Wzrok zatrzymuję na butach, unikając spojrzenia Schustera, ale chyba i też pytania, które tak przerażająco głośno odbija się w mojej głowie. Spoglądam za okno hotelowego pokoju na trzecim piętrze i śnieg tak ładnie prószy, że chciałbym tam teraz być. Chciałbym być wszędzie, tylko nie cholera tutaj, nie z wkurzonym Wernerem.
- Tak, trenerze - szepczę, jak jakaś przestraszona dziewczynka. Cholera, weź się w garść.
- Nie słyszałem, Wellinger - prawie krzyczy, jakbym sobie na to zasłużył. Gdyby nie zależała od niego moja dalsza kariera, to pewnie bym mu to wszystko wygarnął. Ale niestety nie mogę i to chyba jeszcze bardziej podjudza całą i tak już napiętą atmosferę.
- Tak - warczę. - Chcę zostać w kadrze - on tylko wzdycha głośno i kręci głową, jakby zobaczył swoje największe niepowodzenie. Chowa na chwilę twarz w dłoniach, żeby potem tylko na mnie spojrzeć i tak szczerze, to nie wiem, jak mam to odebrać. Uważając, że rozmowa jest już skończona, po prostu się odwracam i siadam na białej pościeli, która mocno pachnie jakimś proszkiem do prania. Kładę się na plecach i wyjmuję telefon, sprawdzając czy Lena nie wysłała mi żadnych nowych informacji od sponsora, ale na głównym ekranie nie pojawia się żadna wiadomość, tylko aktywność z Instagrama.
- I co ja mam z tobą niby zrobić Andreas, co - mówi, jakby łamiącym się głosem. - Olewasz resztę, nie przychodzisz na treningi, masz po prostu gdzieś moje uwagi. Chłopie, cały sztab chce dla ciebie jak najlepiej, ale mógłbyś się w końcu odwdzięczyć, wiesz? Pokazać, że jednak nie jesteś chamskim dupkiem i może choć trochę podratować swoją reputację. Zachowujesz się jak jakiś rozpieszczony szczeniak i my wszyscy mamy tego już naprawdę dosyć - to nie tak, że go nie słuchałem, bo nagadał się chłopak, ale ciągle wykłada mi to samo. Ziewam, wracając do pozycji siedzącej i patrzę w oczy trenera. - Nic nie powiesz? - pyta, a ja wzruszam ramionami. On ponownie wzdycha ociężale i nawet już się nie odwracając, wychodzi. To nie pierwszy raz, kiedy próbuje do mnie „dotrzeć", ale błagam. Jeśli mam na kogoś liczyć, to tylko na siebie. Freitag, Eisenbichler, oni już dawno mnie skreślili, widzę to za każdym razem, kiedy szykujemy się na jakiś konkurs. Nie boją się, że ich przeskoczę, jakby w ogóle przestali na mnie zwracać uwagę. A to ja jestem najsilniejszą jednostką w całej drużynie i to na mnie powinni liczyć, jeśli którykolwiek zawiedzie. Po upadku w Kuusamo, harowałem jak wariat po to, żeby wrócić do formy i niby też Lena nalegała, wręcz naciskała, żebym każdy dzień, gdy poczuję się lepiej, spędził na siłowni, ale moją aktualną sytuację zawdzięczam sobie i tylko sobie. Jestem w tym momencie tak sfrustrowany, że szczerze mówiąc bym coś rozwalił, ale może lepiej, jak po prostu się przewietrzę. Tak więc zakładam zieloną kurtkę reprezentacji i wychodzę z pokoju. Niby jutro drużynówka i po dwudziestej trzeciej powinienem już leżeć w łóżku, ale godzina mniej snu mnie nie zabije, prawda? Po pięciu minutach spędzonych w windzie znajduję się na placu przed hotelem, a zimne powietrze dociera do moich zatok, co daje mi nieskończone uczucie orzeźwienia. I mógłbym tak zostać, naprawdę, z dala od skoczni, od kadry, od trenera, od tych wszystkich nastoletnich pisków i pytań o autografy, o zdjęcia. Bez Leny, bez wymagań, bez problemów. Przełykam głośno ślinę i sięgam do kieszeni w moich czarnych spodniach, palcami macam małą foliową torebkę z proszkiem. Moje oczy delikatnie się szklą i pozwolę sobie wierzyć, że to przez ujemną temperaturę i okrutnie zimny wiatr. Po chwili stania i trzymania w dłoni mojej jedynej tak naprawdę deski ratunku, wracam do stanu sprzed minuty, wycierając swoje policzki i odchrząkując głośno. Czując się nieco spłoszonym, przyspieszonym krokiem okrążam budynek, aby znaleźć wejście, bo nie wiem kiedy i jak, znalazłem się po drugiej stronie hotelu. Prawie zaczynam biec i już widzę drzwi obrotowe, gdy coś odbija się od mojej klatki piersiowej z ogromną siłą, a ja słyszę tylko jak upadają jakieś torby i chyba jakieś ciało, nie jestem pewny.
- Cholera! - krzyczymy obydwoje, po czym orientuję się, że swoim sześćdziesięciokilogramowym ciałem wjechałem w jakąś dziewczynę. Na moje szczęście to Niemka, bo jakbym znowu musiał pitolić po angielsku, to bym się tu zabił. Podciągam swoją czapkę, która zjechała mi na oczy i szybko ocieram się z mokrego śniegu. Od razu patrzę, czy ów osobnika płci żeńskiej przypadkiem nie uszkodziłem. Już mam szukać jakiegoś badyla, żeby sprawdzić, jak tam jej funkcje życiowe, gdy ona podrywa się do góry, wyglądając jakby miała atakować.
- Już naprawdę, żeby nie można było na spokojnie po chodniku chodzić, to tylko Polska! - prycha, a ja się krzywię, bo słyszę austriacki akcent. Jeszcze mi powiedźcie, że to rodzina kurdupla z rekordem świata. - Kim ty w ogóle jesteś, przepraszam co? Myślisz, że jak jesteś narciarzem, to masz jakieś przywileje, żeby wpadać w ludzi, o nie kochany, o nie - nakręciła się, nie powiem. Poza tym, narciarzem? Mruczy coś tam jeszcze pod nosem, podnosząc swoje torby, ale robi to tak nieumiejętnie, że aż mi źle, jak na nią patrzę, więc jej pomagam.
- Zostaw - syczy, a ja tylko przewracam oczami i zabieram resztę tobołów z jej rąk. - Hej! - krzyczy i zaczyna za mną iść. Boże, przecież nie kradnę tego, tylko pomagam.
- Zamknij się i doceń - mówię i słyszę, jak wciąga szybko i głośno powietrze. Cholera, jak ona mnie irytuje. Ma bardzo jasne niebieskie oczy i ciemne włosy, w świetle latarni jej skóra wyglądała na stonowaną, jakby była świeżo po opalaniu, ale jest do cholery listopad, więc myślę, że raczej jest to jej naturalny odcień. Do tego jest prawie mojego wzrostu, co jest w sumie czymś nowym. Wchodzę z nią do holu, odstawiając trzy torby z Nike'a na czerwoną wykładzinę.
- Proszę bardzo - mówię i uśmiecham się najładniej, jak o dwudziestej trzeciej potrafię, a ona mierzy mnie morderczym spojrzeniem, następnie ładując na siebie swoje rzeczy. Mija mnie, nawet nie dziękując. Kiwam tylko do gościa na recepcji i postanawiam iść na górę schodami, bo chyba nie chcę z Austriaczką spędzać jazdy windą. Czuję pewną ulgę, kiedy z końca korytarza widzę białe wrota, za którymi są wszystkie moje pierdoły, ale mój humor rzednie, kiedy dostrzegam czarną torbę z białym znaczkiem znikającą w drzwiach cztery pokoje dalej.
Spokojnie, od poniedziałku już jej więcej nie zobaczę. I właśnie z taką myślą walę się na łóżko, gratulując sobie, że jednak mam coś takiego jak sumienie, które nie pozwoliło mi zostawić brunetki przed hotelem.- Nigdy więcej, co za irytująca dziewczyna.
•••
wracam z weną (ale tylko chwilową zapewne) i chciałam przeprosić za nieobecność, ale po prostu złapała mnie najzwyklejsza w świecie blokada.
all the love as always, m. x
CZYTASZ
empty gold • a.wellinger
Fanfictionkażdy tonący brzytwy się chwyta, czyli jak łatwo pozbawić się wszystkich drugich szans. #58 W RANKINGU FANFICTION (08.04.2018) © 2018 figleharce; andreas wellinger fanfiction.