział #4

556 24 11
                                    

Kasja

Dość szybko dostałam odpowiedź na SMS'a, ale nie odpisałam... Po prostu udałam się w stronę leśnego domu, w którym chwilowo mieszkam. Wstałam z ziemi i ruszyłam w stronę domu.

Po dokładnie dziesięciu minutach byłam na miejscu. Nie czekając długo weszłam do środka i udałam się do kuchni. Tam wyciągnęłam z lodówki kawałek kurczaka, potem poszłam do salonu, usiadłam na kanapie i zajęłam się jedzeniem. Po jedzeniu poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, ogarnęłam się i położyłam do łóżka.

Musze przyznać, że dziwnie mi się samej śpi... Nie mam się do kogo przytulić, nie mam z kim powalczyć o kołdrę, nie ma nikogo, kto by mnie rano wywalił z łóżka... Może Jace ma rację, że za nim tęsknię? Eh... Kas ogar... pamiętaj co ci zrobił... I tak sobie myślałam i nawet nie wiem kiedy odleciałam do krainy Morfeusza.

Tak mi się dobrze spało... Dziwne odgłosy z lasu zastępowały mi Alexa, który co rano mnie budził, zwykle w dość zabawny sposób... Wstałam z łóżka i poczłapałam do łazienki. Tam oczywiście poranna toaleta, szybkie ubranie się, makijaż, włosy i kiedy stwierdziłam, że jest git, wyszłam z łazienki i zeszłam na dół. Weszłam do kuchni, przygotowałam sobie szybkie śniadanie i zabrałam się do jedzenia.

Po śniadaniu stwierdziłam, że pora na mały trening, który zwykle robiłam z Alexem, w sumie to on mnie przymusił do dbania o formę, czym też zaimponował mojemu ojcu. A jemu nawet mój brat nie umie zaimponować, a Alex pokazał swoją władczość nie raz, z resztą jak na alfę przystało. Wstałam od stołu, weszłam na korytarz, ubrałam czarne adidasy, do uszu włożyłam słuchawki, włączyłam ,,Look What you made me do" wykonania Taylor Swift, uwielbiałam biegać przy tej piosence. Bez namysłu wyszłam przed dom, zrobiłam szybką rozgrzewkę i zaczęłam swój bieg.

Alex

Po przebudzeniu, wykonałem swoją poranną rutynę, wyszedłem z sypialni i zszedłem na dół. Wszedłem do kuchni, a tam czekało śniadanie. Po kuchni kręcił się mój beta.

- O cześć Alex. - powiedział Conor.

- No cześć. - odpowiedziałem po czym usiadłem do stołu i zabrałem się za śniadanie.

Po jedzeniu, ogarnąłem po sobie w kuchni i stwierdziłem, że sobie trochę pobiegam. Ubrałem szare Air maxy, wyszedłem przed dom, wykonałem rozgrzewkę i zacząłem biec.

Kasja

Biegłam już dłuższy czas. Sprawnie omijając wszelkie przeszkody po drodze. Biegłam i biegłam. Nagle do moich nozdrzy dostał się dziwnie znajomy zapach, wręcz zbyt dobrze znałam ten zapach. Należał do nikogo innego jak do mojego przeznaczonego, z czego wywnioskowałam że biegł tędy przede mną i nie pomyliłam się, bo już parę metrów dalej, zobaczyłam go jak prawdopodobnie poprawiał sobie buta, ale nie wiem czy na pewno, bo szybko schowałam się za drzewem, by mnie nie widział. Na moje szczęście, po kilku sekundach pobiegł dalej... a ja wpadłam na fajny pomysł. Trochę go powkurwiam. Poczekałam, aż się trochę oddali i pobiegłam jego śladem.

Biegłam około czterech metrów od niego. Miałam z niego beke, że sie nie skapnął chyba, że wiedział, iż za nim biegnę i robił to samo co ja z nim. Ale po paru metrach to zrobiło się nudne i odpuściłam, pobiegłam sobie w las.




SamotnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz