Rozdział #9

444 20 0
                                    

Alex

  Dobiegłem do skarpy. Niestety nikogo tam nie było, za to zapach krwi był strasznie wyraźny, pobiegłem za owym zapachem, a to co zobaczyłem na miejscu sprawiło, że zaczęło się we mnie gotować. Była tam moja królowa, cała we krwi, a nad nią stał jakiś koleś, wysunięte pazury oznaczały tylko jedno...

  Nim zdążył ją choćby drasnąć doskoczyłem do niego i chwyciłem go za nadgarstek, powaliłem go na ziemię i dokończyłem dzieła pazurami, które wbiłem w jego kark i jednym mocniejszym szarpnięciem rozerwałem mu krtań. Kiedy to ścierwo leżało martwe ja podbiegłem do Kasji, która leżała nie przytomna...

- Kasja... nic się nie bój, zabiorę cie stąd - powiedziałem i podniosłem moją mate.

  Z wilczycą na rękach popędziłem do domu...

Kasja

  Obudziłam się gdzieś, gdzie było miękko i ciepło. Myślałam, że nie żyje dopóki nie usłyszałam znajomego głosu...

- Obudziła się! - krzyknęło jakieś dziecko

  Próbowałam otworzyć oczy co trochę mi się nie udawało. Po kilku próbach w końcu mi się udało. Leżałam w łóżku w pokoju który doskonale znałam, to była nasza sypialnia a mówiąc nasza mam na myśli, moja i Alexa. Potem odkryłam co za dziecko krzyczało że się obudziłam, a był to mój młodszy brat, Max. Z początku się zastanawiałam co on tu robi, ale kiedy do pokoju wpadła mama to już wiedziałam, że są tu chyba wszyscy z mojej rodziny.

 - Kasja jak się czujesz? - zapytała mama

- Chyba dobrze... ale jak ja się tu właściwie znalazłam?

- To wytłumaczy ci Alex. Mogę ci powiedzieć że to dzięki niemu jeszcze żyjesz. - powiedziała siadając przy tym na łóżku

- Aha... a co mi się tak właściwie stało? Bo jedyne co pamiętam to, to że z kimś walczyłam i ten ktoś mnie nieźle poturbował

- Bo tak było... straciłaś mnóstwo krwi....

- To by wyjaśniało czemu czuje się jakby mnie samochód potrącił...

- No dobrze, odpocznij teraz - powiedziała mama po czym wstała i wyszła z pokoju

  Cóż... gdyby nie to, że nie mam siły nawet gadać to pewnie zasypała bym mamę pytaniami, a na imię Alex, pewnie bym się wkurzyła i krzyczała że nie chce go widzieć, ale z tego co słyszałam to właśnie on mnie uratował. W tym momencie mój starszy bart wszedł do pokoju i do mnie podszedł.

- Jak się czuje moja mała siostrzyczka?

- Dobrze, a tak w ogóle to... wszyscy tu jesteście?

- Tak jakby, nie ma tylko ojca. Miał jakieś swoje sprawy, ale obiecał że cie odwiedzi w najbliższym czasie.

- Ważne że chociaż wy jesteście.

- Dobrze że doceniasz to, że jechałem 150 km bo dowiedziałem się w jakim stanie jesteś.

- Niech zgadne... mama?

- Nie... Alex - odpowiedział, a mnie zdziwiła ta odpowiedź

- A...ha...

Usłyszałam kroki z korytarza i po chwili do pokoju weszły dwie dziewczyny. Jedną z nich była moja siostra, a drugą ku mojemu zdziwieniu była mate Jace'a, Lorraine. 

- Jezu?! Kas wszystko dobrze?! - krzyknęła Lori

- Wszystko ok... - uśmiechnęłam się do niej.

Od podstawówki ja, July i Lorraine byłyśmy ekipą. W sumie to dzięki mnie i July, Lori poznała swojego mate, czyli mojego brata.

- Tak się ciesze, że żyjesz - powiedziała moja siostra z wielkim uśmiechem na twarzy.  

- Tak jak i ja. - odpowiedziałam.

SamotnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz