Rozdział #7

435 25 0
                                    

   Stwierdzam, iż teraz strasznie się nudzę... I pomyśleć że teraz mogła bym robić mnóstwo o wiele ciekawszych rzeczy. Ale nie... bo pokłóciłam się z panem "ja mam zawsze rację". Stwierdziłam że muszę z kimś pogadać, ale jedynymi z którymi mogłam pogadać to moja rodzinka. Ale cóż sama jestem sobie winna  bo gdybym jednak te dwa tygodnie spędziła w rodzinnym domu to pewnie  bym nie zaczynała gadać sama do siebie. Ale trudno....

Alex

  Po robocie stwierdziłem, że pójdę się przejść po lesie. Przez całą drogę czułem zapach który jest mi bardzo znajomy, należał do Kasji, z czego wywnioskowałem że była tu niedawno. Westchnąłem i poszedłem dalej. Żałuje że jej w tedy nie zatrzymałem i nie próbowałem z nią porozmawiać. Eh... muszę ją znaleźć... ale nie teraz...  Nagle usłyszałem wycie jednego z członków mojej watahy, więc popędziłem w stronę naszego domu. Po kilku minutach byłem na miejscu.

- Co jest?! - powiedziałem zdyszany

- Alfo, kilku  naszych  wyczuło zapach obcych wilków. - powiedziała jedna  z omeg

- Jesteście pewni, że to nie wilki z watahy któregoś z Wilsonów?

- W 100%' ach. Sprawdziliśmy to. - powiedział mój beta.

- Wiadomo z jakiej watahy są?

- Niestety nie.

- Cholera... Trzeba uważać. Zwiększyć ilość patroli do dwóch i chodzić w większych grupach.

- Coś jeszcze?

- Tak, patrole mają się odbywać wczesnym rankiem i jak zwykle nocą.

- Tak jest - krzyknął Conor i poszedł

    Chwile stałem i patrzyłem jak mój beta się oddała, a potem wszedłem do domu. Udałem się do swojego gabinetu. Przewalone, mam 19 lat i już mam tyle na głowie, a na dodatek mojej mate nie ma przy mnie co dodatkowo utrudnia mi prace. Chciałbym żeby Kas tu była... Bez niej nie daje sobie rady z niczym... Bez mojej królowej u mojego boku nic nie ma sensu... Eh... Musze ją odnaleźć i przeprosić... 

- Alex! - do gabinetu wpadł Conor

- Co jest?

- Znaleźliśmy coś - powiedział zdyszany

- Co takiego?

- Dobrze by było jakbyś sam to zobaczył - wysapał

Wybiegłem z pomieszczenia i zbiegłem na dół, wybiegłem z domu, i biegłem do miejsca, gdzie była spora grupa wilków z watahy, podszedłem bliżej, a to co zobaczyłem mnie zaszokowało do tego stopnia, że nie mogłem nic powiedzieć...

- O kurwa...

- Krew jest wszędzie... - mruknął Conor

- Widze...

Nagle mój wzrok padł na krwawy napis znajdujący się nieopodal nas. Zrobiłem kilka kroków w stronę tego co udało mi się zauważyć. Zanim przeczytałem, jak się okazało, wiadomość do mnie rozejrzałem się dookoła. Gdy upewniłem się, iż nikt nie wejdzie mi w drogę przeczytałem zdanie napisane krwią na ścianie. Jego treść sprawiła, że przeszły mi ciarki po plecach:

"Czas się kończy, przyjacielu"

Wiedziałem co to oznaczało, wiedziałem też co muszę zrobić...


SamotnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz