42. Nie mogę ci na to pozwolić.

266 28 10
                                    

Z tego, co wiem, mama Caluma pracuje w soboty do wieczora. A przynajmniej tak było cztery lata temu, ale liczę, że nic się nie zmieniło. Albo że chociaż wyszła do sklepu. Ciekawe, czy zdziwiłaby się, widząc mnie przed drzwiami.

Biorę głęboki oddech i wciskam guzik przy drzwiach. Dobiega mnie przytłumiony dźwięk dzwonka.

Ale żadnych kroków.

Stoję tam przez chwilę i dzwonię drugi raz, żeby się upewnić. Wciąż nic. Co ja właściwie robię? Już mam się odwrócić i odejść, kiedy coś przychodzi mi do głowy. Schodzę po schodkach i kieruję się na lewo od wejścia. Jeśli nie ma Caluma w domu, na pewno jest w garażu, w którym urządził sobie swój własny świat.

Staję przed drzwiami wstawionymi w miejscu prostopadłym do ściany, w której kiedyś mieściła się duża brama wjazdowa. W ręku ściskam zwiniętą w kłębek granatową koszulkę Caluma, którą zostawił u mnie dzisiaj rano. Mogłam oddać mu ją dziś wieczorem, bo przecież na pewno by przyszedł, ale chyba za bardzo nie mogłam się tego doczekać i użyłam jej jako pretekstu, by się z nim zobaczyć.

Stoję z ręką zaciśniętą w pięść z zamiarem zapukania do drzwi, jednak te otwierają się, kiedy już mam zamiar to zrobić. Zdziwiony chłopak w różowych włosach staje przede mną jak wryty, ale za chwilę na jego twarzy pojawia się uśmiech. Uśmiech z rodzaju tych, które mówią same za siebie i są bardzo, ale to bardzo jednoznaczne.

- Maddy - mówi Michael. - Przyszłaś do Caluma?

- Nie, stoję tu, bo chciałam zobaczyć się z jego psem. - Przewracam oczami, próbując ukryć zażenowanie.

- Hej, to jego koszulka. - Chłopak ignoruje mój sarkazm i wskazuje głową na zwinięty materiał w mojej ręce. - Pożyczył mi ją kiedyś, gdy u niego nocowałem.

- To? - Prycham, gniotąc koszulkę jeszcze bardziej, by nie było widać nadruku. - Wydaje ci się. - Jak zwykle jestem do bólu wiarygodna.

- Calum, Maddy przyszła! - Michael odwraca się i krzyczy w głąb pomieszczenia.

- Poszedł otworzyć drzwi. - Ktoś wychyla się zza jego ramienia. To Ashton. - Hej, koleżanko.

Jednak usłyszał dzwonek. Super.

Mam nadzieję, że się nie czerwienię.

- Ja może... Przyjdę później. - Mówię.

- Jakbyś nie zauważyła, to właśnie miałem zamiar wychodzić. - Michael stuka palcami w drzwi, które przed chwilą otworzył.

Irwin wypycha przyjaciela na zewnątrz, a ja odsuwam się, by zrobić im miejsce.

- Jakby co, wcale cię nie wpuściliśmy - mówi, zanim oboje znikają za rogiem.

Niepewnie wchodzę do środka, rozglądając się po pomieszczeniu. Wszystko jest na swoim miejscu, dokładnie tak, jak zapamiętałam. Na jednej z puf leży zwinięty w kłębek Duke. Na mój widok zrywa się i zeskakuje z siedziska, podbiegając do mnie. Merda ogonkiem i podskakuje wesoło. Kucam przed nim, daję mu polizać się w dłoń i wplatam palce w jego miękkie futerko. Nie jestem pewna, czy mnie pamięta, ale może po prostu chce się bawić. W końcu nie wygląda, jakby miał zamiar się na mnie rzucić z zębami jak pies obronny.

- Przyszłaś oddać mi koszulkę?

Zrywam się gwałtownie na nogi i odwracam w stronę drugiego wejścia - pomalowanych na czerwono drzwi, które najwyraźniej prowadzą do domu. Calum przeskakuje dwa schodki i podchodzi do mnie, dziwnie marszcząc czoło. Niepokoi mnie ten wyraz twarzy. Jakby chciał mi coś powiedzieć, ale miał to na końcu języka.

Strangers // Calum HoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz