W poniedziałkowy wieczór jakoś nie bardzo chce mi się wierzyć, że po tym, co widziałam, będę umiała normalnie rozmawiać z Calumem. Przecież zawsze wiedziałam, że taki jest. Powinnam raczej zaakceptować to, niż go obwiniać. Do tej pory chyba nie wiedziałam, na jakim stoję gruncie. Z drugiej strony, skoro tak bardzo się do siebie zbliżyliśmy...
Nawet o tym nie myśl, Madeline.
Powinnam wiedzieć, że to zwykły dupek.
Gdy otwieram szufladę z płytami, pierwszy w ręce wpada mi album zespołu Fall Out Boy. Po chwili muzyka odbija się od ścian pokoju, ale tym razem nie mam nastroju, by robić to razem z nią. Muszę czymś po prostu zagłuszyć myśli. Mimo wszystko ściszam głośność, żeby upewnić się, że nie obudzę rodziców.
W piżamę przebieram się szybko, kryjąc się za drzwiami szafy. Nie mogłabym sobie tego wybaczyć, gdyby Calum znowu zobaczył mnie w samej bieliźnie. Albo bez. Na samą tę myśl przechodzą mnie ciarki.
Leżę w łóżku dopiero, kiedy ostatnia piosenka dobiega końca. Przez chwilę słychać jeszcze charakterystyczny dźwięk płyty kręcącej się w odtwarzaczu, ale z czasem i on cichnie. Zostaję sama ze swoimi myślami i nie jestem do końca pewna, czy to aby na pewno dobry pomysł.
Z odsieczą przychodzi mi Calum i sama nie wiem, czy powinnam się tym martwić, czy raczej mu dziękować.
Więc nie mówię nic.
On też się nie odzywa. Wyraz jego twarzy jest jak zwykle niemożliwy do rozszyfrowania. Nie wiem dlaczego, kiedy zgasza lampkę nocną, a pokój spowija ciemność, mam wrażenie, że uśmiecha się pod nosem. Gdybym tylko posiadała kocie zdolności, zobaczyłabym, w jaki sposób na mnie patrzy i może udałoby mi się go w końcu rozgryźć.
- Hej, Maddy.
Wzdrygam się na dźwięk jego głosu nad uchem. Chyba przegapiłam moment, w którym wsunął się pod kołdrę i ułożył obok mnie. Mój wzrok powoli przyzwyczaja się do ciemności i udaje mi się dostrzec zarys sylwetki Caluma. Leży na boku, wsparty na łokciu, i chyba się na mnie gapi, podczas gdy ja, wyprostowana jak struna, wlepiam wzrok w czarną przestrzeń nade mną.
- Hej - mówię, może trochę zbyt szorstko.
W końcu nie zrobił nic złego. Nie jest moim... Chłopakiem. Widok Caluma całującego się z dziewczyną... Powinnam do tego przywyknąć. Co innego, gdyby całował się z chłopakiem. Wtedy mogłabym zacząć się martwić. Nie, żebym miała coś do homoseksualistów. Po prostu znam Caluma Hooda. To znaczy... Znałam go. Kiedyś.
- Miley mówiła, że dziwnie na nas patrzyłaś - wypala chłopak, a atmosfera między nami nagle gęstnieje.
Miley. Nie wiedziałam, że ta dziewczyna ma na imię Miley. Wzruszam ramionami.
- Po prostu... Patrzyłam - mówię. - To znaczy... Nie przyglądałam się, no wiesz. Zobaczyłam was i... Stwierdziłam, że chyba powinnam pójść... Czy coś.
Dobrze, że jest ciemno, bo nie mam wątpliwości, iż właśnie zarumieniłam się jak burak. Calum śmieje się cicho, ale chwilę później zupełnie poważnieje.
- Potrzebowałem... Sam nie wiem. - Tak samo jak ja, nie potrafi dobrać odpowiednich słów. - Nic mnie z nią nie łączy. Nie żeby coś mnie łączyło z jakąkolwiek dziewczyną. Cholera, to brzmi, jakbym traktował kobiety jak rzeczy. Cholera, może rzeczywiście tak jest. Cholera.
Tym razem to ja się śmieję. Nawet jeśli dopiero w tym momencie zaczynam się zastanawiać, dlaczego poczuł potrzebę wyznania mi tego. I za cholerę nie wiem, czemu czuję dziwną ulgę na wiadomość, że nic nie łączy go z niejaką Miley.
- To... Ten. Cieszę się, że to sobie wyjaśniliśmy. - Odchrząkuję.
- Tak. Super.
- Tak.
Cisza między nami dawno nie była tak niezręczna.
- Dobranoc - wypalam, przewracając się na bok, tyłem do Caluma.
- Dobranoc - odpowiada dopiero po chwili, kiedy jego ramiona już obejmują mnie w pasie.
Wlepiam wzrok w ścianę przede mną.
- Wiesz, Cal... - odzywam się, niespodziewanie przerywając ciszę. Naprawdę, sama jestem tym zaskoczona. - Holly znalazła mi partnera na bal.
- Tak?
- Yhm.
- Och.
- A ty? Masz kogoś? - pytam. - Znaczy... Na bal. Partnerkę.
- Co najmniej cztery dziewczyny mnie o to pytały. - Śmieje się krótko. - Jesteś piąta.
- Powinnam być zaszczycona? - Uśmiecham się w stronę ściany.
- Jak chcesz. Dobranoc.
- Dobranoc, Calum.
Zamykam oczy, nie licząc nawet na to, że sen przyjdzie szybko. Tej nocy to będzie trudne. I tak jestem już przyzwyczajona. Mija kilka minut, kiedy Calum odzywa się ponownie:
- Tata nie wrócił na noc do domu.
- Och.
Coś kłuje mnie w serce, kiedy słyszę to drżenie w jego głosie.
- Mama mówi, że jutro rano pojawi się przed drzwiami, powtarzając, że już nigdy nie zdecyduje się nocować u swojej matki. - Jego śmiech jest coraz mniej wiarygodny.
- Myślisz, że tak będzie? - pytam.
- Nie brzmiała zbyt przekonująco.
Przygryzam wargę, a moje ręce bezwiednie wędrują w stronę dłoni Caluma splecionych na moim brzuchu. Powoli i niepewnie dotykam jego palców i wsuwam pomiędzy nie swoje palce. Powinnam coś teraz powiedzieć? Nikt z moich bliskich znajomych nigdy nie przeżywał czegoś takiego. Mogę sobie tylko wyobrażać, co dzieje się właśnie w głowie Caluma. Ściskam delikatnie jego rękę, a on mocniej przywiera do moich pleców i zacieśnia uścisk wokół mojego pasa. Wtula twarz w rozpuszczone włosy, a na szyi czuję jego niespokojny oddech. Na zmianę wstrzymuje powietrze, a potem wypuszcza je ze świstem. Próbuje nie płakać, chociaż to w pełni naturalne.
Ściskam jeszcze raz jego dłoń, jakbym chciała powiedzieć dobranoc.
CZYTASZ
Strangers // Calum Hood
FanfictionDrogi Caluma i Madeline rozeszły się dawno temu. Byli najlepszymi przyjaciółmi. Ale co, jeśli pewnej bezsennej nocy na sąsednim balkonie dziewczyna usłyszy jego głos i zamieni z nim słowo po raz pierwszy od czterech lat? Co, jeśli nie będzie to ich...