Rozdział 48

222 17 7
                                    

Wszystko pocięte.

Mieczem świetlnym.

Fotele rozcięte na pół.

Na ścianach, które się nie odpadły, były rozcięcia.

Stół z hologramem zniszczony.

A na środku postać trzymająca miecz świetlny.

ANAKIN?!

Anakin POV

— Padmé? To nie tak jak myś...

— ANAKIN? CO TY TU ROBISZ?! — usłyszałem głos Windu. Mam przesrane. To moja przemyślona opinia. Przesrane. — Wracaj do pokoju, a jutro z rana idź do sali Rady... eh, po prostu przyjdź do mnie. WRACAJ DO POKOJU!

Kiedy krzyknął, wyszedłem z pomieszczenia i udałem się w stronę pokoju. Padmé jedynie spojrzała na mnie z wyrzutem. Wszedłem do pomieszczenia i rzuciłem się na łóżko. Na pewno nie zasnę.

I tak dla jasności, to nie byłem ja. Tak, wiem, że wszystko wskazywało na to, ale było inaczej.

Obudziłem się. Chciało mi się mega pić, więc wstałem i poszedłem do stołówki. Znaczy nie do końca, bo usłyszałem trzask zamykanych drzwi.

No więc ciekawość poprowadziła mnie w tamtą stronę. Wchodzę, patrzę, a tam wszystko zniszczone.

Pierwszy odruch, włączenie miecza. A potem Padmé. No więc, spoko już każdy zna prawdę, JESTEM NIEWINNY WYSOKI SĄDZIE. DZIĘKUJĘ ZA UWAGĘ, DO WIDZENIA.

Kiedy się obudziłem, pierwsza myśl: jaki dzisiaj piękny dzionek. Druga myśl wszystko zepsuła. Muszę iść do Windu na spowiedź. Chociaż bardziej opieprz...

Zapukałem i wszedłem do pomieszczenia. Mistrz już na mnie czekał.

— Co ty sobie Anakin wyobrażałeś?! — krzyknął na powitanie. Grunt to dobrze zaczęty dzień.

— To nie byłem ja...

— Więc kto?!

— Mistrzu...z całym szacunkiem, ale po pierwsze niech mistrz się na mnie nie drze, a po drugie NIE WIEM KTO TO, TO NIE JA, JA TYLKO SZEDŁEM PIĆ I USŁYSZAŁEM SRU DRZWIAMI I POSZEDŁEM SPRAWDZIĆ I PATRZE A TU WSZYSTKO KAPUT.

— Po pierwsze, uspokój się. Po drugie, przykro mi, ale wszystko wskazuje na to, że to ty rozwaliłeś salę.

— Po pierwsze, TO NIE JA. Po drugie, jestem spokojny.

— Anakinie, możemy już skończyć z tym po pierwsze i po drugie? To trochę żałosne.

— Zgadzam się.

— Herbaty?

— Jasne.

Windu poszedł zaparzyć meliskę. Kiedy wrócił, zaczą:

— To o czym my tam?...

— Eee...o, wiem. JESTEM NIEWINNY. Nie macie dowodów.

— A ty nie masz dowodów, że to nie ty.

— No w sumie...

— Słuchaj. Tym razem ci wybacze pod warunkiem, że tam posprzątasz. Ale jeśli to się powtórzy, natychmiast zostaniesz wyrzucony z akademii. Jasne?

— Eh...tak.

Zdołowany wyszedłem z sali. Ktokolwiek to zrobił, zapłaci mi za to. A ja mam pewną teorię, co do tego.

Ale najpierw pójdę coś zjeść. Wszedłem do stołówki. Za chwilę wyszedłem. Ale potem stwierdziłem, że jednak wchodzę.

Ludzie, CO TU SIĘ ODWALA? Jakby to wam powiedzieć...puszczona była głośna muzyka, urządzili sobie na stołówce imprezę a na stole...tańczyła Padmé. Po niej bym się tego nie spodziewał...

— Padmé! Co ty robisz?

— O, Anakin! — powiedziała trochę dziwnym głosem. — Choodź z nami się pobawić. Taaki piękny dzionek — zaśmiała się. — Jak się czujesz? Ja wyśmienicie, chociaż widzę cię jakby podwójnie.

— Padmé... co ty brałaś?

— Ja? Niiic. Wypiłam trochę wódki... może trochę bardzo...

— SKĄD TO MIAŁAŚ?

— Bo Shawn, mój ukochaany, hahaha, ma pewne znajomości. No i się podzielił z dziewczyną.

Zabiję typka. Upił mi Padmé.

Wziąłem ją za rękę i wyprowadziłem na korytarz. Przynajmniej próbowałem, bo się szarpała i miotała, więc dałem spokój. Pogadamy jak wytrzeźwieje. Teraz muszę pogadać z Shawnem.

Jest na końcu stołówki.

Podchodzę do niego

— CO CIĘ UPOŚLEDZIŁO?! — wrzeszczę na początek. Za dużo czasu z Windu.

— Staary uspokój się. Piwa?

Wytrąciłem mu to z ręki.

— Wiesz, jakie będziecie mieć problemy, kiedy mistrzowie się o tym dowiedzą?!

— Wyluzuj. Dlatego ty dopilnujesz, żeby się nie dowiedzieli.

— Jeśli chcesz takie coś odwalać, rób to sam. Ale Padmé do tego nie mieszaj.

— Nie narzekaj. Sam widzisz, jak dobrze się bawi.

No to akurat prawda.

— Tak poza tym, to wiem, że to ty.

— Tak poza tym, to wiesz, że co ja?

— Ty zniszczyłeś Salę Rady Jedi!

— Co?! Gościu, cierpisz na bezsenność i wymyślasz takie głupoty po nocy? A może przychodzą ci spontanicznie? Tak całkiem naturalnie?

— Od początku wiedziałem, że coś z tobą nie tak. Nie wiem co to miało na celu, ale będę miał na ciebie oko! Zwalili to na mnie!

— Nie mam zielonego pojęcia o czym ty do mnie mówisz. Daj spokój.

Wyszedłem wściekły z sali. Nie wiem dlaczego, ale jestem pewien, że to on. Znajdę dowody.

Następnego dnia na stołówce Padmé była jakaś przygaszona.

— I co? Jak się czujesz?

— Eh... głowa mnie boli.

— Ciekawe dlaczego?

— Daj spokój... poza tym, to fajnie się bawiłam.

— Skąd to mieliście?

— Shawn ma znajomości.

— Padmé... nie uważasz, że... coś jest z Shawnem nie tak?

— Co? W jakim sensie?

— No wiesz...Do każdego się podlizuje, kupuje tak po prostu alkohol, nie myśląc o konsekwencjach...i...

— No co?

— Myślę, że to on jest odpowiedzialny za zniszczenie tej sali Rady Jedi.

— Co ty mówisz?! Przecież to byłeś ty!

— Nieprawda.

Opowiedziałem jej swoją wersję wydarzeń.

— Wiesz co? Myślałam, że się zmieniłeś. Myliłam się! Skoro już zniszczyłeś salę, to przyznaj się chociaż do tego, a nie zwalaj winy na mojego chłopaka! Nie odzywaj się do mnie! — Dała mi z liścia i wyszła.

Nienawiść czy miłość?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz