zwölf

2K 217 15
                                    

Gdyby ktoś mi powiedział, że swoje pierwsze tygodnie Pucharu Świata spędzę na chlaniu, to bym w sumie się nie zdziwił, ale nie sądziłem, że mam aż tak słabą głowę. Budzi mnie ostry ból gdzieś w okolicy skroni oraz coś, co wżyna mi się w żebra. Syczę cicho i unoszę wzrok, czego od razu żałuję, bo ostre światło dnia wręcz mnie razi. Ku mojemu zdziwieniu jestem sam, chociaż dobrze pamiętam jej niebieskie oczy, wtedy pełne żalu i te ciemne włosy, które łaskotały mnie po twarzy, a mi to nie przeszkadzało. Pamiętam, co mi mówiła, pamiętam jak płakała, jak sama prosiła, abym ją utrzymał, bo czuje, że dłużej nie wytrzyma. Ale pamiętam też, czym ja się popisałem. Przewracam oczami, bo powiedziałem za dużo, jak zawsze, kurwa za dużo. Odsuwam krzesło i wstaję od stołu, który jest pusty, chociaż jeszcze parę godzin temu stały na nim dwa kieliszki i butelki oraz siedziała przy nim dwójka młodych ludzi, całkowicie zagubionych.

Następne dni mijają mi szybko, o wiele za szybko. Wpadam w beznadziejny wir treningów, ćwiczeń, wyjazdów na skocznię, szlugów z Leną, dwugodzinnego snu, aż w końcu tracę całą kontrolę. Nie jestem pewny, jaki jest dzisiaj dzień i kiedy ostatnio ją widziałem i nie jestem przekonany, czy chcę wiedzieć. Na początku ignorowałem fakt, że nie schodziła na śniadanie oraz obiad. I wisiało mi, że nie dawała znaku życia i nie pojawiała się na naszych treningach. Niemniej jednak, kiedy Daniel zaczął się na wszystkich rzucać, można stwierdzić, że za nic i gdy nawet Lena zaczęła się nią interesować wiedziałem, że coś przegapiłem. Może to były ułamki sekund, a może trwało to dłużej, a ja po prostu byłem za bardzo pijany, żeby wtedy dostrzec, że coś jest nie tak.

Dzisiaj jest piątek, godzina piętnasta, a ja siedzę w hotelowym pokoju, nie do końca wiedząc, co ze sobą zrobić, w dłoniach przewracając czarnym rozbitym telefonem. Nie wiem, jak opisać uczucie chaosu, które niemiłosiernie uwiera, nie potrafię też znaleźć wytłumaczenia na wszystko, co się we mnie aktualnie tli. Powiedziałem, wylałem swoje brudy komuś, kto nawet nie został w moim życiu. Czy popełniłem błąd? Czy naprawdę jest ze mną aż tak źle, czy to wszystko jest tego warte? I czemu jest mi tak nieswojo z faktem, że nie ma jej tu, abym mógł powiedzieć więcej.
Dzisiaj jest już sobota, dzień konkursowy, co tylko przyprawia mnie o zawrót głowy i pierwszy raz marzę o odwołaniu konkursu. Oddycham tak głośno, że przez chwilę nawet nie słyszę swoich myśli, moje ręce pocą się okrutnie, gdy wyglądam za okno wysokiej wieży. Mało się tu nie zabiłem, a i tak co roku wracam, to już można nazwać masochizmem. Lena wie, jak nienawidzę tego miejsca i zawsze wie, jak mnie uspokoić, dlatego też, gdy zamykam oczy, wyobrażam sobie ją, całą moją, bezbronną.

- Andreas - ktoś rzuca, a ja się budzę. Czuję się słabo, jakby ktoś wyssał ze mnie całą energię, nie chcę tam wychodzić. Maciek staje przede mną z tym swoim firmowym uśmiechem i nie wiem, jak mam to rozumieć. Wyciąga do mnie rękę, a ja szybko marszczę brwi. - Powodzenia - mówi radośnie, co jeszcze bardziej zbija mnie z tropu.

- Dzięki, tobie również - odpowiadam, chociaż przychodzi mi to z trudem, bo wciąż walczę z chrypą. Oni wszyscy wiedzą, jak zajebiście się boję. Doskonale wiedzą.

Wychodzę na zewnątrz i dostaję od razu chłodnym powietrzem po mordzie, co zazwyczaj mi nie przeszkadza, ale teraz nie potrafię sobie z tym poradzić. Łapiąc narty w jedną rękę, przecieram wolną dłonią oczy i schodzę na dół. Moje serce bije jak oszalałe, czuję jakbym spadał, ale to tylko sztuczka mojego umysłu, próbującego przekonać mnie do powrotu. Wszyscy wykonują swój skok lub się rozgrzewają, a ja stoję jak słup, słuchając stłumionego wiatru, bo widownia w Finlandii jest nikła.

- Wszystko w porządku? - pyta po angielsku Kamil, a ja nawet na niego nie patrząc, tylko kiwam głową. Jest zajebiście. Siadam na belce, ale moje dłonie trzęsą się tak mocno, że nie jestem pewien, czy dopnę buty do nart. I nagle w moich uszach pojawia się głucha cisza, przerywana wspomnieniem jej słów. Bożyszcze nastoletnich fanek skoków. Pan idealny. O czym ty pieprzysz? Wzdrygam się i szybko spoglądam na Schustera, który wygląda na porządnie wkurwionego. Przegapiłem chorągiewkę? Kurwa, przegapiłem. Szybko układam się do pozycji najazdowej, ale nie jestem w ogóle skupiony na tym, co robię. Wiem, że wybijam się z progu, wiem że mam wiatr pod narty. Rejestruję sam moment lądowania i wykonania telemarku, ale nawet nie interesuję się telebimem, który powinien powiedzieć mi, który jestem. Od razu przechodzę przez bramkę i się przebieram. Weźcie mnie daleko od Kussamo. Konkurs ostatecznie kończę na miejscu czternastym, na co nawet nie mam siły narzekać. Wygrał Richard, któremu zrobiono na tę okazję huczną imprezę w hotelu, ale jak to się mówi, po prostu mu się poszczęściło.

- Ile dla mnie pracujesz? - pytam Leny, na co ona odrywa się od białej kreski, którą sobie usypała na stoliku balkonowym. Kręci głową i wciąga całe siedem miligramów kokainy, wycierając następnie nozdrza. Wziąłbym, naprawdę mnie kusi, ale wiem, że Schuster mnie obserwuje, a po ostatniej sytuacji wolę nie przesadzać.

- Trzy lata - odpowiada, a ja kiwam głową i wyciągam się na krześle, obserwując gwieździste niebo, jednocześnie przysłuchując się pojedynczym odgłosom ulicy. No i kaszlowi Leny. - Weź się kopsnij po Carlo Rossi nasze.

- Nie ma - odpowiadam krótko, a ona zaczyna coś tam bełkotać na temat zaopatrzenia hotelu, co tylko mnie jeszcze bardziej irytuje. Jak to jest, że chcąc nie znać uczuć, oddalając je od siebie z każdym dniem, to za nimi teraz tęsknię i to je chcę znowu poczuć. Chcę, żeby po mojej twarzy leciały prawdziwe łzy, chcę śmiać się z Fannemela i jego dziewczyny, chcę obgadywać Krafta i jego rozjaśniane włosy, chcę żyć. Przełykam głośno ślinę, a ból głowy nie chce ustąpić. Kątem oka spoglądam na Stein, ale ona już jest w swoim świecie, już dawno na haju. Przykładam sobie dłoń do czoła i wychodzę z balkonu, z którego i tak wyraźnie było słychać, jak dobrze bawi się kadra niemiecka na cześć Freitaga. Chcę iść spać, ale odzwyczaiłem swoje ciało od tej najprostszej czynności, więc po prostu walę się na łóżko i zamykam oczy, starając się o niej nie myśleć. Czuję pustkę, chociaż jej nie znam, ale przynajmniej raz poczułem się, jakby ktoś dolał mi paliwa.

•••
i'm depressed, wiec uznałam, ze andreas dzisiaj tez będzie. dużo powtórzeń i pewnie masło maślane, ale theres nothing y'all can do about it.

empty gold • a.wellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz