×34. cz.II: Avada Kedavra!×

895 106 122
                                    

Leśna cisza była wręcz nienaturalna.

Harry nie odzywał się, wpatrzony w plecy Dracona. Czuł, jak jego ciało marznie coraz bardziej i pluł sobie w brodę, że nie założył czegoś cieplejszego: przecież mógł przewidzieć, że skoro umówił się z blondynem na zewnątrz, to gdzieś pójdą, a był cholerny grudniowy wieczór i w dodatku coraz bardziej zagłębiali się w ten ponury las, w którym było jeszcze zimniej.

Lumos — szepnął brunet i zobaczył, jak były ślizgon się wzdryga. Był dzisiaj jakiś dziwny, obcy, zupełnie inny, niż zwykle i Potter coraz bardziej kwestionował, czy aby na pewno tylko przez ten głupi list. Przecież gdyby tak było, mogliby odegrać scenę w Pokoju Życzeń; Narcyza napisała wyraźnie, że szpieg również tam z nimi był. O co więc chodziło? Dlaczego Draco, ten unikający ryzyka, dość tchórzliwy durmstrangczyk nagle chciał iść do Zakazanego Lasu? Przecież po tym, co stało się w pierwszej klasie, musiał się bać, otaczały ich niemal egipskie ciemności, w dziwnej, niepasującej do tego miejsca ciszy raz na jakiś czas rozlegał się trzask gałązek czy odległe wycie dzikich zwierząt, a Draco po prostu szedł przed siebie, jak gdyby nigdy nic. Nawet nie rzucił zaklęcia oświetlającego drogę i Harry obawiał się, że chłopak zaraz wpadnie w jakąś dziurę i skręci sobie kostkę.

To wszystko wcale nie zmieniało faktu, że z każdym kolejnym krokiem Harry Potter coraz mniej ufał Draconowi Malfoyowi. Nie chciał go podejrzewać, co to, to nie i gdyby nie te wszystkie miesiące, w których traktował go jak wroga, coś takiego nawet nie przeszłoby mu przez myśl. Ale fakt faktem, przez niemal dziewięćdziesiąt procent czasu, jaki się znali, byli po prostu nienawidzącymi się rywalami, chcącymi wdeptać się nawzajem w błoto i Harry nie był do końca pewien, czy to, że w jakiś sposób się do siebie przywiązali, go chroni. W końcu Draco wciąż był śmierciożercą, mającym uprościć wejście do Hogwartu podobnym sobie. Jasne, polubił Pottera, może nawet bardzo, ale wciąż był po przeciwnej stronie, nawet pomimo tych wszystkich prób udawania, że tak nie jest.

I był jeszcze list od Narcyzy. Harry naprawdę się zdziwił, gdy dostał dzisiaj informację o tym, że od kilku tygodni śledzi ich szpieg Czarnego Pana i Voldemort już wie, że coś jest na rzeczy. Prawdę mówiąc, Potter zaczynał obawiać się najgorszego: bo po co tak właściwie Draco miałby ciągnąć go do Zakazanego Lasu? Wybraniec widział przecież, że oddalają się od Hogwartu, a za to zbliżają do barier antyaportacyjnych. I bynajmniej mu się to nie podobało.

Istniała możliwość, że Draco po prostu chciał pozbyć się szpiega i porozmawiać na spokojnie. Może liczył, że ten ktoś nie wejdzie z nimi do lasu, albo się zgubi. To by tłumaczyło, dlaczego nie wyczarował światła. Tylko że wtedy powinien powiedzieć Portretowi, żeby on też tego nie robił, a były ślizgon nie odezwał się do niego nawet słowem od przekroczenia linii drzew. Harry'ego martwiło to, że Draco ewidentnie chciał dostać się do miejsca, gdzie nikt ze szkoły ich nawet nie usłyszy, gdyby coś się działo. Bo to było wyjątkowo podejrzane.

— Draco, co my tu robimy? — odezwał się w końcu. Jego głos zabrzmiał nienaturalnie głośno. — Chyba mi nie powiesz, że zaciągnąłeś mnie tu, żeby pogadać? Przecież widzę, co robisz. Jesteśmy już na tyle daleko od zamku i namiotów, że w razie czego nikt nam nie przeszkodzi w czymkolwiek, co zaplanowałeś. Więc?

Draco odwrócił się w jego stronę powoli, szepnął Lumos i Potter dopiero wtedy zauważył jego zaczerwienione oczy.

Cholera. Płakał.

— Chciałem porozmawiać — powiedział bardzo wolno, jakby zastanawiając się nad tym, czy jest tego pewien.

Potter domyślił się najprawdopodobniej o co chodzi, uznał blondyn. Czy wie też, że już przekroczyliśmy bariery antyaportacyjne, czy jeszcze tego nie wyczuł?

Krukowisko || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz