Chapter 20

26 1 1
                                    

Po kolacji dzieciaki miały czas wolny. Moje dziewczynki poszły z panią Emmą na plażę, a chłopaki na boisko grać w koszykówkę. Ja nie poszłam z dziewczynami, dlaczego? A bo obiecałam pewnej uroczej dziewczynie porozmawiać z jej durnym bratem.
Zaplotłam dwa dopierane warkocze, przebrałam się w pokoju w luźne czarne dresy i biały crop top z krótkim rękawem. Dresy były długie, więc bluzkę założyłam trochę krótszą, bo mimo wieczoru było całkiem ciepło. Psiknęłam się w odkryte miejsca sprayem na komary i ruszyłam w stronę boiska.

Usiałam za linią boczną boiska, delikatnie opierając się o siatkę, którą było otoczone i czekałam, aż chłopcy skończą grę.
To była chyba najgorsza rzecz jaką mogłam zrobić... Justin w krótkich szortach, bez koszulki z opalonym i wilgotnym od potu ciałem...

Czy ja właśnie zagryzłam wargę? Bosz...

Will też ganiał po boisku, ale jego postura była zdecydowanie mniej wysportowana, niż gwiazdy pop.

- Może się do nas pani przyłączy? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Michaela, jednego z moich podopiecznych na zajęciach.

- Nie kochanie, nie chcę wam psuć gry - oznajmiłam uśmiechając się uprzejmie

- Nic nie zepsujesz, chodź - tym razem wtrącił Will, wyciągając do mnie dłoń i pomagając wstać - Będziesz w mojej drużynie, przeciwko drużynie Justina - dodał.

Uśmiechnęłam się obojętnie, bo średnio podobał mi się ten pomysł.
Wiedziałam, że nie będę pokraką na boisku, bo kiedyś coś tam się grało, ale jednak było to już jakiś czas temu.

Znałam zasady gry, celowałam prawie za każdym razem, ale nigdy nie udało mi się wrzucić za 3.
No cóż, zobaczymy czy bardzo się ośmieszę.

Stanęłam na boisku w lekkim rozkroku i w tym momencie podszedł do mnie Justin. Podszedł zdecydowania za blisko i przeszywając mnie tym swoim wzrokiem wręczył mi piłkę:

- Zaczynaj, księżniczko - to drugie szepnął mi do ucha tak, że poczułam dreszcz przechodzący przez całe moje ciało.

Dlaczego ten facet tak na mnie działa? Nie chcę tego czuć!

Na pewno??

Ugh...

Robiłam, co mogłam i wychodziło mi całkiem nieźle. Nie zmęczyła mnie zbytnio ta gra, bo mam dobrą formę fizyczną, dzięki mojemu "sportowemu" trybowi życia. Nie obyło się bez kilkurazowego odbicia się o tors Biebera. Ten człowiek cały czas mnie krył będąc za blisko, a wtedy moja uwaga była skupiona nie na grze, tylko na gorącu, które biło z ciała chłopaka.

Przegraliśmy, ale tylko czterema punktami, więc nieźle.

- Wracasz do pokoju? - zapytał mnie Will wycierając kark ręcznikiem

- Yy za chwilę, bo muszę pogadać z Justinem - oznajmiłam i zauważyłam kątem oka, że w momencie kiedy wypowiedziałam imię szatyna, ten zwrócił na mnie swoją uwagę.

- Okej, do zobaczenia jutro - powiedział, całując mój policzek i zszedł z boiska.

Zauważyłam, że Justin zwrócił uwagę na "pożegnanie" Willa i zacisnął pięści, a jego mięśnie się napięły.
Przerzucił swoją koszulkę przez swoje ramię i ruszył w moim kierunku.
Zrobiłam to samo trzymając piłkę w ręce. Kiedy szatyn podchodził zbyt szybko, będąc coraz bliżej, wyciągnęłam piłkę w jego stronę przed siebie i lekko uderzyłam go w jego umięśniony brzuch.

- O czym chciałaś ze mną porozmawiać księżniczko? - przeciągnął ręką po swoim wilgotnym torsie i uśmiechnął się zawadiacko.

- Po pierwsze nie "księżniczko" - zaczęłam nadal trzymając piłkę w tym samym miejscu - a po drugie chciałam porozmawiać o Jazzy - chłopak nic nie powiedział tylko uniósł pytająco brew, nie przestając się uśmiechać.

- Przyszła do mnie dzisiaj i powiedziała, że się o Ciebie martwi, bo jesteś ostatnio przygnębiony - ostatnie wyrazy mówiłam prawie szeptem, bo ja do niego mówię, a on się uśmiecha patrząc mi w oczy i zabierając piłkę z moich rąk. A ja? A ja jak jakiś manekin nie wiedziałam co się dzieje tonąc w jego karmelowych oczach. - i...i... czy mógłbyś z nią porozmawiać? Z-znaczy wiesz...oczywiście, jeśli coś Cię t-trapi to mogę Cię wy-wysłuchać...- słowa ledwo wychodziły z moich ust i speszona opuściłam głowę.

Nie wiem co mnie podkusiło proponowanie Bieberowi wygadania mi się.

- To bardzo miłe, że Jazzy się o mnie martwi, a szczególnie, że Ty się o mnie martwisz - powiedział unosząc mój podbródek - ale nic mi nie jest, czuję się świetnie, a z Jazmyn pogadam już jutro - powiedział uśmiechając się, więc nie zostałam mu dłużna i odwzajemniłam uśmiech.

- Ale - kontynuował na co spojrzałam na niego unosząc pytająco brew - jest coś, co uszczęśliwiłoby mnie bardziej - oznajmił odsuwając się ode mnie, przez co poczułam dziwną pustkę i zaczął kozłować piłkę między swoimi nogami, nie odwracając ode mnie wzroku.

- No mów Bieber - ponagliłam go, krzyżując ręce na piersi

- Nauczę Cię rzucać za 3 księżniczko - uśmiechnął się i podszedł do mnie wręczając mi piłkę.

Przewróciłam oczami na jego zwrot i byłam zaskoczona, bo skąd on wiedział, że akurat tego nie umiem... dobra mniejsza z tym, niech mu będzie.

- Okej - oznajmiłam wzruszając ramionami, na co się uśmiechnął i ruszył w moim kierunku...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dodaję szybko drugi, bo 19 był krótki ;)

You are my destination. |J.B| ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz