Rozdział #37

199 9 1
                                    

  Po śniadaniu, które można śmiało nazwać obiadem, wspólnie z mamą i dziewczynami posprzątałyśmy. Co prawda ja nie potrafiłam się skupić na czymkolwiek. Cały czas myślałam o Warrenie i miałam cichą nadzieję, że to nie o nim mówił John. Jednak jak to mówią, nadzieja matką głupich. Przez godzinę krzątałyśmy się w cztery po kuchni. Tak. Przez godzinę. Tylko dlatego, że zachciało nam się rzucać w siebie mąką. A potem trzeba było to sprzątać. Mama była cała biała bo oberwała najmocniej. W sumie to poszedł cały worek mąki. Mama wychodziłam z kuchni i wpadła na tatę. Na jego nie szczęście był ubrany na czarno przez co biały proszek, którym mama była obsypana jest na nim doskonale widoczny. Mama zaczęła się śmiać, a tata jej zawtórował i zaczął strzepywać z siebie mąkę. Nagle do domu wbiegł młody chłopak. Widząc mojego ojca natychmiast stanął w miejscu i skinął głową w geście szacunku dla swojego alfy.

- Alfo, melduje że udało się schwytać wilka, który włóczył się po naszym terytorium - powiedział szybko, jednak zrozumiale

- Dziękuje za informacje Sebasthien. Za chwilę tam pójdę - odpowiedział mu alfa. Chłopak ponownie skinął głowa i opuścił wnętrze domu

  Chwila moment. Złapali tego wilka?! Mam tylko nadzieję że to nie Warren. Mój ojciec jest okrutny dla nie proszonych gości i boje się co może kazać zrobić z chłopakiem jeśli ten nie okaże mu szacunku. Tata szepnął coś mamie i wyszedł z domu. Nie wiele myśląc pobiegłam za nim, co prawda był trochę zdziwiony moją obecnością ale czego się nie robi, aby nie paść na zawał serca co nie?

  Chwile szliśmy, a przez drogę modliłam się aby tym schwytanym wilkiem nie okazał się Warren. Niestety moje modły na nic się zdały. Albowiem na miejscu zobaczyłam nie kogo innego jak chłopaka z lasu który uratował moją twarz przed szponami Alexa. Brunet szarpał się, próbując wyswobodzić się z uścisku dwóch wilków, które trzymały jego, wykręcone do tyłu, ręce. Mój ojciec zbliżył się do chłopaka, przedzierając się bez problemu przez tłum gapiów. Chłopak w chwili, gdy zobaczył mojego ojca przestał się szarpać i spojrzał na niego gniewnie. Zapewne domyślił się, że stoi przed nim sam boss, dlatego też to właśnie jemu posłał mordercze spojrzenie. Yer, który zdawał się nie przejmować spojrzeniem chłopaka, wykrzywił usta w sarkastycznym uśmiechu.

- Proszę, proszę, proszę. Co my tu ciekawego mamy? - powiedział alfa, patrząc z pogardą na chłopaka - powiedz mi chłopcze. Czego tu szukasz? Bo jeśli kłopotów to mogę cię zapewnić, że jeżeli nie okażesz skruchy to będziesz je miał

- Pierdol się - warknął chłopak

  Widziałam jak paznokcie ojca przeistaczają się w pazury, a po chwili szyja Warrena zostaje zamknięta w morderczym uścisku alfy. Dwa wilki, które wcześniej trzymały bruneta, patrzyły na swojego alfę ze strachem w oczach. Warren znajdował się kilka centymetrów nad ziemią. Szmaragdowe oczy alfy zabłyszczały złowieszczo. Widział że zarówno alfa, jak i skazaniec coś mówili jednak krzyki, które rozległy się na widok tego co robi przywódca, skutecznie zagłuszyły mi cokolwiek. Przyglądałam się temu co się dzieje. Yer cisnął swoją ofiarą o drzewo. Podszedł do chłopaka siedzącego na ziemi i wziął potężny zamach. Nie mogłam pozwolić na to co za chwilę miało się stać. Szybko przedarłam się przez tłum i w porę wskoczyłam przed chłopaka. Ojciec, gdy po joł kto stoi przed wilkiem, cofnął rękę i patrzył na mnie w osłupieniu. Poczułam na plecach czyjś wzrok po czym domyśliłam się, że Warren również na mnie patrzy, zapewne nie mniej zszokowany co mój tata.

SamotnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz