- Spoko, nie przyszedłem ci oddać - mówi, a ja uśmiecham się niepewnie i siadam na łóżku, kiedy on wiesza kurtkę na wieszaku. Bierze niebieskie plastikowe krzesło z rogu pokoju i przesuwa je na środek, następnie mi się przyglądając. - Wyglądasz jak gówno - parskam śmiechem i przeczesuję włosy.
- Wiem, dzięki stary - rzucam. - Po co tu jesteś, Schuster cię wysłał?
- Nie, ja tylko... - zaczyna, po czym się zamyśla, jakby nie wiedział, co dokładnie chce powiedzieć. Korzystam z okazji i wyskakuję ze swoimi przeprosinami, chociaż pewnie to, z czym przyszedł było ważniejsze.
- Słuchaj Markus, chciałem cię przeprosić za to, co się wtedy stało, poniosło mnie, w ogóle nad sobą nie panowałem i skończyło się tak, jak się skończyło, nie zasłużyłeś na obicie ci mordy, przynajmniej nie wtedy - Eisenbichler wystawia ręce przed siebie, jakby chciał mnie powstrzymać, po czym wzdycha głośno.
- Tak szczerze, to trochę mi się należało, podważyłem twoje zdanie, a to przecież zbrodnia, prawda - zakłada ręce na piersi, a ja odchrząkuję, zrobiło się niezręcznie. Patrzy na mnie spode łba, ale w końcu się rozchmurza i kładzie dłonie na udach. - Lena rozpowiada wszystkim, że twoja przerwa w konkursach była spowodowana szkoleniem, po czym Schuster dzisiaj się nas pytał, czy wiemy coś, o twoich imprezach z kokainą i jeśli myślisz, że Richard nic nie powiedział, to muszę cię niestety zmartwić, ale chyba usłyszeli to wszyscy na zgrupowaniu - nie patrzę na niego, za bardzo mi wstyd, chociaż sam nie wiem, dlaczego - Chuj z ciebie - sarka, a ja zaciskam powieki, jakby mnie to dotknęło. - Ale mimo to, chcę ci pomóc. Ja, chłopaki, chcemy ci pomóc.
- Co? - podrywam się i łapię jego wzrok, czuję jak pocą mi się dłonie, ale to ignoruję, głębiej zapadając się w szpitalną poduchę. - W jakim sensie?
- Wciśniemy cię z powrotem do kadry, mam dość Constantina, każdy ma go chyba dosyć. Będziemy z tobą trenować, jak tylko znajdzie się czas. Richard i Stephan pierwsi się do tego wyrwali, a ja nie wyobrażam sobie Schmida w Pyeongchangu, więc wciąż cię potrzebujemy, niestety - otwieram szeroko oczy, a moje serce trochę przyspiesza. - Schuster mówił, że nie ma opcji, że wrócisz, ale nie takie rzeczy się maskowało. Musisz tylko się w końcu ogarnąć, twoje wyniki mają być idealne, rozumiemy się? - pyta, a ja kiwam głową, dalej nie mogąc uwierzyć, że po tym wszystkim, jeszcze jest ktoś, kto we mnie wierzy. Markus uśmiecha się i podaje mi dłoń, którą od razu ściskam. Bierze kurtkę i odstawia krzesło, posyłając mi ostatnie spojrzenie.
- Tylko tego nie spierdol - rzuca, a ja przełykam głośno ślinę. Jak w amoku patrzę się na sufit, oni naprawdę chcą mieć ze mną cokolwiek wspólnego. Ale to dobrze, tylko wrócę do kadry i skopię im dupy.
•••
Następne parę dni spędzam przypięty do kroplówki, niemiłosiernie się nudząc. Biorę wszystko, co mi dają, staram się nawet być miły dla ludzi kręcących się wokół mnie. Tydzień mija w błyskawicznym tempie i nie mogłem być bardziej szczęśliwy niż teraz, kiedy stoję na dworze, czekając aż Lena przyjedzie po mnie na lotnisko w Monachium. Kiedy czarny Mercedes podjeżdża dosłownie pod mój nos, z uśmiechem wchodzę do środka, a Lena od razu mnie przytula. Przez chwilę zaciągam się zapachem jej szamponu do włosów, rozpoznając też woń papierosów. Czuję się nikle bezpieczny, wiem że moje miejsce jest przy niej, jakkolwiek by mnie nie skrzywdziła.
Po dwudziestu minutach jazdy jesteśmy już pod domem, którego tak dawno nie widziałem. Lena zabrała go od razu, kiedy wywalili mnie z kadry i może powinienem w końcu przepisać go na siebie, ale nie mam na to jakoś czasu. Ze szpitala dostałem tylko receptę, która jest długa jak list ośmiolatka do Mikołaja, jutro mam wykupić leki i zacząć kurację. Umówiłem się z chłopakami, że dwa dni w tygodniu będziemy trenować wspólnie, a resztę będę musiał sam jakoś sobie zorganizować. Mam zamiar zrobić wszystko, żeby znowu wrócić do gry i zamknąć mordy wszystkim, którzy we mnie nie wierzyli. Udowodnię im, że się mylili.
Gdy przekraczam próg białego dwupiętrowego domu, od razu spływa ze mnie cały stres i marzę tylko o tym, żeby się położyć. Marszczę brwi, kiedy orientuję się, że pomieszczenia wyglądają na nietknięte, co kompletnie nie współgra z tym, że dom przejęła Lena. Nawet w niektórych miejscach widzę kurz, ale kompletnie o tym zapominam, kiedy blondynka wtula się we mnie od tylu, mocno mnie ściskając.
- Witamy w domu - jej zachowanie też nie wydaje się normalne, bo co takiego musiało się stać, aby Lena nagle zaczęła być po ludzku miła? W końcu mnie puszcza i od razu idzie do kuchni, otwierając lodówkę. Ja natomiast odwiedzam swoją sypialnię, sprawdzając szafę. Wszystko na swoim miejscu. Koszule wiszą tak, jak je zostawiłem, skarpetki porozrzucane w dolnej komodzie, na półce na ścianie wszystkie puchary, zakurzone. Zrzucam z siebie dres, który dostałem w szpitalu i wchodzę do łazienki przyłączonej do pokoju. Opłukuję wannę, bo ona też najwyraźniej nie była użytkowana i po paru minutach czekania, zanurzam się w gorącej wodzie. Rozluźniam wszystkie mięśnie, zamykam oczy i wsłuchuję się w dźwięki zza okna. W wannie spędzam pewnie około godziny, zawijam się ręcznikiem w pasie i tylko mierzwię mokre włosy, przeglądając się w lustrze. Staram się nie myśleć o wystających kościach i zapadniętych oczach, tylko uśmiecham się do siebie, jakby to było najlepsze, co mogę zrobić.
Wychodzę do sypialni i narzucam na siebie jakieś pierwsze lepsze czarne dresy i białą koszulkę, a potem schodzę na dół. Pierwsze, co widzę to Lena z kieliszkiem czerwonego wina, zajadająca makaron z wołowiną i warzywami, oglądająca wiadomości na naszym wielkim telewizorze. Blondynka mnie zauważa i posyła mi swój najpiękniejszy uśmiech, następnie mówiąc, że jedzenie dla mnie jest na blacie. Siadam obok niej z talerzem, a ona wtula się w mój bok i świat nagle się zatrzymuje. Czuję, że niczym się nie martwię, że w końcu wszystko będzie w porządku. Tej nocy Lena na mnie zasypia, a ja nie mam zamiaru wypuścić jej z rąk, bo to jedyna osoba, która jest w stanie uratować mnie ze wszystkiego, w co wpadnę.
•••
Nie pamiętam, jak trafiam do sypialni i kiedy pozbawiono mnie ubrań, ale gdy źródło ciepła, które do tej pory mnie ogrzewało nagle znika, od razu otwieram oczy i łapię Lenę za rękę.
- Wracaj tu - mówię i rzucam ją z powrotem pod kołdrę, zamykając w szczelnym uścisku, a ona śmieje się cicho, kładąc mi rękę na torsie. Jej dłoń przesuwa po mojej bliźnie na barku i tej drugiej przy lewym żebrze. Krzywi się, po czym podnosi na mnie wzrok, nie za bardzo umiem stwierdzić, jakie emocje jej towarzyszą.
- To po Ruce? - pyta, a ja kiwam głową, prawie niezauważalnie. Ona przełyka ślinę i zaciska usta w prostą kreskę. - Andreas tak cię przepraszam, to moja wina - otwieram szerzej oczy, będąc zszokowanym. - Rozpraszałam cię cały dzień, potem nawet ci nie pomagałam. Przepraszam - mocno ją do siebie przytulam, wydając z siebie jakieś dźwięki, które niby mają ją uspokoić.
- Cii, to po prostu Kuusamo - mówię, trochę niepewnie, bo jak ktoś tak zadufany w sobie, z sercem z kamienia, może tak się zmienić przez niecałe trzy miesiące. - Tam inaczej wieje wiatr, nigdy nie ma dobrych warunków. Dopóki nie jesteś Bogiem, to nic z tego wypadku nie jest twoją winą - Lena podnosi na mnie wzrok i uśmiecha się szeroko, potem całując moje usta, dając mi nadzieję, że może w końcu wszystko się ułoży.
•••
lena jakas dziwna ostatnio co
CZYTASZ
empty gold • a.wellinger
Hayran Kurgukażdy tonący brzytwy się chwyta, czyli jak łatwo pozbawić się wszystkich drugich szans. #58 W RANKINGU FANFICTION (08.04.2018) © 2018 figleharce; andreas wellinger fanfiction.