-18-

1.7K 122 8
                                    

--------Skok--------

Wyciągnęłam ją z celi. Jednak nie chciała dać się dotknąć Kasperowi, a mi ciężko byłoby wnieść ją po schodach. Do tego jej noga, która ewidentnie była złamana i mieliśmy mini kłopoty.

-Proszę, Sam - Powiedziałam, trzymając jej dłonie w swoich. - Pozwól Kasperowi zabrać się na górę. Będę cały czas obok. Czy ja pozwoliłabym cię skrzywdzić?

-W porządku - Powiedziała po kilku sekundach ciszy.

Odetchnęłam z ulgą. Chciałam już stąd wyjść. Pomimo tego, że nie czułam już jej strachu, który spadł do minimum, nie chciałam tu przebywać. Przyjechałam tu, żeby zbadać jaskinię i poszukać Jake'a, a w zamian za to włóczę się wokół. Jak mogłam mu to zrobić. On pewnie cały czas na mnie czeka. 

Gdy wyszliśmy z piwnicy, Kas posadził Sam na kanapie, delikatnie kładąc jej nogę złamaną nogę.

-Idę po lekarza. Mamy jednego w drużynie na wszelki wypadek.

Pokiwałam głową. Poszłam do kuchni i z szafki wygrzebałam miskę i czysty ręcznik. Zaczęłam delikatnie przemywać jej twarz, podczas gdy ona przyglądała mi się otwarcie.

-Zmieniłaś się - Powiedziała, a jej palec przesunął się po mojej twarzy. -Stałaś się dzika, a jednocześnie oswojona - Zmarszczyła brwi. -Ale to chyba nie ma sensu.

Uśmiechnęłam się lekko. Miało. I wydawało mi się, że większy niż zdawała sobie sprawę. Jake otworzył mi oczy. Pokazał piękno tego kim jestem, że nie muszę się wstydzić żadnej części siebie. Jednocześnie stał się jednak kimś kto całkowicie trzymał mnie w ryzach, pilnował i chronił. Sam - moja wilczyca, uznawała jego autorytet i była mu... uległa.

Więc miała dużo racji w tym co mówiła, choć nie wiedziała o tym. Wyczyściłam jej twarz, a wtedy do środka wszedł młody przerażony chłopak. Ten którego chciałam zbić. Niósł ze sobą niedużą torebeczkę. Zapewne niewielkiej ilości apteczka.

Jakie było moje zdziwienie, kiedy po otworzeniu zobaczyłam kolorowe fiolki. Sam też na nie spojrzała i spróbowała się cofnąć. Najwyraźniej nie tylko na Charlotte Gate ćwiczyła swoje chore umiejętności. Skrzywiłam się.

-Co chcesz jej zrobić? - Spytałam, stając przed Samantą i osłaniając ją. Wydaje mi się, że odetchnęła.

-To - Chłopak podniósł do góry fiolkę z czerwonym płynem. - To jest krew wampira i to nie byle jakiego. Krew potężnego żyjącego cztery stulecie wampira. Szybko uleczy twoją ranę - Powiedział chłopak wychylając głowę poza moje ciało i uśmiechając się do Sam. 

-Czy będzie bolało?

-Nie - Chłopak uśmiechnął się. - Tylko połaskocze.

Samanta pozwoliła mu się zbliżyć, ale gdy stanął obok niej złapała moją dłoń. Uścisnęłam ją delikatnie i przysiadłam na podłodze obok niej. Jaskinia musi chwilkę poczekać, ale nie odjadę stąd dopóki jej nie sprawdzę.

Przyglądałam się poczynaniom młodego. Założył na ręce lateksowe rękawiczki. Następnie rozerwał dłońmi nogawkę spodni Sam. Dziewczyna syknęła, a ten spojrzał na nią przepraszająco. Dziewczyna skinęła głową na nieme przeprosiny. Chłopak jak najdelikatniej przeciągnął palcem po jej skórze. Jak za sprawą czarodziejskiej różdżki za tym ruchem jej ciało zaczęło się otwierać. Stworzył niewielką ranę. Dziewczyna wpatrywała się dziwnie w zadrapanie, z którego jeszcze nie poleciała krew. Jej tętno nagle skoczyło jakby się czegoś obawiała. Delikatny zapach strachu podrażnił mój nos. Chłopak szybko odkorkował fiolkę i wylał krew wampira do organizmu Sam. Rana zabliźniła się natychmiast, a wtedy Sam odetchnęła i jej organizm wrócił do normy. Ciekawe o co chodziło.

Uzdrowiona przez zieleńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz