×1."Miał nie wracać"×

4.6K 384 411
                                    

Na peronie 9 i ¾ już dawno nie było takiego tłoku: rzesze ludzi cisnęły się w zbyt małym pomieszczeniu, czarodzieje przepychali się nieustannie, usiłując wypatrzeć w tłumie swoich znajomych i ciekawie zerkali na stojącą pod ścianą, zbitą w kupkę, ponurą i milczącą reprezentację Durmstrangu, która ewidentnie czuła się nieswojo, będąc pod czujnym spojrzeniem tylu Hogwartczyków.

- Tylko pamiętaj, Ron - Chudy, wyglądający na zmęczonego mężczyzna, bardziej łysy, aniżeli rudy, zwrócił się do swojego syna - to, że mamy zatarg z Malfoyami, nie oznacza, że masz zachowywać się jak pajac. Nie wdawaj się w bójki z tym całym Donaldem, czy jak tam się nazywa ten pomio-

- Arturze! - syknęła jego żona, tęga, przemiła kobieta o imieniu Molly.

- Syn Lucjusza, znaczy się - poprawił się mężczyzna. - A ty, Harry, uważaj w tym roku, szczególnie uważaj... Mogę się założyć, że zostaniesz-

- Arturze, nawet tak nie mów! - pisnęła pani Weasley. - Harry nie może być reprezentantem, przecież Dumbledore na to nie pozwoli! Dlaczego miałby? Dwa lata temu nawet odwołano Turniej...

- Odwołano, bo była nieprzepisowa liczba uczestników - sprostował mężczyzna - A nie dlatego, że wśród nich był Harry.

Żona obdarzyła go ponurym, karcącym spojrzeniem, pod wpływem którego mężczyzna jakby skulił się w sobie, zorientowawszy się, iż nie powinien mówić takich rzeczy.

Kłócenie się z żoną - a zwłaszcza taką żoną jak Molly - nigdy nie było opłacalne i Artur Weasley doskonale o tym wiedział. W końcu przekonał się o tym wręcz bolesną liczbę razy, kiedy to usiłował wyperswadować jej jakiś pomysł lub - jak teraz - sprzeczał się z nią kwestii Harry'ego.

Doprawdy, pani Weasley czasami zachowywała się zupełnie tak, jakby młody Potter był ich rodzonym synem. Oczywiście w momentach, gdy akurat nie traktowała Wybrańca lepiej, niż własnych dzieci, co też jej się zdarzało. W gruncie rzeczy, to dość zabawne, że matki zazwyczaj traktują obce pociechy w lepszy sposób niż swoje własne Być może wynika to z faktu,że słabiej je znają. A może to przez to, że od siebie zawsze wymaga się więcej i kobiety żądają nieraz od swoich dzieci by były jak najlepsze i doskonaliły swoje wady, podczas gdy u innych tych wad nie widzą, a przynajmniej ich niedoskonałości nie kłują tak w oczy.

A na niektóre obce pociechy to w ogóle nie zwracają uwagi. Przykładowo, Molly na peronie ani słowem nie odezwała się do przyjaciółki Harry'ego i Rona, Hermiony Granger. Być może dlatego, że zaczynała już powoli podejrzewać, iż młoda czarownica dla któregoś z nich już nie jest tylko przyjaciółką, a - jak doskonale wiadomo - matki zawsze niepomiernie irytują te wszystkie dziewczyny, które ich syn (w razie, gdyby chodziło o Rona) lub prawie-syn (gdyby jednak chodziło o Harry'ego), przyprowadza do domu lub co gorsza - jeżeli planuje z nimi wspólną przyszłość.

W każdym razie, Molly Weasley jako żona i matka, miała bardzo ciężką, niewdzięczną rolę i szczerze mówiąc, mentalnie odetchnęła z ulgą, gdy trójka przyjaciół oraz Ginny ruszyła w stronę pociągu.

A później na nowo zaczęła się stresować, gdy przez jej głowę zaczęły przelatywć wszystkie najgorsze scenariusze tego, co może wydarzyć się w trakcie tego roku szkolnego, gdy nie będzie jej blisko dzieci, zaczynając od wykolejenia się pociągu Londyn-Hogwart (ewentualnie Hogwart-Londyn), przez pożarcie przez wielką kałamarnicę w jeziorze, atak smierciożerców, zostanie wybranym na reprezentanta w Turnieju Trójmagicznym, zatrucie pokarmowe, zakochanie się w nieodpowiedniej osobie ("Mój biedny Billy!"), porwanie, zabójstwo, samobójstwo, tragiczną śmierć podczas lekcji eliksirów, powrót Czarnego Pana, aż do niezdania roku. Sama nie wiedziała, co byłoby najbardziej prawdopodobne.

Krukowisko || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz