Podrzucam jakąś głupią pomarańczą, czekając aż woda w czajniku w końcu się zagotuje. Nie wiem, czym zgrzeszyłem, że obudziłem się już o siódmej, ale moja szyja tak niemiłosiernie szarpie, że już mam dość tego dnia. Może nie powinienem spać tej nocy na kanapie, ale to była ostateczność, po schodach bym się nie wczołgał. Badam całą powierzchnię parceli i nie mogę wyjść z szoku, że tu się naprawdę nic nie zmieniło. Te same ściany, te same meble. No dobra, może i kanapa jest nowa, kuchnia też, bo cała biała, ale ogromne okna, które znajdują się prostopadle do wejścia były tam od początku. Pamiętam, jak razem z Richardem udawaliśmy, że to portal do eteru i jak nasze matki tego nienawidziły, bo potrafiliśmy się tak bawić nawet w nocy.
Odchrząkuję cicho, starając się nie uśmiechnąć, bo nie potrzebuję tego jakże wspominkowego nastroju i idę zaparzyć sobie herbatę. Julia z przeszłości postanowiła mnie jeszcze bardziej zirytować, bo kiedy otwieram szufladę, w której powinien się znajdować chociażby Lipton, znajduję wszystkie rodzaje naparów. W końcu decyduję się na „Uspokajającą ziołową melisę z lawendą" i bawiąc się palcami, czekam aż się zrobi. Nie wiem, czy moja siostra już wstała, czy w ogóle jeszcze tu jest, ale nie dała żadnego znaku życia i zastanawiam się, czy aż tak ją wkurzyłem, czy po prostu tyle śpi. Słodzę dwie łyżeczki i uradowany odwracam się, żeby donieść kubek do stołu, kiedy przede mną staje już całkowicie ubrana, uczesana i pomalowana Julia. Zręcznie mnie wymija, ale ja i tak się wzdrygam i wylewa mi się trochę na dłoń i podłogę.
- Cholera - syczę, a ona przysięgam, warczy na mnie, przez co chcę się zaśmiać.
- Nie przeklinasz tutaj - marszczę brwi i już mam coś powiedzieć, kiedy ona znowu zaczyna. - Mam nadzieję, że już zrobiłeś sobie śniadanie, bo ja po pierwsze nie mam na to czasu, a po drugie nie ma mowy, że będę ci usługiwać - i ponownie chcę jej wyjaśnić, że od czegoś tu chyba jest, ale zostaję uciszony. Znowu. - I nie dotykaj niczego, co jest w czwartej szufladzie, tam są rzeczy na święta i jubileusz, rozumiemy się? - już nawet nie próbuję, tylko kiwam głową, chociaż i tak ją otworzę. Julia wzdycha i zalewa sobie herbatę, tym razem lipę z rumiankiem i uśmiecha się do mnie, jakby wcale nie zrobiła mi przed chwilą wywodu życia. - To co tam u ciebie? - pyta, a ja biorę łyka gorącego napoju, ogrzewając się okrutnie gorącym kubkiem, który kiedyś dostałem na Święta.
- No, w sumie to nie narzekam. W kadrze fajnie, z Leną też, chociaż teraz mi nie odpisuje - Julia na jej imię trochę się wzdryga, bo wiem, że najlepszej przeszłości to one nie mają. Mimo to nie będę tego przytaczał, bo to jest bardziej pokręcone, niż moje właściwe życie.
- A, bo wy nadal razem? - pyta jakby od niechcenia i siada na blacie kuchennym, wzrokiem wiercąc we mnie dziurę. Przecież dobrze wie, jak moja próba z Leną się skończyła.
- Nie. Znaczy wiesz co, to skompilowane i na pewno nie jest to twoja sprawa - sarkam i wychodzę z kuchni, jednocześnie trochę żałując, że tak szybko przerwałem rozmowę. Chciałbym mieć kontakt z drugim człowiekiem, ale bez takich pytań, bez powracania do dennej przeszłości, po prostu żeby ktoś mnie zrozumiał. Zrozumiał tak, jak zrobiła to Nora. Uśmiecham się do siebie, po czym siadam na szarej kanapie, słysząc jak moja siostra wchodzi po schodach.
- Do pokoju z niebieskimi drzwiami też ci nie wolno wchodzić - słyszę i przewracam oczami, bo tam też wejdę. Tu nawet nie ma zegara, który mógłby mnie wkurzać, tu nic nie ma. Nawet telewizora, który idealnie by się wpasował między dwoma regałami. Chwytam swój telefon, w głowie rozważając, czy dzwonić do Leny, czy też nie. W końcu jednak wybieram jej numer i pierwsze, o co pytam, to miejscowi dilerzy, bo muszę uzupełnić braki.
No i godzinę później siedzę tam, gdzie siedziałem, przekładając urządzenie z ręki do ręki, wciąż zastanawiając się, czy aż tak chcę ryzykować, idąc pod dom rodzinny Richarda. W sumie bywałem już na głodzie kokainowym, ale tym razem potrzebuję się naćpać, zaćpać, wszystko co się da. Nikt nie będzie lepszy ode mnie, a już nie pewno Constantin. Julia wyszła jakieś trzy godziny temu, informując mnie, iż idzie na uczelnię. Nie, żebym jakoś to negował, jedynie uważam, że już dawno powinna zająć się czymś pożyteczniejszym, niż stosunki międzynarodowe. Przeciągam się i wstaję, jako cel ustawiając sobie lodówkę, w której znajduję przepięknie schłodzonego Heinekena. Uśmiecham się do siebie i otwieram puszkę, zatapiając się w smaku piwa, następnie sięgając do szuflady, której podobno niewolno ruszać. Przecież Julia się nie dowie, a ja muszę się czymś zająć, żeby nie myśleć o tym, co powiedziała mi Lena. Wyjmuję dwie paczki chipsów i szczęśliwy idę na górę, z buta wchodząc do mojego starego pokoju, w którym dzięki Bogu jest telewizor. Otwieram obydwie paczki i czuję, jak rośnie we mnie uczucie spełnienia. Tak chciałbym spędzać wieczory, a nie na „Andreas, dotknij mnie tu" lub „Jesteś jedynie porażką". Jedynie dobrze przeżyty czas to ja, żarcie i mecz. Wzdycham głośno i rozkładam się na całym łóżku, które było nienagannie pościelone, po czym całkowicie skupiam się na tym, co leci aktualnie na Eurosporcie. Może jednak nie jest tu tak źle.
CZYTASZ
empty gold • a.wellinger
Fanfictionkażdy tonący brzytwy się chwyta, czyli jak łatwo pozbawić się wszystkich drugich szans. #58 W RANKINGU FANFICTION (08.04.2018) © 2018 figleharce; andreas wellinger fanfiction.