-17-

1.8K 131 7
                                    

--------Uwięziona--------

Weszłam do zdemolowanego ośrodka przez rozwaloną bramę. Miałam nadzieję, że Jake gdzieś tutaj zostawił ślad. Musiał.

Nie było tu cicho i spokojnie. Wszędzie kręcili się ludzie. Jednak poza szybkim rzutem oka, nikt nie zaszczycał mnie spojrzeniem. To dobrze, będzie prościej. Kierowałam się prosto do centrum laboratorium, czyli wielkiej hali obserwacyjnej. Zawsze było tu pełno medycznego oraz informatycznego sprzętu. Jednak teraz było tu niemal pusto. Na ścianach nie było żadnych monitorów, a na nielicznych biurkach w nierównych odstępach, żadnego komputera.

-Co do cholery?

-Caroline!

Odwróciłam się błyskawicznie, trzymając niewielki sztylet ze srebra przy szyi mężczyzny. Siwe włosy i zmarszczki wokół oczu rozpoznałam niemal natychmiast, ale nie opuściłam broni. Steven mógł być totalnie miłym starszym panem, ale wciąż pracował dla Gate pomimo jej grzeszków, o których musiał wiedzieć. Mężczyzna podniósł dłonie do góry.

-Nie chcę cię skrzywdzić, ale jeżeli ty skrzywdzisz mnie, my będziemy zmuszeni skrzywdzić ciebie.

-My? - Spytałam, nie odwracając od niego wzroku. Nie potrzebowałam oczy, żeby wiedzieć czy ktoś idzie. Co prawda moje zmysły były słabsze od wilków, ale co nieco rozwiniętego miałam.

Słyszałam tylko spokojne, równe i miarowe kroki ludzi. Nie wydawali się uzbrojeni.

-Tak, Caroline. Chciałem ci jednak coś przekazać.

-Więc słucham.

-Może opuścisz broń?

Niedoczekanie.

Mocniej zacisnęłam dłoń na sztylecie, a ten zalśnił jakby własnym blaskiem. Steven spojrzał na niego przelotnie, a jego grdyka się poruszyła. Zaczął się pocić i wydawać obrzydliwie śmierdzący zapach strachu. Zauważyłam dwie rzeczy - po pierwsze- dopiero teraz zaczął się mnie bać, muszę popracować nad budzeniem terroru. I druga - wyczuwałam emocje przez zapach. Jednak nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło, ale odblokowuje uśpione instynkty, albo mężczyzna jest tak przerażony, że to czuję.

Nawet bez zapachu mogłabym to wyczuć. Wystarczyło na niego spojrzeć, ale ten zapach... Był obrzydliwie słodki, mdliło mnie od niego.

-Nie? Szkoda, ale wiedz, że Henry został zamordowany.

Prychnęłam. Serio? Dobrze wiedziałam, że nie żyje, dowiedziałam się tego krótko po jego śmierci. Rozmawiałam z nim nawet chwilę przed, ale wtedy nie wiedziałam kto go zabił. Teraz mam pewne podejrzenia.

-Gate, co? - Spytałam, uśmiechając się lekko.

Żałowałam, że nie mam w sobie więcej wilkołaka, mogłabym przestraszyć go samymi kłami.

-Tak, ale zostawił mi coś. Prosił, żebym ci to przekazał. Nic z tego nie rozumiem.

Powoli opuścił rękę w dół i sięgnął do kieszeni fartucha. Spięłam się. Jeżeli wyciągnie coś, co chociażby zabłyśnie czy wyda dziwny dźwięk - dźgnę go. Nie na tyle, żeby zabić. Mógł mi być potrzebny.

Wyciągnął z ręki białą kartę złożoną na pół. Wyciągnęłam lewą dłoń, a on ostrożnie ją na niej położył i zrobił krok w tył.

-Nie potrzebujesz mnie, więc pozwolę sobie odejść - Powiedział i zaczął iść tyłem. Mądry gość, nie odwracaj się od wroga.

-Jesteś cholernie odważny Stev. Oby cię to nie zgubiło.

-Przez coś trzeba umrzeć - Mruknął, uśmiechając się smutno i wyszedł cicho zamykając drzwi.

Uzdrowiona przez zieleńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz