Rozdział XI

554 41 9
                                    

Największy dinozaur ryknął ponownie, unosząc wysoko łeb, a wszystkie pomniejsze dinozaury obrzuciły czerwonym spojrzeniem zielonego mistrza, który przeraził się nieco, czując na sobie oczy tylu bestii.

Cole dzięki swojej nienagannej umiejętności obserwacji, zrozumiał, że bestie są uzależnione od tej największej i że to ona sprawuje nad wszystkimi władzę.

- Chłopaki, mam plan!

- Czy jest on ryzykowny, głupi, szalony i niebezpieczny? - zapytał Jay, dosiadając swoją maszynę.

- I do tego są marne szanse na to, że się uda... - odparł Cole, uśmiechając się przebiegle.

- Wchodzę w to, stary - powiedział Jay, uruchamiając swojego bota.

- Ja tak samo! - krzyknął Kai, uderzając kolejną bestię.

Trójka wyskoczyła przez mur. Kai i Jay osłaniali Cole'a przed rozjuszonymi szkieletami, używając do tego skumulowanych sił ognia i piorunów. Mistrz ziemi w końcu, gdy wyczuł odpowiedni moment do ataku, ruszył z niezwykłą prędkością na największą bestię. Ta jednak zdawała się przewidzieć plan Cole'a i chwyciła jego maszynę w swoją silną szczękę, blokując ramiona robota. Choć zwierze nie posiadało żadnych organów i mięśni, Cole wyraźnie czuł jej oddech przed sobą, ale nie zamierzał się poddawać. Wyskoczył z maszyny na szczękę bestii i płynnym ruchem przeciął kosą wszystkie cztery nicie. Światło w oczach bestii zniknęło i szkielet rozpadł się natychmiast.

Maszyna Cole'a upadła na ziemię, nie było z nią tak źle, jak podejrzewał. Przez moment wszystkim wydawało się, że po zniszczeniu alfy stada, pozostałe szkielety odejdą. Niestety te tylko zatrzymały się na moment, jakby próbując ułożyć sobie wszystko w głowach i wznowiły atak. Lloyd nie wytrzymał i wyskoczył grupie bestii naprzeciw.

Zielony mistrz atakował bestie bez zastanowienia, miażdżąc ich czaszki i tnąc kolejne nicie. Ożywione szkielety padały jak muchy, ale i tak zdawało się, że jest ich coraz więcej. W końcu znaczna większość z nich dopadła maszynę mistrza energii, powalając go na ziemię i wyciągając z niej jego właściciela. Nikt z drużyny nie był w stanie mu pomóc, każdy był oblężony przez inną grupę stworów. Jedna z bestii, która stała nad powaloną maszyną otworzyła swoją klatkę piersiową i chwyciła w nią Lloyda, po czym zamknęła ją prędko, nie pozwalając mu na ucieczkę. Stwór ryknął głośno i ruszył w stronę głębi lasu, a reszta zwróciła się w stronę ninja. Lloyd krzyczał, aby ktoś mu pomógł.

Cole w końcu, uderzając pięściami robota o ziemię i powodując tym jej trzęsienie, wydostał się z oblężenia otaczających go bestii i ruszył w pogoń za porywaczem mistrza energii. Zrozumiał prędko, że ten, kto pociąga za sznurki, chce aby zielony ninja był cały, jakby on miał coś, co by potrzebował. Biegł za ożywionym szkieletem i nie zamierzał mu odpuścić. Lloyd zaś próbował jakoś wyślizgnąć się z tej klatki. Za mistrzem ziemi biegły inne stwory, które najwyraźniej nie chciały dopuścić do tego, aby ktokolwiek przeszkodził w porwaniu Lloyda.

Porywacz zdawał się przyspieszać i niebezpiecznie szybko oddalał się od Cole'a. Nagle ktoś wyskoczył zza drzewa i przeciął nicie bestii na jej szyi, która jak długa wyłożyła się na ziemi, a jej kości rozłożyły się natychmiast, uwalniając tym samym zielonego ninja. Tajemnicza postać wylądowała tuż koło zniszczonej bestii. Cole podbiegł do niej. Przed nim stała Rose.

Mistrz ziemi odetchnął z ulgą, dziewczyna żyła, teraz mógł spokojnie zasnąć. Brunetka zdawała się być niezbyt zadowolona na widok czarnowłosego chłopaka, zacisnęła dłoń na rękojeści miecza i pomogła wstać oszołomionemu Lloydowi.

Ninjago: Ludzka Klątwa [ zakończone ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz