Kiedy po raz pierwszy otworzyłam oczy, już go przy mnie nie było. Tak działo się za każdym razem. Pozwalałam mu zostać. Czasem mówiłam to na głos, a wtedy czułam, jak te słowa płonęły żywym ogniem w moim gardle. Siadał na podłodze przy łóżku i chwytał moją dłoń. Jeździł palcem po jej wierzchu i spodzie, kreślił koła, pięciolinie, a nawet teksty piosenek.
Pięć, a może nawet sześć nocy z rzędu, zasypiałam przy nim, czując jego ciepło, jego delikatność, o której zdążyłam dotąd zapomnieć. Dzisiaj rano obudziłam się z mrowieniem w koniuszkach palców, jak ostatnim razem. Wciąż czułam jego dotyk, a jednak Caluma już nie było.
Teraz czekam, znów tańcząc do starych piosenek Justina Biebera. Czekam, aż usłyszę pukanie w szybę okna. Nie wychodzę na balkon, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Teraz to Calum pomaga mi zasnąć. Jest dla mnie jak nocne powietrze. I tak go też traktuję. W szkole zdajemy się nie zauważać siebie nawzajem, jak to było zawsze. Nie wstrzymuję nawet oddechu na jego widok. Przechodzi obok mnie, czasem przypadkiem trącając mnie w ramię. Nawet Holly przestała rzucać mi znaczące spojrzenia.
Wyłączam muzykę, kiedy zza zasłony dostrzegam zarys sylwetki, do której kształtu jeszcze się nie przyzwyczaiłam.
- Justin Bieber? - Calum unosi brwi ze śmiechem, kiedy otwieram przed nim okno.
- Mam sentyment do tych piosenek. - Przewracam oczami na jego komentarz.
Chłopak wymija mnie w przejściu, tak samo, jak to robi na szkolnym korytarzu. Zamykam za nim okno i zasuwam zasłony. Jedynym źródłem światła w pokoju jest lampka nocna przy łóżku, a teraz nie wiać nawet księżyca w pełni.
- Zgasić światło? - pyta Calum, podchodząc do lampki.
W odpowiedzi wzruszam ramionami. Nagle mam ochotę przywalić sobie w twarz tą cholerną lampą. Noc jest dzisiaj bardzo gorąca, dlatego mam na sobie jedynie krótkie granatowe spodenki i różowy podkoszulek. Zbyt krótki podkoszulek, który nie sięga mi nawet do pempka. Czekam tylko na odpowiednią chwilę, by wślizgnąć się pod kołdrę i już nigdy spod niej nie wypełznąć. Mam gdzieś to, że Calum tym razem podarował sobie nawet zarzucenie bluzy na ramiona i stoi przede mną jedynie w czarnych bokserkach.
Coś klika i światło gaśnie. Wypuszczam powietrze z ulgą. O ile dobrze pójdzie, zdążę zakryć odsłonięte części ciała, zanim wzrok Caluma przyzwyczai się do ciemności.
- Co robimy?
Zanim przyjdzie mi do głowy odpowiedzieć na to zaskakujące pytanie, chwytam z krzesła śliwkowy, wyciągnięty sweter i wciągam go przez głowę.
- To, co zawsze - odpowiadam obojętnie.
- Co robimy zawsze? - prycha. - Nie gorąco ci?
- Trochę.
Mija chwila, zanim udaje mi się zobaczyć sylwetkę Caluma, siadającego na brzegu mojego łóżka.
- Będziesz tak stać? - Powietrze przecina jego krótki śmiech.
Zanim zdążę to przemyśleć, siadam na podłodze przed nim i zaczynam się szczerzyć, choć nie jestem pewna, czy może to zobaczyć.
- Ale jestem wykończony.
- Trudny dzień? - Uśmiech znika z mojej twarzy.
Chłopak prycha.
- Ostatnio mam ciągle trudne dni.
- I trudne noce, co? - Podciągam kolana do piersi i opieram na nich ręce. Splatam palce dłoni, bawiąc się fioletową gumką do włosów, którą mam na nadgarstku.
- Można tak powiedzieć.
- Czemu siedzimy po ciemku? - pytam, chcąc zapobiec niezręcznej ciszy.
- Nie miałaś nic przeciwko. - Calum wzrusza ramionami. - Idziesz już spać?
- Taki miałam plan.
- Zająłem ci łóżko - mówi, jak kiedyś, gdy się ze mną droczył. Tylko że wtedy mieliśmy po dwanaście lat. Może jednak wiele się nie zmienił, ale tylko w stosunku do mnie.
- Nie przeszkadzaj sobie. - Z cichym chichotem podnoszę się z podłogi i wślizguję pod kołdrę.
Wiercę się przez chwilę, moszcząc w pościeli, po czym spoglądam na zarys sylwetki Caluma. Nie widzę dobrze jego twarzy, ale mogłabym przysiąc, że właśnie uśmiecha się w jeden z tych swoich denerwujących sposobów.
Nagle robi coś, czego bym się po nim nie spodziewała. Kładzie się obok, twarzą do mnie, co przyprawia mnie o zimne ciarki na plecach. Prawą rękę podkłada sobie pod głowę, drugą poprawiając kołdrę na moim ramieniu. Miał rację. W tym swetrze jest mi zdecydowanie za gorąco.
- Śpij - szepcze, a mi w końcu udaje się dostrzeć uśmiech na jego twarzy. Ciepły, słodki uśmiech. Widzę w nim mojego Caluma.
- Za gorąco mi. - Nie wierzę, że to powiedziałam.
- Mówiłem. - Śmieje się cicho. - Zdejmij ten sweter.
Przewracam oczami, ale posłusznie wyciągam ręce z rękawów. Skopuję z siebie kołdrę, jednak na leżąco nie idzie mi tak łatwo. Widząc moje nieudolne próby ściągnięcia swetra, Calum robi to za mnie - chwyta za skraj wyciągniętego materiału i ciągnie do góry. Rzucam swetrem w ciemność i słyszę, jak opada na podłogę. Nagle robi mi się zimno, w dodatku czuję się obnażona w moim krótkim podkoszulku, więc czym prędzej sięgam po kołdrę. Niestety Hood znowu okazuje się szybszy i przykrywa mnie pod samą szyję. Mało tego - sam wślizguje się pod spód.
Znowu czuję zimne ciarki, tym razem na całym ciele. Wciąż dzieli nas jakiś dystans, ale, na sto tostów z masłem orzechowym, nawet stąd mogę poczuć ciepło jego nagiego torsu.
- Dobranoc. - Starając się ukryć panikę, odwracam się przodem do ściany.
- Dobranoc.
Zanim odpływam, jedyne, co czuję, to silne ramię oplatające mnie w pasie i jego falująca klatka piersiowa na plecach.
CZYTASZ
Strangers // Calum Hood
FanfictionDrogi Caluma i Madeline rozeszły się dawno temu. Byli najlepszymi przyjaciółmi. Ale co, jeśli pewnej bezsennej nocy na sąsednim balkonie dziewczyna usłyszy jego głos i zamieni z nim słowo po raz pierwszy od czterech lat? Co, jeśli nie będzie to ich...