einunddreißig

844 120 47
                                    

Pierwszy raz od dłuższego czasu wstaję z budzikiem i nie mam od razu myśli samobójczych. Zwlekam się z łóżka, wcześniej całując Lenę w skroń i idę wziąć szybki prysznic. Mieszkam już tu trzy tygodnie i czuję, jakby te poprzednie trzy miesiące były jakimś snem. Czasami mi się wydaje, że tak naprawdę nigdy nie byłem w Büchel, Amelié to tylko jakiś koszmar, a Julia wciąż mnie nienawidzi. Gorący strumień spływa po moich plecach, a ja wypuszczam powietrze, podnosząc trochę głowę. Dzisiaj przychodzą chłopaki i mam nadzieję, że tym razem pójdziemy już na skocznię. Mam dosyć ciągłego skakania przez jakieś pachołki i płotki. Po dziesięciu minutach wychodzę i od razu przebieram się w dres do ćwiczeń. Leny już dawno nie ma w łóżku, pewnie poszła po moje leki. Schodzę na dół po krętych schodach i od razu wpadam na blondynkę.

- Dzień dobry, proszę pana - mówi i się uśmiecha. Przygryza delikatnie wargę, a ja łapię ją za biodra, przyciągając trochę bliżej. - Otwórz usta - prosi, po czym kładzie mi na język małą żółtą tabletkę. Uśmiecham się i całuję ją szybko w usta, chcąc już dobrać się do śniadania. Wcześniej zastanawiało mnie, dlaczego z całej tej listy prochów, które mi przepisali, przyjmuję tylko jedną, ale najwyraźniej w aptece lepiej doradzili Lenie. Spoglądam na zegarek, wpół do jedenastej. Chłopaki będą około trzynastej, a po szesnastej mam iść na kontrolę o lekarza, damy radę.

- Masz jakieś plany na dzisiaj? - pytam, a dziewczyna wzdycha. I że co to niby miało znaczyć? Wpycha mi się na kolana, przez co nie mogę dokończyć jajecznicy i obejmuje mnie wokół szyi.

- Muszę zawieźć moją siostrę na lotnisko, a potem mam papiery dla FISu do wypełnienia, więc chyba się dzisiaj miniemy - mówi, strącając mi spod oka rzęsę. - Ale wrócę na noc, nie przejmuj się. Koniecznie kiedyś musisz poznać Eleonorę, jest mega - rzuca i puszcza mi oczko, zostawiając mnie w kuchni samego.

•••

- Gdzie nasza kaleka? - słyszę głos Stephana i przewracam oczami od razu, kiedy wysiada z samochodu Markusa. Gdy widzę, że żaden nie ma toreb, mina mi rzednie. Dzisiaj też nie skaczemy.

- Siema - mówi Karl, ściskając mi dłoń. Uśmiecham się do niego, po czym dostaję mocny uścisk od Richarda, który jak się dowiedziałem ostatnio, był przy moim odchyle w Büchel. Wpuszczam ich do środka, przy okazji zamykając bramę pilotem i siadam na jednej z dwóch kanap. Markus rozsiadł się, jakby był u siebie i jestem bardziej niż szczęśliwy, gdy to widzę. Mimo to, jego wzrok krąży po parceli i jego wyraz twarzy zmienia się z sekundy na sekundę, jakby coś go odtrącało. Natomiast Richard posyła mi uśmiech, a Karl dalej stoi, najwyraźniej nie wiedząc, czy może naruszyć moją przestrzeń osobistą.

- To, co dziś robimy? - pytam, a Stephan łączy dłonie i pochyla się tak, żeby mieć oczy na wysokości moich.

- Potrenujemy nogi, w końcu ogarnąłem wyższe płotki, Markus i Richard ogarną z tobą pozycję najazdową, a Karl tu jest, żeby się nie wygadał przed Constantinem lub Schusterem - nie mam prawa się nie zgodzić, więc tylko gryzę się w język i zaciskam usta w prostą kreskę, kiwając głową na potwierdzenie. Freitag, Geiger i Leyhe schodzą już na dół do siłowni, a ja z Eisenbichlerem idziemy po sprzęt.

Zima zaczęła trochę ustępować, śniegu już prawie nie ma, chociaż to koniec stycznia. Czasami przyłapuję się na zwykłym obserwowaniu rzeczy za oknem, daje mi to jakąś melancholię, której wcześniej nie zaznałem. Sam też nie rozumiem, co się ze mną stało, co takiego musiałem przeżyć, żeby teraz tak postrzegać świat wokół mnie. Może to po prostu ta ilość kokainy, która jeszcze pływa w moim organizmie tak na mnie wpływa, bo dosłownie czuję, że to najspokojniejszy okres w moim życiu, a takie bardzo szybko się kończą.

empty gold • a.wellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz