7. To się więcej nie powtórzy.

325 35 2
                                    

Ciągła walka jest wyczerpująca. Zwłaszcza, kiedy nie mogę zmrużyć oka. Mimo to, wciąż walczę ze strachem, bólem, a nawet z samą sobą. Nie wolno mi się poddać, ale wiem, że przegram tę bitwę. A jestem tego coraz bliżej, bo im więcej czasu upływa, tym gorzej się z tym wszystkim czuję. Tracę cierpliwość i boję się, że w końcu będę musiała stanąć twarzą w twarz z własnym strachem.

Przewracam się na drugi bok, choć dobrze wiem, że to na nic. Jedynym wyjściem jest to, co pomagało mi zawsze. I tak cholernie się boję, że on tam znowu będzie. Nie mam pojęcia, która jest godzina, więc mam tylko nadzieję, że jeszcze nie położył się spać i nie próbował zasnąć, bo to równałoby się z ponownym spojrzeniem w te jego cholernie brązowe oczy.

Zbieram się w sobie i wychodzę na balkon. Od razu obejmuję się ramionami, bo tym razem jest wyjątkowo zimno. Z ulgą stwierdzam, że w pokoju Caluma pali się jeszcze światło. I liczę tylko na to, że szybko go nie zgasi. Póki nie będzie próbował zasnąć, nie wyjdzie na ten cholerny balkon.

Prawda?

Opieram się o barierkę i odchylam głowę, by lepiej przyjrzeć się gwiazdą. Czy one świecą specjalnie dla mnie, by dodać mi odwagi? Spójrzmy prawdzie w oczy, chyba każdy tak kiedyś myślał. Więc, gdyby tak się zastanowić, to właściwie może być prawda. Albo kłamstwo, głupia nadzieja, która potrafi odebrać nam więcej, niż byśmy chcieli.

Sama nie wiem, co myśleć.

Codziennie wychodziłam na balkon, by popatrzeć w te same gwiazdy. Nie przejmowałam się tym, że on był w swoim pokoju i mógł mnie zauważyć. A teraz? Próbuję się uspokoić, ale jest coraz gorzej. Mam wrażenie, że za chwilę moje serce zacznie łomotać tak szybko i głośno, że nie będę zdolna go opanować. Tak głośno, że on to usłyszy.

I mnie zobaczy.

Dlatego jestem czujna. I kiedy światło w jego pokoju gaśnie, biorę ostatni głęboki oddech i wślizguję się z powrotem do środka.

I nagle zastygam z ręką na klamce balkonowego okna. Moje serce chyba przestaje bić, a powietrze ucieka z płuc. Nie jestem w stanie się ruszyć. I to wszystko dlatego, że on już stoi na swoim balkonie i chyba coś do mnie mówi.

Nie wiem.

Patrzy na mnie rozpaczliwym wzrokiem, wyciąga ręce w moją stronę, jakby chciał mnie powstrzymać. Widzi mnie. Widział, zanim jeszcze weszłam do środka. I nie wiem, skąd ten pomysł, ale chyba powinnam otworzyć, prawda?

Patrzę, jak bezgłośnie porusza ustami i składa ręce w błagalnym geście. Jak wtedy, kiedy prosił mnie, żebym pozwoliła mu przejść przez mój dom. Znowu chce uciec, i dobrze wie, że się domyślam.

A ja tylko zastanawiam się, dlaczego znowu to robię. Dlaczego odzyskuję czucie w nogach tylko po to, żeby otworzyć to cholerne okno. I wychodzę na balkon, czyli na pewną śmierć. Bo boję się, że znowu zrobię coś nie tak i tym razem nie ujdzie mi to na sucho.

- Nareszcie, księżniczko - na twarzy Caluma pojawia się uśmiech, którego nie umiem zidentyfikować.

Zastygam z ręką opartą na szybie za moimi plecami, jakbym chciała się upewnić, że okno nie zamknie się i nie zostanę tu uwięziona na zawsze.

- Czego chcesz? - pytam rzeczowo, z nadzieją, że nie widzi strachu, który rozsadza mnie od środka.

- Ostatni raz - patrzy na mnie błagalnym wzrokiem - Proszę, zrobię, co tylko chcesz.

Nie wpuścisz go do swojego domu - powtarzam sobie - Nie zrobisz tego znowu.

- Chcę, żebyś w końcu przestał - przyznaję otwarcie.

- To się więcej nie powtórzy, obiecuję.

To zabawne, że jeszcze nigdy nie widziałam go tak zdeterminowanego.

- Calum - posyłam mu mordercze spojrzenie.

- Proszę cię o to ostatni raz - mówi, a ja zastanawiam się, czy gdzieś tam w środku jest ten słodki chłopiec, którego kiedyś znałam. Bo Calum, którego widuję teraz codziennie, nigdy nie prosiłby mnie o coś takiego.

Wzdycham.

- Jeżeli teraz cię wpuszczę - mówię powoli - nie pojawisz się tu już nigdy więcej.

- Znaczy... No wiesz. Mieszkam tu - przeciera dłonią kark.

- Wiesz, co mam na myśli - przewracam oczami - Nie chcę cię więcej widzieć w moim domu.

Chwila milczenia nie mija zbyt szybko.

- W ogóle nie chcesz mnie widzieć - unosi jedną brew.

Kolejne sekundy ciszy.

- Słuchaj - nabieram powietrza, jakby miało się za chwilę skończyć - Dotąd miałam w dupie to, że tu mieszkasz, albo że mijam cię w szkole czy na ulicy. Naprawdę, nie obchodzi mnie twoje życie prywatne.

- Ale...? - mówi, a ja nie pamiętam, co chciałam jeszcze powiedzieć.

- No właśnie. ALE.

Tyle jestem zdolna z siebie wydusić.

- Jesteś zła - stwierdza.

- Jak, do cholery, nie mam być zła?

- Za to, że wpieprzam się w twoje życie, prawda? - kontynuuje, ignorując moją wypowiedź.

- A ty niebyłbyś zły? - unoszę brwi.

- Myślisz, że tylko czekam, żeby się z tobą zobaczyć? - śmieje się cicho - Przykro mi, mała, nie tak to miało wyglądać.

Dlaczego to tak cholernie boli? Postanawiam to zakończyć, zanim będzie za późno.

- Więc radź sobie sam, skoro tak bardzo nie chcesz mnie widzieć - mówię stanowczo.

Słyszę, jak kilkukrotnie wypowiada moje imię, kiedy zamykam za sobą okno balkonowe.

Opieram się o szybę i uświadamiam sobie, iż właśnie dałam mu do zrozumienia, że coś jeszcze dla mnie znaczy, chociaż sama próbuję temu zaprzeczyć.

Mentalny cios prosto w twarz nigdy nie bolał tak bardzo.

Strangers // Calum HoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz