vierunddreißig

847 122 21
                                    

- Ruszaj dupę, Wellinger! - słyszę, gdy ciskam ubrania i bieliznę do walizki. Nie mogę się w ogóle skupić przez to, co mi powiedzieli w samochodzie, latam jakbym był na mefedronie tylko dlatego, że może mnie wezmą do kadry. - Andreas, do kurwy nędzy! - śmieję się, gdy Richard na mnie piszczy, po czym zaczynam szukać swoich kombinezonów.

- Nie mogę znaleźć kom... - zaczynam, ale w momencie, kiedy otwieram trzecią szafę, a moim oczom ukazują się puste półki, od razu tracę oddech. Szybko ją zamykam, nie mam teraz na to czasu. W końcu znajduję jeden czarny i jeden srebrny kombinezon i biegnę na dół z torbą, butami, kaskiem, goglami, rękawicami, walizą i kluczem do garażu, żeby wziąć narty, ale Markus posyła mi jedno mordercze spojrzenie i boję się zostać w tym domu choćby sekundę dłużej. Richard stoi z założonymi rękami na piersi, wygląda na potężnie zirytowanego, więc to jemu przekazuję wszystkie swoje graty i biegnę po Fisherki. W całym domu nie ma już śladu po Lenie. Wyniosła się, dokładnie tak, jak jej kazałem i nie mogę być bardziej szczęśliwy niż teraz, kiedy czuję, że zaczynam nowy rozdział w życiu.

- Masz pięć sekund. Jeden, dwa! - Markus zaczyna odliczać, a ja przewracam oczami i biegnę do holu, mało się nie przewracając na marmurowej posadzce. Wypycham Eisenbichlera za drzwi i szybko je zamykam. Prawie biegniemy do samochodu, a ja mało nie umieram ze śmiechu, oglądając jak Richard próbuje jakoś ułożyć moje rzeczy w bagażniku.

- Masz szczęście, że nie lecimy publicznymi liniami, bo nie wiem, ile byś za to wszystko zapłacił - rzuca Karl, a ja pomagam Richardowi. Markus wskakuje za kierownicę, a my, gdy w końcu Tetris z toreb jest już ułożony, wciskamy się na tylne siedzenia. Wypuszczam głośno powietrze i chwytam trzy tabletki oraz wodę mineralną ze swojego plecaka. Odchylam głowę do tyłu i powoli czuję, jak zostawiam cały ten burdel za sobą.

•••

Na lotnisku w Krakowie wszystko wygląda tak, jak zapamiętałem. Bez żadnych rewelacji, tylko smogu trochę więcej. Cały lot przespałem, przez co zeszła ze mnie cała adrenalina i nadmierny optymizm i teraz czuję się po prostu zmęczony. Czekam na swoje torby, które mają być przywiezione za jakieś pięć minut i moje serce na chwilę staje, gdy na pasaż wchodzi Schuster ze szkoleniowcami, a za nimi Słoweńcy i Austriacy. Zagryzam policzek od środka i udaję, że nikogo nie zauważyłem.

- Andreas, idziemy - rzuca Markus, a ja kiwam głową i podążam za nim, czując na sobie wzrok wszystkich dookoła. Przyspieszam trochę kroku i zabieram z wózka wszystko, co moje.

- Cześć, chłopaki - mówi Schuster i ściska dłoń z każdym z nich. W końcu staje przede mną, na co uśmiecham się delikatnie. Zamyka mnie w mocnym uścisku, co trochę mnie dezorientuje, po czym zniża swój ton głosu i mówi. - To, że tu jesteś nie znaczy, że wystawię cię w zawodach. Poobserwuję cię jeszcze, ale widzę, że są postępy - klepie mnie po barku, a ja się grymaszę, idąc za grupą. Spuszczam głowę, ignorując wszystkich wokół, chociaż wiem, że nie powinienem tego robić, zwłaszcza w takiej sytuacji i jestem bardziej niż szczęśliwy, kiedy siedzę już w busie do Zakopanego.

•••

R.

Przez chwilę mam wrażenie, że trzęsie całym autobusem, ale jak się po chwili okazuje, po prostu Markus postanowił brutalnie mnie obudzić. Przecieram oczy i ziewam głośno, rejestrując że stoimy na stacji benzynowej.

- Muszę się komuś wygadać - mówi, a ja mrużę oczy i się przeciągam, potem wstając z fotela.

- Świetnie, mi się chcę sikać, więc idziemy - mówię i wychodzimy na chłodne powietrze, które od razu trochę mnie rozbudza. Idę trochę szybciej niż Markus i wpadam do łazienki, czekając aż mnie dogoni. Wchodzi dopiero, gdy myję ręce.

empty gold • a.wellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz