Gdy Harry otworzył oczy, nie poznał pomieszczenia, w którym się znajdował. Było ciepłe, pogrążone w półmroku w odcieniach beżowego i kremowego, wypełnione ciszą rozpraszaną oddechem dwóch osó-
Wzrok Pottera nagle natrafił na Draco i Wybraniec poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła.
O cholera, przemknęło mu przez myśl. To się stało. To się naprawdę stało.
Był tak przerażony, że zesztywniał. Przytłaczało go poczucie winy i zimny, lepki niepokój, paraliżujący jego myśli i ciało. Nie był przygotowany, by stawić temu czoła. Hordzie śmierciożerców - owszem. Lordowi Voldemortowi - jasne, bez problemu. Ale temu, że dzień wcześniej przespał się z Draconem Malfoyem - w życiu.
Już nawet nie pomyślał, że to chłopak. Po prostu to wszystko stało się zbyt nagle i niespodziewanie. Żaden z nich z pewnością nie był na to gotowy: coś było między nimi, Potter to czuł, ale na tym etapie znajomości seks z pewnością nie wchodził w rachubę i Harry ze strachem zdał sobie sprawę, że to stało się o wiele za wcześnie i może wszystko zniszczyć, bo czuł, że dystans pomiędzy nim, a Malfoyem zamiast się zmniejszyć, wzrósł do nienormalnych wręcz rozmiarów i chociaż sam blondyn się jeszcze nie obudził, brunet czuł w powietrzu, że tak będzie.
Czuł p o s o b i e, że tak będzie.
Zerknął znów na durmstrangczyka: blondyn leżał na plecach, zaplątany w brązowy koc, który leżał wcześniej na jednym z foteli. Jego włosy były w kompletnym nieładzie, prawy bok pokrywał fioletowo-zielony siniak (Wybraniec dowiedział się, że to pamiątka od Wierzby Bijącej), na lewym przedramieniu pysznił się Mroczny Znak, a ponad to wszystko jego szyja obsypana była konstelacją malinek. Harry pomyślał, że jeżeli wszystko, z czym Draco będzie stykał się w życiu, będzie zostawiać na jego ciele znak, niedługo nie zostanie na nim nawet skrawek nienaznaczonej skóry.
Powieki Malfoya zatrzepotały, gdy chłopak zaczął się wybudzać. Harry przeszedł miniaturowy atak paniki, gdy na twarzy chłopaka ukazał się grymas.
Z jakiegoś powodu potwornie bał się tego, co teraz powie lub zrobi Draco.
- Emmmm... Cześć, Harry - bąknął pod nosem blondyn zaspanym głosem, po czym syknął z bólu, próbując podnieść się do siadu. Zirytowany uniósł oczy do góry, mamrocząc pod nosem coś, co brzmiało jak "kurwa, serio" i spojrzał na Harry'ego. - Która godzina?
Brunet wzruszył ramionami. Były ślizgon westchnął cierpiętniczo.
- Dobra, i tak nie chciałoby mi się iść na lekcje. - Podciągnął koc pod samą brodę i zerknął na Pottera z błyskiem w oku. - Oficjalna wersja brzmi, że robimy zadanie na Turniej, jakby ktoś pytał.
Okularnik skinął głową.
- Podasz mi ubrania? Masz bliżej. - Kontynuował blondyn. - Swoją drogą, masz malinkę na szyi i obawiam się, że to moja wina, chociaż zupełnie tego nie pamiętam. Twoi przyjaciele wiedzą, że nie przychodzisz tu czytać książek, tak przy okazji?
Brunet pokręcił głową, podając szaty durmstrangczykowi. Starał się na niego nie patrzeć, był dziwnie skrępowany, bardziej, niż przy kimkolwiek kiedykolwiek. Czuł zupełną suchość w ustach. Gardło jakby zamarło w bezdźwięczności, myśli uciekły, zostawiając go niemego i na wpół ogłupiałego, odrętwiałego w swojej bezradności i niezdarności.
- Zamierzasz się w końcu odezwać, czy mowę ci odjęło? - Zirytował się blondyn, wbijając natarczywy wzrok w Harry'ego. - O co chodzi?
W jego głosie było coś, czego Wybraniec się tam nie spodziewał: obawa. Pod wypływem zaskoczenia uniósł wzrok, który skrzyżował się z tęczówkami Dracona - i do Pottera nagle dotarło, że blondyn jest równie spięty, co on, tylko stara się to ukryć pod płaszczykiem frywolności, lekkości i gadulstwa.
CZYTASZ
Krukowisko || drarry
Losowe"Moje słowa są jak szpony, gotowe rozszarpać ci gardło. Moje obietnice są krakaniem, zwiastującym nadejście zła." Turniej Trójmagiczny na czwartym roku Harry'ego nie odbył się. Teraz, dwa lata po tym wydarzeniu, gdy trzy szkoły - Hogwart, Beuxbatons...