-20-

1.5K 118 5
                                    

Przepraszam za tak długą nieobecność, ale mam teraz dużo roboty. Między innymi kurs na prawo jazdy i ciężko się pisze kiedy wraca się o 20 do domu. Mam też mnóstwo innych zobowiązań, ale od  czerwca (xD)powinnam mieć więcej czasu. Jednak rozdział będzie się ukazywał raz w tygodniu w niedzielę. Rozdział  nie jest długi i bardzo mi przykro, ale jakoś nie miałam nic więcej. Nie miałam nic we wnętrzu .... :'(

-------Nadzieja--------

Weszłam do gabinetu Alfy, a za mną jak cień podążała Camille, Charlotte i Alex. Aiden i Louis śmignęli na górę z dziećmi jak tylko weszliśmy do domu głównego. Luna wskazała mi sofę, a ja posłusznie usiadłam, powstrzymując się od przewrócenia oczami. Nic by nie dało, gdybym powiedziała, że zemdlałam ze złości czy niedoboru cukru. 

-Camille, nic mi...

-Jasne, a mi to rośnie róg, a z tyłka skrzydła - Powiedziała z sarkazmem, stojąc przede mną z rękami na biodrach.

Warto było spróbować, co nie?

-Nie obchodzi mnie czy nie chcesz jeść, bo chcesz się zagłodzić. Czy nie chcesz jeść, bo nie jesteś głodna. Nie wiem! - Wzniosła do góry ręce, które szybko opadły bezwładnie do boków. - Ale wiem jedno. Nie pozwolę ci umrzeć, choćbym miała wciskać ci żarcie do gardła, podłączyć cię pod kroplówkę czy nawet zamknąć cię w lochu!

Najwyraźniej dzieciaki nieźle dają jej w kość, bo właśnie zagroziła mi więzieniem.

-Ale na razie, zrobię co w mojej mocy, żeby uzdrowić twoje ciało.

-Musisz uzdrowić jej duszę - Powiedziała Charlie, siadając na kanapie obok mnie.

-Nie mogę  tego zrobić. Moje zdolności są ograniczone. Nie mogę uzdrowić siebie samej, a leczyć mogę tylko rany fizyczne - W trakcie mowy Camille zabawnie poruszała rękami. Gdy zamilkła westchnęła i położyła swoje dłonie na mojej głowie, a ja poczułam, że każdy mięsień w moim ciele się rozluźnia. Ciepło jej dłoni odganiało zimno w moim ciele.

Kiedy poczułam, że odpływam usłyszałam wokół siebie warczenie, a Sam poruszyła się niespokojnie wewnątrz mnie. Otworzyłam oczy z pewnym trudem, a to co ujrzałam trochę mnie zmroziło.

Przede mną stał duży biały wilk. Miał nastroszoną sierść, a jego warczenie wprawiało moje ciało w drżenie. W drzwiach natomiast stał Kasper. Wydawał się poobijany, miał siniaki na twarzy, które już bledły. Jednak miał też w kilku miejscach rozerwaną koszulkę i kilka dziur w spodniach. Wcześniej chyba ich nie miał. Przynajmniej to nie ja mu je zrobiłam.

-Chyba coś mówiłam... - Za Kasperem pojawił się dziwnie przerażający cień, z którego wyłoniły się różowe włosy.

Dłonie Britney położyły się na ramionach Kaspera, a jej paznokcie zamieniły się w szpony.

-W Y N O Ś   S I Ę

-Powiedziałem już, żebyś się odczepiła - Kasper warknął, ale nie próbował się uwolnić.

-A ja powiedziałam grzecznie, żebyś stąd spieprzał - Britney uśmiechnęła się ponad jego ramieniem. Wyglądała naprawdę wrednie.

-Wyjadę, jak tylko powiem Caroline to co chce usłyszeć.

-A niby co chcę usłyszeć? - Spytałam, podnosząc się z kanapy. Czułam jak wilk we mnie budzi się do życia. Jakby chciał przejąć kontrolę. A teraz z chęcią bym jej na to pozwoliła. 

- Udowodnię ci, że więź nie ma nic do rzeczy. Znajdę Ine, przyprowadzę ją tu i udowodnię wam wszystkim - Przesunął po wszystkich wzrokiem. - Może wtedy będziesz bardziej skłonna do zaczęcia związku ze mną. - Już miałam mu wyjaśnić, że nigdy nie będę z nim w związku. Nawet, jeżeli nigdy nie spotkałabym Jake'a, a Kasper byłby ostatnim męskim gatunkiem, ale on podniósł dłoń, uciszając mnie. - Nie przerywaj mi. Powiem ci tylko coś, co przeoczył Derek.   

-Już nie Wielki Alfa? -Spytałam z sarkazmem.

-Wyrzucił mnie kilka sekund temu.

Przez moją złość przebiło się poczucie winy, że stracił pozycję, na którą pracował przez całe życie. Jednak szybko mi przeszło. Zasłużył sobie. Każdy głupi wie, że cudzej mate się nie tyka. Nie tylko przed gniewem jej partnera, ale także przed gniewem jej samej. I on się o tym boleśnie przekona. Mam nadzieję, że Ine także da mu porządny wycisk z użyciem srebra czy innych śmiercionośnych narzędzi.

-Nie rób sobie nadziei, ale... Na urwisku oprócz zmarłych wilków wyczułem dwa żywe, które stoczyły się w dół po zboczu. Jednym był Jake.

Nawet nie wiem, kiedy znalazłam się przed nim i trzymałam w dłoniach jego koszulkę. Materiał w moich dłoniach był mało elastyczny i bardzo napięty. Niemal unosiłam Kaspera do góry, gdyż aktualnie stawał na palcach, a moje ramiona były proste jak struna. Czułam jak pieką mnie oczy, a nadzieja, którą miałam w sercu tylko wzrastała. Czułam jak na twarz wpływa mi wielki uśmiech.

-Więc czemu do cholery nie mówiłeś tego wtedy?

-A niby czemu? - Jego dłonie objęły moje, a wtedy szybko go puściłam, jakby mnie oparzyły. Jego oczy zamigotały kolorem indygo. -  Równie dobrze Gate mogła go zrzucić i zginął na miejscu. Jedno i to samo! 

-Wracam tam! - Krzyknęłam.

Pchnęłam Kaspera, a ten uderzył barkiem we framugę. Nie wiem czy to było moim zamiarem, ale czułam się usatysfakcjonowana. Minęłam Brit, której twarz zapewniła mnie, że ona poradzi sobie z odprowadzeniem Kaspera poza teren watahy. Wybiegłam z domu głównego, slalomem omijając każdego pojawiającego się na mojej drodze. Biegłam naprawdę szybko, w kilka sekund znalazłam się na placu. 

Pod nieszczęsną fontanną. 

-Caro! Caroline! 

Odwróciłam się, przypatrując się smudze, biegnącej w moim kierunku. Po zatrzymaniu się wiedziałam, że była to Charlie. Nie była już wilkiem i miała na sobie tylko spodnie i stanik. Nie było chyba na tyle ciepło, żeby ubierać się w taki strój pozostawiający mało wyobraźni. Jake w życiu by się nie zgodził, żebym tak wyszła. Ciekawe, że Alex pozwolił na to Charlotte. 

-Gdzieś ty polazła?! 

I po chwili obok Charlie stał Alex, a jego nozdrza falowały ze złości. Miał napięte mięśnie i barki, stał dziwnie wyprostowany. Po chwili zdjął bluzkę i niemal siłą, wcisnął ją na Charlotte. 

-Nie skomentuje tego TERAZ tylko ze względu na siostrę - Charlie położyła dłonie na biodrach. - Skoro Kasper zajmuje się Ine, to ja idę z tobą szukać Jake'a.

-MY idziemy z tobą - Wtrącił Alex, zakładając ręce na piersi. 

Charlie machnęła na niego dłonią i już chciała coś powiedzieć, kiedy usłyszeliśmy krzyk. 

Zdziwiona podniosłam głowę i próbowałam wyłapać skąd dźwięk dochodzi. To było dziwne, bo wydawało się z mojego, ale przecież nikogo tam nie było... 

-Sam! 

Uzdrowiona przez zieleńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz