Wstaję i przechodzę parę metrów do najbliższego kosza, wyrzucając plastikowy pojemnik wraz z łyżeczką. W momencie, kiedy orientuję się, co zrobiłam, mój telefon zaczyna wydawać z siebie irytujące dźwięki, a na ekranie ukazuje się imię Andreasa. Mrużę oczy i podnoszę czarne okulary, rozglądając się dookoła, ale nigdzie go nie widzę, więc po prostu odbieram.
- Stęskniłeś się? - pytam, jeżdżąc językiem po zębach, wyjmując nim pestki borówki z dziąsła. Patrzę, jak Anders tacha torbę większą od siebie i jak Forfang pomaga mu wrzucić ją do samochodu. Daniel już dawno siedzi w busie. Wiem, bo kiedy poszłam się z nimi pożegnać, on bardzo zręcznie mnie wyminął i jako pierwszy zajął miejsce na samym tyle.
- Spójrz w górę, szóste okno od lewej - mówi jakoś dziwnie podekscytowany, na co się krzywię i unoszę głowę, od razu ślepnąc od odbijającego się od okien słońca. Po drugiej stronie telefonu odpowiada mi cisza i nie za bardzo wiem, o co mu chodziło, dlatego tylko śmieję się pod nosem, opadając na ławkę obok.
- Andreas, szyby są przyciemniane - rzucam, słysząc jak szepcze jakieś mało zrozumiałe przekleństwo, potem zauważając jak uchyla się „szóste okno od lewej". Wychyla się złotowłosy łeb, który bardzo dobrze znam i kiedy Wellinger uśmiecha się o wiele za szeroko, trochę mnie przerażając, od razu do niego macham. - Czemu nie idziesz na trening, zamknęli cię w pokoju i nie możesz wyjść? - pytam, a on wzdycha. Równie dobrze moglibyśmy do siebie krzyczeć, to nie jest tak duża odległość, ale skoro taki sposób sobie wybrał, to niech mu będzie.
- A ty czemu nie jedziesz z Danielem? - pyta, a mi rzednie mina. Przełykam ślinę i odwracam wzrok, chociaż nie na długo, bo mocne promienie odbijają się od dosłownie wszystkiego wokół mnie. Marszczę brwi i znowu łączę spojrzenia z Wellingerem.
- Czego chcesz, Andreas? - dukam, a on uśmiecha się kącikiem ust, zamykając okno. Prycham, czując że chyba dzisiaj nie będę się jednak nudzić, po czym wstaję, sprawdzając czy mam wszystko przy sobie.
- Skołuj jakieś karty albo Monopoly, mamy trochę czasu do zabicia, pokój piętnasty - mówi, a ja uśmiecham się do siebie, zagryzając wargę. Rozłączam się i już mam wchodzić do domu niemieckiego, kiedy zauważam Maćka, wychodzącego z naszego bloku. Biegnę do niego, wypluwając sobie płuca, bo pomimo mocnego słońca temperatura powietrza dalej jest na minusie, a moje zatoki raczej nie były na to przygotowane i kiedy w końcu go dopadam, łapię go za kaptur, przechylając trochę za mocno do tyłu. Torba spada mu z ramienia, na co Żyła marszczy brwi i śmieje się ze mnie, ale to dla mnie żadna nowość, a gdy Maciek patrzy na mnie ze zdziwieniem, ja tylko wzruszam ramionami.
- Potrzebuję twojej pomocy - już otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale ja tylko kręcę głową, dając mu znak, aby mi nie przerywał. - Jak wrócicie wcześniej niż ja i gdyby Daniel pytał, czemu nie ma mnie w pokoju, powiedz że musiałam zrobić jakiś obchód dla Leny, czy coś w tym stylu, możesz nawet coś zmyślić, tylko kryj mnie Maciek, błagam - mówię szybko, a on podnosi swoje rzeczy, uśmiechając się do mnie ciepło.
- Spokojnie Nora, wszystko się załatwi - znowu się na niego rzucam, tylko tym razem nie tak agresywnie i przytulam go mocno, czując jak chyba gogle wbijają mi się w żebro. - Tylko bądź ostrożna, w porządku? - energicznie kiwam głową i przelotnie całuję go w policzek, truchtając do germańskiego bloku. - Leć po swojego chłopa! - krzyczy rozbawiony, na co wystawiam mu środkowy palec, śmiejąc się do siebie. Po dosłownie minucie wchodzę do głównego salonu i od razu otwieram usta. Byłam tu już dwa razy, ale po prostu za każdym kolejnym jestem w coraz większym szoku i zachwycie. Nie wiem, czemu to Niemcy mają tak dużą parcelę i jakim cudem zbudowali to wszystko w miesiąc, ale kiedy przechodzę obok wielkich szarych kanap, nie mogę się powstrzymać i przejeżdżam palcami po materiale. Niekończące się okno zapiera mi dech i gdyby nie fakt, że mam misję parę pięter wyżej to pewnie bym tu została. Uśmiecham się do lekarzy i reporterów, których zobaczyć można dosłownie wszędzie i po paru minutach staję już przed drzwiami z numerem piętnaście. Wchodzę bez pukania, zauważając że pokoje nie różnią się niczym od tych, które mamy u siebie i pierwsze, co mnie wita to męski gardłowy kaszel. Krzywię się i przechodzę w głąb pomieszczenia, wchodząc do sypialni. Andreas mnie zauważa i szybko wyciera nos, po czym wstaje, jak gdyby przed chwilą nie wyglądał na umierającego.
CZYTASZ
empty gold • a.wellinger
Fanfictionkażdy tonący brzytwy się chwyta, czyli jak łatwo pozbawić się wszystkich drugich szans. #58 W RANKINGU FANFICTION (08.04.2018) © 2018 figleharce; andreas wellinger fanfiction.