Gra toczyła się całkiem nieźle, ale Harry chciał ją jak najszybciej skończyć i pójść do dormitorium. Im dłużej przebywał w towarzystwie Malfoya, tym częściej na niego zerkał i tym bardziej miał ochotę niby przypadkiem się do niego przysunać.
To bez sensu. Nigdy wcześniej nie czuł nic takiego w odniesieniu do blondyna. Skąd mu się to nagle wzięło?
Chłopak nie wiedział i dręczyło go to. Próbował tłumaczyć to sobie zmęczeniem, współczuciem i Merlin jeden wie, czym jeszcze, ale... prawda była taka, że nie przekonywało to nawet jego samego. Chciał być bliżej. Chciał wiedzieć więcej - od kogo przyszedł ten list w środku gry i dlaczego Malfoy uśmiechnął się, czytając go; dlaczego w tym pokoju było tak pusto, tak pedantycznie czysto i dlaczego Draco trzymał swoje rzeczy w torbie, a nie w szafie, jakby miał zamiar zaraz uciec; dlaczego unikał rozmów o swojej rodzinie; dlaczego, dlaczego, dlaczego - jakby nagle potrzebował wiedzieć wszystko.
A przecież już wiedział tak dużo. Sam zmusił Dracona do wyjawienia tylu rzeczy w Komnacie Tajemnic, bo sądził, że szykuje się coś złego, a teraz jego chęć, raz przecież zaspokojona, wzrosła znacznie, zupełnie irracjonalnie. A nie czuł przecież nic do byłego ślizgona, nic oprócz litości...
- Ha! - zawołał Ron, a Ginny natychmiast zatkała mu usta dłonią. Nawet pomimo tego rudzielec dodał jeszcze, stłumione przez rękę siostry, "wygfaem".
Tak, znowu. Weasley był piekielnie dobry w karty. W szachy zresztą też, co Potter pamiętał jeszcze z pierwszej klasy.
- Już późno - stwierdziła Hermiona, zerkając za okno. - Powinniśmy wracać. Nie wiem, jak wy, ale ja jeszcze muszę dokończyć esej na Numerologię no i pouczyć się na Zaklęcia trochę. Ginny, idziesz?
Rudowłosa skinęła w milczeniu głową. Hermiona nie posiadała własnej miotły, więc przyleciały z Weasleyówną na jednej, skutkiem czego musiały wracać razem.
- Ja też już będę szedł - dodał Ron. - Faktycznie już późno. Pa, Malfoy, fajnie, że się nie pozabijaliśmy. Jak nie gadasz non-stop o czystości krwi, nawet da się z tobą wytrzymać.
- Cała przyjemność po mojej stronie, Weasley - prychnął kpiąco blondyn i skierował wzrok na Harry'ego. - Dzięki, że wpadliście. To... całkiem miłe.
Potter skinął głową niemal mechanicznie, uprzejmie, bez zbędnej poufałości. Chciał zostać. Bardzo. I jeszcze bardziej się bał.
Był jak dziecko, zagubione we mgle, nie wiedzące, co ze sobą zrobić, gdy rozum podpowiadał jedno, a serce drugie. Z jednej strony, chciał zostać, z drugiej nie miał ku temu żadnych racjonalnych powodów. Już samo przyjście tutaj było głupotą, bo zrodziło te wszystkie niepoważne wątpliwości.Wziął więc swoją miotłę, dotychczas opartą o ścianę, otworzył okno i ostatni raz obdarzył Dracona krótkim, prawie że obojętnym spojrzeniem.
- Trzymaj się - powiedział, nie wiedząc, jak bardzo trafne okażą się jego słowa już następnego dnia.
××
Już dawno zaobserwowano pewną dziwną rzecz, dotyczącą gatunku ludzkiego - przyjemność, jaką człowiek czuje, poniżając drugiego człowieka. Budowanie poczucia własnej wartości na przekonaniu o tym, że ktoś inny jest gorszy, jest zjawiskiem powszechnie spotykanym, chociaż zazwyczaj przemilczanym, zupełnie jakby nikt nie chciał przyznać się do tak znaczącej dla jego istoty sprawy.
Paranoja osiąga jednak apogeum, gdy nie jeden człowiek, a cała społeczność spojrzy nagle na jakąś jednostkę jak na kamień węgielny swojej dobrej samooceny - i zazwyczaj nie kończy się to dobrze.
CZYTASZ
Krukowisko || drarry
Random"Moje słowa są jak szpony, gotowe rozszarpać ci gardło. Moje obietnice są krakaniem, zwiastującym nadejście zła." Turniej Trójmagiczny na czwartym roku Harry'ego nie odbył się. Teraz, dwa lata po tym wydarzeniu, gdy trzy szkoły - Hogwart, Beuxbatons...