Rozdział XL koniec

520 33 88
                                    

trzy miesiące później po apokalipsie,

Wiatr delikatnie kołysał liśćmi drzew wokół świątyni, czule tarmosił też wysoką, dalej nie skoszoną trawę, choć Misaco prosiła o to wielokrotnie. Największa gwiazda na scenie powoli chowała się za horyzontem ściągając za sobą kurtynę nocy. Niebo z głębokiego pomarańczu schodziło w coraz to ciemniejsze tony.

Cole siedział na murze klasztoru, podziwiając widok wieczornego otoczenia. Wsłuchał się w powoli rozpoczynające swój koncert świerszcze i żaby. Milczał, jakby medytował.

- Kai... jeszcze nie wrócił? - usłyszał nagle za sobą wyraźnie zmartwioną Nyę.

Odwrócił się do niej powoli.

- Nie, on chyba nie chce wracać. Ale daj mu czas, pozbiera się, to silny facet. Znasz go przecież - skwitował, schodząc z muru.

Jedno kłamstwo demona okazało się prawdą, tak jak powiedziała Skylor.

Dziewczyna nie przeżyła.

Kai jednak nie słuchał. Dalej szukał swojej ukochanej. Nie chciał dopuścić do siebie myśli, że ta mogłaby opuścić ten świat. Przemierzał całą krainę wzdłuż i wszerz, aby ją odszukać.

Nie kontaktował się z resztą drużyny.

Nya położyła rękę na swoim brzuchu. Stres w jej stanie nie był mile widziany, starała się uspokajać myśli o swoim bracie, wmawiać sobie, że ten ma się dobrze, że nic podczas poszukiwań się mu nie stało.

- Ach - sapnęła, jej dwumiesięczny brzuszek zaczął dawać o sobie we znaki - nie odbiera od nas połączeń. Od tamtej pory nie ma z nim kontaktu, jakby się zapadł w podziemię. Tak, martwię się o niego. Nawet najsilniejszy z wojowników może mieć chwilę słabości i potrzebować pomocy, a ja mogę nawet nie wiedzieć, że on umiera gdzieś z bólu, może się zakaził jakimś świństwem, może zatruł - wymieniała po kolei, czując jak strach, coraz bardziej zażera jej rozum - boję się, nie mogę normalnie usnąć.

Cole zmarszczył brwi.

- A gdzie Jay? Tak dba o swoją pannę i to o pannę w takim stanie?

- Zrobiłam coś głupiego... posłałam go na poszukiwania Kaia.

Cole otworzył szeroko oczy.

- Nya, zrozum, Kai wróci, sam. Wiem, że się o niego martwisz, rozumiem to całkowicie, ale nie zmusisz go do powrotu. Stracił kogoś bardzo ważnego. On cierpi, chyba bardziej niż my. Śmierć Skylor... Przecież on ją kochał. Może to właśnie w podróży chce wylać swoje smutki.

- Brzmisz tak, jakbyś wiedział, z czym to się je.

Cole uśmiechnął się słabo.

- Tak, kiedy zmarła mi mama opuściłem dom i poświęciłem się podróżom... a wspinając się na jedną z gór, spotkałem mistrza Wu.

- Zostawiłeś ojca samego z żałobą?

- Cóż, nie wyglądał mi wtedy na to, aby dobijał go smutek. A może ukrywał go pod maską surowego ojca o niespełnionych ambicjach... - zawinął ręce na piersiach - może właśnie tego potrzebowaliśmy? Tego odpoczynku od siebie nawzajem, oczyszczenia umysłu. Nie rozumiałem, gdy po śmierci matki, ojciec dalej chodził na imprezy ze znajomymi, na te dancingi i inne tego typu balety... Ale Wu powiedział mi, że każdy przeżywa żałobę na swój sposób. Kai widać potrzebował czegoś takiego.

Nya przełknęła ślinę.

- Skontaktuje się wtedy z Jayem. Może faktycznie masz rację, a przynajmniej chcę wierzyć, że mojemu bratu nic się nie stało.

Ninjago: Ludzka Klątwa [ zakończone ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz