neunundzwanzig

892 119 14
                                    

Jak przez mgłę słyszę pikanie aparatury, zapewne elektrokardiografu. Moje ciało wydaje się tak ciężkie, tak okropnie ciężkie, a ja nie mam pojęcia dlaczego. Obok siebie słyszę również stukanie obcasa. Od niechcenia otwieram oczy i od razu je mrużę, bo leżę twarzą do okna. Swoją drogą musi być jakoś wcześnie, skoro jest tak ostre słońce. Przekręcam głowę w prawo, mrugając kilka razy, bo dalej obraz jest odrobinę rozmyty. Nie wiem, czy jej widok mnie uspokaja, czy też przyspiesza mój puls, ale Lena jakby wiedząc, że się na nią patrzę, od razu podnosi wzrok i przestaje tupać nogą. Zrywa się z plastikowego krzesła i łapie mnie za poliki. Patrzy na mnie ze łzami w oczach, co swoją drogą jest nowością i stopniowo zmniejsza odległość między nami. Zamykam oczy, czekając aż poczuję jej wargi umalowane krwistą szminką, ale zamiast tego dostaję z siarczystego liścia i szybko się rozbudzam.

- Co ty sobie wyobrażasz, niemoto - prycha, masując swoją dłoń. - Nie widziałam cię trzy miesiące, trzy! Jakim cudem zdążyłeś się tak wyniszczyć, nie mówiąc już o tym, że jesteśmy teraz pod lupą, bo komuś się zachciało zwiększyć dawkę. Nie wierzę, że tak łatwo się dałeś, wiesz co to oznacza? Jak FIS się dowie, to już nigdy nie dopuszczą cię do konkursu, a ja? Mnie pewnie przeszukają, wsadzą do pierdla, wszystko przez ciebie, cholera Andreas - patrzę na nią w szoku, nie mogę nic z siebie wydusić. Lena nagle staje się dosłownie malutka, jakby kurczyła się w sobie. Zaczyna płakać, co kompletnie zbija mnie z tropu. Co tu się działo, kiedy mnie nie było? - Tak się o ciebie bałam, ty chuju - szlocha, wyciągając z kieszeni chusteczkę. - Masz szczęście, że żyjesz, bo bym cię zabiła - śmieje się cicho, po czym wtula się w mój bok, a ja przeczesuję jej włosy. Jestem kompletnie zdezorientowany, ale nawet nie mam siły zadawać pytań. Patrzę się przed siebie, a potem staram się zakasłać, ale moje gardło jest za suche, więc wydaję dźwięki, jakbym się dusił. Lena podnosi głowę i kilka razy nią kręci.

- Idę po lekarza, nigdzie się nie ruszaj, z nikim nie rozmawiaj, wszystkim się zajmę - mówi, a potem wychodzi. Nie wiem, co mam zrobić, bo nigdzie w pobliżu nie ma wody, a ja wręcz usycham. Podpieram się na łokciach, ale jestem za ciężki i tylko opadam na śnieżnobiałą pościel. Buzuje we mnie irytacja, aż chce mi się coś rozwalić i już mam się zamachnąć na jakiś wózek z lekami, gdy drzwi się otwierają, ukazując doktora, Lenę i Wernera.

- Dzień dobry, widzę że już lepiej się czujemy - mówi wysoki brunet w fartuchu. Mrużę oczy i mierzę go wzrokiem. Wygląda na około czterdzieści lat, ma delikatne rysy twarzy, ogólnie sprawia wrażenie miłego. Ale to zawsze jest przeważnie tylko wrażenie. - Alfred Wenderholm, będzie pan pod moją opieką. Mocno się pan pokiereszował, nie powiem. Odwodnienie, wygłodzenie, prawie wszystkie wyniki są, że tak ujmę, złe. Proszę otworzyć usta - znowu chcę kaszlnąć, ale mi się nie udaje, co zauważa Lena i szybko nalewa wody do jakiegoś plastikowego kubka. Nie mam pojęcia, skąd go wzięła, ale jestem wdzięczny, gdy mi go podaje. - Zostawimy pana na obserwacji jeszcze na tydzień, uzupełnimy braki, obowiązkowo trzeba będzie dokarmić pacjenta i dobrze by było, jakby ktoś tu z panem był. I jeśli się nie mylę, jest pan sportowcem, niestety nie mogę pozwolić na udział w żadnych zawodach przez najbliższy miesiąc, czy nawet dwa. - mówi, patrząc się na Schustera.

- Nie jest nawet w kadrze, nie ma mowy, że go puszczę, może być pan spokojny - zapewnia go Werner, a ja uśmiecham się pod nosem. Wyzdrowieję szybciej, niż się spodziewają i wszyscy będą żałować, że mnie nie dopuszczali.

- To tyle na dzisiaj, pielęgniarka przyjdzie z lekami i obiadem o szesnastej - Alfred uśmiecha się i już stoi przy drzwiach, gdy nagle się odwraca. - Ach i... Proszę coś zrobić z tym stadem dziennikarzy na dole, to naprawdę przeszkadza w pracy - delikatnie zamyka drzwi, a Lena wypuszcza powietrze.

- Co teraz zrobimy? Co mam im powiedzieć? - pyta, ale jakby samą siebie. Trener całkowicie ją ignoruje i siada na krześle obok mnie.

- Brałeś kiedyś przed zawodami? - rzuca.

- Nie, no co pan - chrypię. - Nie mógłbym, nigdy przed, jak już to po, ale to i tak w małych ilościach, przysięgam - on wyciąga ręce przed siebie, starając się mnie uspokoić, nawet nie zauważyłem, kiedy usiadłem.

- Tylko pytam, bo FIS może zadawać pytania, co ja gadam, policja może zadawać pytania, bo skądś miałeś kokainę. Chociaż myślę, że nie tylko ty - zerka na Lenę, która na zaczepkę reaguje jedynie grymasem na twarzy. - Może byłaby opcja, żebyś się dostał do kadry w dwa tysiące dziewiętnastym, ale musiałbyś być całkowicie czysty.

- Dlaczego dopiero za rok, już jestem czysty - rzucam, a Werner tylko spuszcza głowę. - Poradzę sobie, wystarczy mi tylko tydzień. Potem polecimy z Leną do Zakopanego albo do Willingen - nikt się nie odzywa, słychać tylko pikanie aparatury. Opuszczam ręce i znowu walę plecami w poduchę.

- Pogadamy w tygodniu, młody. Muszę lecieć na skocznię, Lena ty też powinnaś - mówi Schuster, ale nawet na mnie nie patrzy. Oboje wychodzą, ale blondynka zanim opuszcza salę jeszcze całuje mnie w czoło. Wiem, że czuje się winna. I powinna.

•••

Pielęgniarka mierzy mi ciśnienie, kiedy ja patrzę się tępo w telewizor pod sufitem. Akurat kończy się druga seria konkursowa na Kulm, nie mogłem tego przegapić. Przechodzą mnie dreszcze, kiedy Kamil skacze dokładnie tyle samo, ile w pierwszej serii, bez szansy na bycie przynajmniej w dziesiątce. Przestaję na chwilę oddychać, kiedy Tande skacze dwieście czterdzieści i pół metra. Będzie pierwszy na stówę.

- Przepraszam, mógłby pan się odrobinę uspokoić, wyniki nie będą dokładne - mówi cicho szatynka, ale ignoruję ją i dalej zaciskam pięści, czekając na skok Stjernena.

- Osz, kur... - zaczynam, ale dziewczyna zrywa ze mnie opaskę i stawia przede mną talerz z obiadem. Przewracam oczami i biorę zmieloną marchewkę do buzi, udając że mi smakuje. Pokazują jeszcze raz wszystkie trzy zwycięskie loty, po czym przełączają na studio, co już w ogóle mnie nie interesuje. Biorę do ręki telefon, pierwszy raz od trzech miesięcy sprawdzając sociale. Spokojnie zagryzam filet z kurczaka, gdy nagle na ekranie pojawia się wielkie AMELIÉ i w tej sekundzie zaczynam się krztusić. Rzucam telefonem w dół łóżka, szukając wokół siebie kubka z wodą, ale nigdzie go nie ma. W końcu zmuszony wyjść spod kołdry podbiegam do wielkiej butli i leję sobie prosto do buzi, próbując się nie udusić. W końcu adrenalina ze mnie schodzi i przed oczami mam mroczki, za szybko wstałem. Czego ona może ode mnie chcieć, do cholery jasnej? Podchodzę z powrotem do łóżka, chwytam urządzenie. Najwidoczniej mój telefon złapał jakąś sieć, bo dostaję milion powiadomień sprzed trzech dni. Marszczę tylko brwi, wiedząc że to była zła decyzja. Ignorując wszystkie alerty, wchodzę na stronę z wiadomościami, szukając czegoś, co zajmie mi czas. Nigdzie nie pojawia się informacja o mnie, czy o aferze, której tak bardzo boi się Lena. Stoję tak, nawet nie wiem, przez ile, ale z artykułu o tym, dlaczego gluten jest szkodliwy, przechodzę na jakieś horoskopy i już wtedy wiem, że czas przestać. Nie zdążam nawet podnieść kołdry, gdy w drzwiach pojawia się gość w zielonej kurtce. Gość, którego swojego czasu nieźle obiłem.

- Markus, co ty tu robisz?

empty gold • a.wellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz