--------Wspólna zabawa--------
Szwagrami?
Jeżeli nie jestem głupia, a za taką się nie uważałam to jedyny sposób na zostanie szwagrami to poślubienie jednej z moich sióstr. Tyle, że powiedział, że razem z Aidenem będą szwagrami, więc nie chodziło o Camille, a... Charlotte! Choć wydaje mi się, że jej przeznaczony raczej nie będzie się chciał nią dzielić z szatynem.
Patrzyłam jak na twarzy Aidena pojawia się zrozumienie.
-Więc co proponujesz?
Brązowe oczy przeszywały mnie na wskroś. Czułam jak zagląda do mojego umysłu, wprost do mojej duszy. Przełknęłam ślinę i opuściłam wzrok.
-Zabiorę ją do siebie.
-Wykluczone- Powiedział przeznaczony Charlotte.
Rany, fajnie byłoby w końcu poznać jego imię.
-Niby czemu, co? Oświeć nas Alexandrze -Powiedział Aiden akcentując imię.
Oho. O co tu chodzi? Najwyraźniej rodzinka jest bardziej dysfunkcyjna niż Camille myślała.
-Słyszałeś co krzyczała, kiedy tu szliśmy? Wiesz ile osób to słyszało? Jak myślisz, co poczują, kiedy alfa, który przysiągł ich chronić wypuści kogoś takiego na wolność?
Ej!
Poczułam się urażone, ale nie pisnęłam nawet słówka pod spojrzeniem brąz tęczówek.
Jak mógł nazwać mnie dzikim zwierzęciem? W ogóle dlaczego niby chcieli mnie uśpić? To nie ja tu jestem tą złą. Dlaczego nie pozwolą mi dokończyć roboty? Przecież wiedzą, że Charlotte ma w sobie demona. Jak mogą to lekceważyć? Jeżeli Aiden przysiągł ich chronić to czy nie powinien pozbyć się bezpośredniego zagrożenia, które zagrozić mogło każdemu? Nieważne czy człowiekowi, wilkowi czy wampirowi i innemu pokręconego odłamu gatunkowego.
-Będę jej pilnować - Powiedział Jake. - Będę patrzył na każdy jej ruch.
Sapnęłam.
Nie było w tych słowach żadnej insynuacji seksualnej, ale czułam, że właśnie to chce mi przekazać.
I nie byłam teraz taka pewna, co do tego, że ma chrapkę na Charlotte.
-Skoro tak...
-Co? - Krzyknęłam, a razem ze mną Charlotte.
Spojrzałam na nią podejrzliwie. Odpowiedziała warknięcie. Usłyszałam jak strzela jej szczęka i kości.
-Pilnuj demona na wodzy, siostro - Wycedziłam.
Przez chwilę jej twarz była jak maska, nieruchoma i to sprawiło, że lekko się przestraszyłam. Nagle uśmiechnęła się słodko i wycedziła:
-Pilnuj swoich majtek.
To było złe. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo Jake pojawił się nagle obok mnie i przerzucił przez swoje ramię. Pisnęłam, kiedy walnęłam czołem w jego tyłek. Zaśmiał się. Jego śmiech był ciężki, chropowaty. Przypomniał mi jak kiedyś użyłam roweru, na którym nie jeździłam kilka lat. Łańcuch brzmiał tak podejrzanie, był dziwny, gdyż nie był długo używany. Jak śmiech Jake'a. Zrobiło mi się go żal.
Jego dłonie zacisnęły się na moich nogach, tuż przy kolanach.
-Więc będę już szedł, w razie czego jesteśmy u siebie - Powiedział, wtedy jego dłoń podniosła się trochę i dotknęła wnętrza moich ud.
CZYTASZ
Uzdrowiona przez zieleń
WerewolfKolor ich oczu tom 3 Ona jest wyszkolonym zabójcą, choć brzmi to niezwykle staromodnie. Została wysłana jednak ze szczególnie ważną misją - zniszczyć zło. Właśnie to było jej zadaniem od najmłodszych lat. Nie cierpiała niesprawiedliwości, stała się...