Chapter 26

22 2 0
                                    

Chloe:

Miałam gdzieś to, że przez rozmazany makijaż wyglądałam jak panda. Nie mogłam powstrzymać łez radości, ani dumy jaka rozpierała mnie od środka.
Każda z grup zaprezentowała się rewelacyjnie. Emma również śmiała się przez łzy, gdy dzieciaki z jej grupy tuliły się do niej.

- Byłaś niesamowita, znaczy...byliście - podszedł do mnie Will łapiąc mnie za łokieć i obracając w swoim kierunku.

- Dzięki, wy również, bo bez Twoich muzyków nie dalibyśmy rady - odpowiedziałam, uśmiechając się.

- Masz ochotę może gdzieś wyskoczyć po tym wszystkim? - zapytał blondyn z blyskiem w oku.

- Przykro mi Will, ale zaraz po obozie wracam do domu i zaczynam szukać pracy, ale takiej na dłużej, nie wakacyjnej - odpowiedziałam.

- Chloe? - usłyszałam za plecami odwracając się niepewnie, starając się odgadnąć szybko do kogo należy ten głos. Gdy się odwróciłam i zobaczyłam do kogo należy, poczułam, jakby ktoś wbił mi nóż prosto w serce i pare razy je jeszcze dźgnął.
Powstrzymywałam napływające do oczu łzy i starałam zachować się tak, jakby wspomnienia po osobie stojącej przede mną w ogóle mnie nie dotykały...

- Brian... - wypowiedziałam wpół głośno.
Kiedy wypowiadałam jego imię czułam jakby coś ostrego przechodziło mi przez gardło. Musiałam niepostrzeżenie unormować swój oddech...

- Dobrze Cię widzieć - powiedział coś, przez co miałam ochotę się rozpłakać - przytulił mnie.
Moje odczucia względem tego mężczyzny nie były spowodowane tym, że nadal żywiłam do niego jakieś uczucia, bo z mojej strony było wręcz przeciwnie, jednak tego jak mnie zranił, nie byłam w stanie mu wybaczyć. Dla mnie było to gorsze niż zdrada.
Mimo, że minęło już trochę czasu, nigdy mnie za to nie przeprosił, nie wyjaśnił. Może dlatego tak źle zniosłam to "starcie".

Ciężko było mi z nim samej rozmawiać, dlatego szybko wykorzystałam stojącego obok mnie Willa.

- Poznajcie się, to jest Will - szybko stanęłam za blondynem wypychając go przed siebie - poznaliśmy się na tym obozie, pomagał mi z muzykami - dodałam.

Męźczyźni podali sobie ręce, po czym Brian zapytał:

- Jesteście razem? - no bezpośrednio, nie powiem. Co on sobie myśli wyskakując z takimi pytaniami?! Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo wyprzedził mnie Will:

- Jeszcze nie, ale to kwestia czasu. - objął mnie ramieniem i uśmiechnął się znacząco.
Wyplątałam się z jego ramion ze zszokowanym wyrazem twarzy, ale żadne słowo nie mogło wyjść z moich ust. Byłam na siebie zła, a na nich wściekła. Dlaczego w ten cudowny dzień spotyka mnie coś takiego?

- A Ty Brian jesteś tu z kimś? - z zamyślenia wyrwało mnie pytanie blondyna skierowane do mojego byłego.

- Tak, z moją dziewczyną - Ely, stoi tam - wskazał na ciemnoskórą dziewczynę stojącą przy stole z cateringiem.

Przecież to jest tancerka Justina, kojarzę ją z widzenia, pamietając z jakichś wystapień piosenkarza, które widziałam w internecie.

Nie mogłam znieść więcej informacji i tej żenującej rozmowy. Obróciłam się szybko i powstrzymując łzy już ostatkiem sił, ruszyłam w kierunku wyjścia z sali bankietowej.

- Chloe, co się stało? To po rozmowie z Justinem? - zatrzymała mnie Emma, która rozmawiała właśnie z Ryan'em, przyjacielem Justina. Jej twarz z radosnej natychmiast zmieniła się w pełną troski.

- Co? Nie. Spójrz za mnie, na osobę stojącą z Willem - powiedziałam nawet nie odwracając się we wspomnianym kierunku. Kiedy zauważyłam szok na twarzy brunetki zrozumiałam, że zauważyła o kogo chodzi i gdy chciała już to skomentować rzuciłam szybko:

- Muszę stąd wyjść, bo się rozpłaczę, wybacz. - wyminęłam dziewczynę i wybiegłam z sali wpadając na osobę, którą z jednej strony miałam zamiar jeszcze trochę pounikać, ale widać nie było mi dane...

- Chloe, właśnie Cię szukałem... - powiedział tylko tyle, ponieważ zlekceważyłam jego osobę i pobiegłam do pokoju.

***

Usłyszałam stukanie do drzwi

Nie byłam taka załamana, żeby nie otworzyć drzwi, więc podniosłam się z łóżka, na które rzuciłam zaraz po wejściu do pokoju i ruszyłam w kierunku wyjścia.

- Justin? Potrzebujesz czegoś? - zapytałam zdziwiona na widok osoby stojącej za drzwiami.
No może nie aż tak bardzo zdziwiona, ale jednak prędzej spodziewałabym się Emmy...

- Pewnie teraz bardziej spodziewałabyś się Emmy, niż mnie, ale muszę Ci teraz wystarczyć - co? Jak on to?...nie ważne.
Uśmiechnął się i puścił mi oczko przygladając się mojej twarzy. Myślę, że zauważył lekko zaczerwienione oczy.

- Justin nie mam humoru na rozmowę, serio. Muszę chyba odwołać nasze spotkanie. - oznajmiłam, ale jego to wyraźnie mało interesowało, bo posłał mi ten swój uroczy uśmieszek i wymijając moją osobę wszedł do pokoju.

- Nie przyjmuję odmowy, a poza tym możesz mi zaufać i powiedzieć co Cię trapi, bo widzę, że coś jest na rzeczy. - stwierdził siadając w fotelu.

- Nie będę Ci się zwierzać, bo nie znam Cię aż tak dobrze - powiedziałam oschle - Może odbyliśmy ze sobą kilka rozmów, ale i tak niczego o sobie nie wiemy.  - rzuciłam wzruszając ramionami i usiadłam na łóżku krzyżując nogi.

- Mamy godzinkę do zakończenia bankietu, więc myślę, że możemy to nadrobić. - uśmiechnął się i oparł na fotelu, kładąc dłonie po obu jego stronach. - Zaczynaj, skąd jesteś i co porabiasz w życiu? - zaśmiał się lekko, na co odpowiedziałam tym samym. Rozluźniłam się nieco i postanowiłam pójść za tym, co zaproponował mężczyzna siedzący naprzeciw mnie.

- Mam na imię Chloe, pochodzę z Tarzany, ale przed obozem przeprowadziłam się do Santa Monica. - mówiłam patrząc na swoje splecione palce, od czasu do czasu zerkając na uśmiechniętego szatyna - Kilka dni przed wyjazdem tu świętowałam w Bootsy Bellows obronę pracy magisterskiej, co było całkiem śmieszne, bo jakiś anonimowy darczyńca postawił wszystkim drinki, by wypili za moje zdrowie - zaśmiałam się i kiedy podniosłam głowę by spojrzeć na Justina zauważyłam, że jest w szoku. Nie wiem czym było to spowodowane, ale nie przejęłam się tym zbytnio i kontynuowałam:
- Pracuję dorywczo w klubach, jako wokalistka, czasem pomagam przy spektaklach w okolicznych przedszkolach czy szkołach. Jednak najbardziej z tego co robię kocham jazdę na moim Suzuki RM-Z450...

- Jeździsz enduro? - to był pierwszy raz, gdy po moim jakże nudnym monologu usłyszałam głos chłopaka. Wyglądał na zamyślonego...

- Ze wszystkich informacji uslyszałeś tylko to? - zapytałam śmiejąc się lekko.

- Nie, nie, ale a propo Twojego świętowania magisterki, to...

Usłyszeliśmy pukanie do drzwi.

- Otwarte! - zawołałam, ponieważ bardzo nie chciało mi się wstawać z łóżka.

- Kochani idziemy zrobić pamiątkowe zdjęcie na sali głównej i oficjalnie wszystkich pożegnać, więc chodźcie - do pokoju wszedł Steve, chyba po raz pierwszy podczas mojego pobytu tutaj. Przekazał nam informacje i wyszedł. Uśmiechnęłam się za zamykającymi się drzwiami i odwróciłam wzrok na szatyna.

- Chciałeś coś powiedzieć... - kiwnęłam w jego kierunku z zamiarem zachęcenia do kontynuowania.

- Na razie chodźmy, potem Ci dokończe - wstał, chwycił mnie za rękę i pociagnął w stronę drzwi.

------------------------------------------------------

Miło byłoby mi, gdybyscie zostawili po sobie gwiazdkę lub jakiś komentarz.

~ polcia.

You are my destination. |J.B| ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz